Quantcast
Channel: Culture.pl - Literatura
Viewing all articles
Browse latest Browse all 711

Maria Jastrzębska: Przechadzki po różnych wszechświatach [wywiad]

$
0
0
Polski

Maria Jastrzębska: Przechadzki po różnych wszechświatach [wywiad]

Maria Jastrzębska w Lublanie
Maria Jastrzębska w Lublanie, fot. dzięki uprzejmości poetki.

Kiedy dziecko jest wychowane w dwóch lub więcej kulturach, już na zawsze ma inne spojrzenie pisarka Wioletta Grzegorzewska rozmawia z poetką i tłumaczką Marią Jastrzębską, której wybór wierszy Cedry z Walpole Park ukazał się jesienią 2015 w Polsce.

Maria Jastrzębska urodziła się 28 marca 1953 roku w Warszawie, cztery lata później wyemigrowała z rodziną do Londynu, w latach 1973-76 studiowała psychologię w Sussex. Mieszka w Brighton. Opublikowała książki poetyckie: "Postcards From Poland" (Working Press, 1991), "Home from Home" (Flarestack, 2002), "Syrena" (Redbeck Press, 2004), "I’ll Be Back Before You Know It" (Pighog Press 2009), "Everyday Angels" (Waterloo Press 2009), "At The Library of Memories" (Waterloo Press 2013) i sztukę "Dementia Diaries" (2011), która była wystawiana na deskach brytyjskich teatrów, m.in. w Edynburgu, Cardiffie, Londynie, Brighton, Southampton.

Przetłumaczyła na język angielski, wraz z Aną Jelnikar, wybór poezji słoweńskiego pisarza Iztoka Osojnika "Elsewhere" (Pighog Press, 2011) oraz wiersze i prozę Justyny Bargielskiej. W roku 2012 w ramach projektu Między dwoma światami − Poezja i przekład − Between Two Worlds. Poetry and Translation Biblioteka Brytyjska przygotowała dla archiwum nagrania kilkunastu jej utworów. Jej wiesze były tłumaczone na języki: polski, francuski, fiński, słoweński. W Polsce nakładem K.I.T. Stowarzyszenie Żywych Poetów w Brzegu ukazał się właśnie wybór jej wierszy "Cedry z Walpole Park".

Wioletta Grzegorzewska: W poezji wspominasz Polskę jako "miejsce, o którym rozmawiały nasze matki"?

Maria Jastrzębska: Polskę zapamiętałam migawkami małego dziecka. Moje wspomnienia, jak i sentyment do Polski, łatwo nałożyły się na opowieści dorosłych, były przesiąknięte ich wzruszeniami, które pojawiały się na przykład w piosenkach, bodajże partyzanckich: "Żal, żal za dziewczyną, za zieloną Ukrainą".  Czasem też wplatały się w nie jakieś na wpół podsłyszane opowieści: mama w konspiracji, tata ranny w powstaniu, płonąca kamienica, kotka, która szukała kociąt.

Do Londynu pojechaliście w roku 1957. Miałaś wtedy cztery lata. Czy zapamiętałaś cokolwiek z dnia wyjazdu?

W tamtych czasach nie można było wyjechać całą rodziną. Byłam z mamą i jedenastoletnim bratem. Ojciec został w Polsce i liczyliśmy, że dołączy, jak tylko mu się uda. Co nastąpiło po sześciu miesiącach. Nie było wtedy bezpośrednich lotów Warszawa – Londyn. Z samego dnia wyjazdu nie zapamiętałam nic. Natomiast pamiętam coś z Brukseli, gdzie zatrzymaliśmy się na jedną noc, o czym pisałam w innym wierszu, a także dzień przylotu do Londynu, na którym oparłam wiersz "Arrival/Przylot".

Czy tak jak w twoim wierszu był wtedy luty z wybijającymi się pączkami wierzb?

Faktycznie był to luty, akurat w święto Matki Boski Gromnicznej.

I czasy odwilży gomułkowskiej, gdy łatwiej było załatwić paszport, zniesiono zakaz posiadania obcych walut i zaprzestano zagłuszania zachodnich radiostacji nadających po polsku. Czy twoja rodzina postanawiała skorzystać z okazji i zdecydowała się na opuszczenie kraju?

No tak. Mówiło się, że powstanie węgierskie rok wcześniej wywarło duży wpływ na sytuację w Polsce. Na twoje pytanie odpowiedź musi być złożona. Powody polityczne i uczuciowe. Najprostsza odpowiedź to, że dopiero właśnie wtedy można było wyjechać. A dalej: ludzie wierzyli, że na Zachodzie jest wolność i demokracja. Rodzice mojej matki, których mama nie widziała od końca wojny, byli w Londynie. Dziadek był członkiem rządu na uchodźstwie. Mój ojciec był na wysokim szczeblu w swoim zawodzie i odczuwał coraz większą presję, żeby zapisać się do partii. Rodzice wierzyli, że sobie i nam, dzieciom, lepsze życie zapewnią na wolności, czyli na Zachodzie.

Czyli nie jechaliście w ciemno? Jak wyglądało wasze życie po przyjeździe do Anglii?

Mieszkaliśmy najpierw w jednym pokoju u dziadków na Ealingu. Początki były podobne jak dla wielu Polaków. Odcięcie od bliskich w Warszawie. Praca fizyczna. Mama sprzątała. Tata malował sufity. A mnie czekała szkoła, gdzie nic a nic nie rozumiałam, choć w tym wieku łatwo się nauczyć nowego języka. Ciekawe odkrycia. Na przykład zabawa w kasztany czyli conkers.

Młoda Maria Jastrzębska w Ealing
Młoda Maria Jastrzębska w Ealing

Na czym polega ta zabawa?

Najpierw zbiera się kasztany. Ogromna przyjemność. Kasztana należy przekłuć i przewlec go kawałkiem sznurka z węzełkiem na końcu, potem trzeba go specjalnie przygotować, jakby wzmocnić. Jedni moczą kasztany w occie, inni je przypiekają w ten sposób, żeby kasztany stwardniały, bo w takiej postaci są gotowe do boju. Bitwa polega na tym, żeby na zmianę uderzać z rozmachem w kasztan przeciwnika jak najmocniej celem rozbicia go. Komu kasztan ocaleje, ten wygrywa. Rozbity kasztan przegrywa. Świetna sprawa!

Wspomniałaś, że na początku nie mówiłaś w szkole po angielsku. W końcu jednak opanowałaś język na tyle, aby pisać w nim wiersze. Kiedy i gdzie zadebiutować? Pamiętasz swój pierwszy wydrukowany wiersz?

W szkolnym piśmie miałam opublikowane wiersze jako nastolatka. Chyba coś o śniegu, o wojnach i o ludzkim fałszu ukrytym w tak zwanym wyrafinowaniu! Później, jako dorosła, w pismach feministycznych między innymi "Spare Rib", "Writing Women", "Spinster" i tak dalej. To były lata osiemdziesiąte. Pierwszy malutki tomik opublikowałam w ramach konferencji Forum Polek w Londynie w roku 1986.

Spare Rib to było radykalne pismo.  Ciekawe, że pierwsze świadome wiersze zaczęłaś publikować w magazynach feministycznych. Czy te utwory trafiały tam ze względu na tematykę, to znaczy były zaangażowane w idee feminizmu drugiej fali, który zajmował się wówczas równouprawnieniem na rynku pracy, kwestiami aborcji oraz kobiecą seksualnością. A może autorkom było łatwiej publikować wiersze w takich pismach?

Czułam się outsiderką i nie widziałam dla siebie miejsca w świecie literackim. Byłam aktywistką związaną z ruchem feministycznym i tam czułam się bardziej, plus minus, jak u siebie. Tam także, dzięki wydawnictwom kobiecym, znajdowałam inspirujące autorki, często z Ameryki na przykład: Toni Morrison, Alice Walker, June Jordan czy Irena Klepfisz, pochodzenia polsko-żydowskiego.

Kiedyś powiedziałaś, że zawsze byłaś zainteresowana doświadczeniami związanymi z przekraczaniem granic: pomiędzy krajami, kulturami i językami, pomiędzy społecznymi i seksualnymi tożsamościami, zdrowiem i chorobą. Czy wciąż interesują cię tematy związane z byciem pomiędzy?

Jak najbardziej. Kiedy dziecko jest wychowane w dwóch lub więcej kulturach, już na zawsze ma inne spojrzenie na świat, nie widzi go jednolicie. Potrafi i musi porównać odrębne punkty widzenia. Kiedy rozmawiałam po polsku na przykład z mamą przez telefon, angielskie koleżanki od razu były przekonane, że kłócimy się, a ja im tłumaczyłam, że to normalna rozmowa. Kłótnia to by była dopiero.

Ale uważam, że każdy z nas, nie tylko ludzie na obczyźnie, porusza się na co dzień między kulturami, rodzina, praca, klub, gdzie są określone zasady, reguły, sposoby myślenia i mówienia. Każdy próg to jakaś granica i mnie to szalenie interesuje. To był też motyw mojej rezydencji, gdzie parę lat temu byłam animatorką wystawy pod tytułem "Unquiet border, Niespokojne granice". Publiczność, z którą wtedy współpracowałam, doskonale rozumiała pojęcie przekroczenia różnych granic w swoim życiu. A dla poety przechadzki po różnych wszechświatach są przecież konieczne.

Czy rodzajem takich przechadzek była też twoja praca translatorska i redagowanie antologii osób związanych z ruchem Queer?

Zdecydowanie tak. Sama wiesz, że przekład poezji z jednego języka na drugi wymaga przemieszczenia się w cudzą rzeczywistość. Miałam ogromną przyjemność współpracować z najlepszą tłumaczką z języka słoweńskiego, Ana Jelnikar, i razem przełożyłyśmy wybór wierszy wybitnego poety, Iztoka Osojnika. Przez dosyć długi czas pomieszkiwałam w świecie jego wyobraźni i wrażliwości. Dzięki niemu poznałam innych poetów słoweńskich i brałam udział we wspaniałych międzynarodowych warsztatach przekładu poezji Golden Boat. Obecnie zaczęłam tłumaczyć poezję Justyny Bargielskiej i to jest dla mnie również fantastyczna przygoda i kontakt ze współczesną Polską.

Kraina LGBT jest jednym z moich światów. Więc praca nad antologią Queer in Brighton (New Writing South 2014) we współpracy z plastykiem Anthonym Luverą była dla mnie czymś niesamowitym. Przygotowaliśmy wspólnie obszerną, wielotematyczną antologię, zawierającą kreatywne pisanie, fotografie, znalezione memorabilia, urywki z wywiadów i zapisów ustnych opowieści oraz esejów. Najmłodszy uczestnik miał siedemnaście lat, a najstarszy – ponad osiemdziesiąt. Kalejdoskop wspomnień i rozpiętość historii niezwyczajnych i jednocześnie jak najbardziej zwyczajnych ludzi. Byłam w swoim żywiole.

Wyczułam w twojej poezji niezwykłą otwartość na drugiego człowieka. Wiersze są często wielogłosowe, odtwarzają rozmowy, widać to choćby w mnogości cytatów zdań rozmówców. Jak angielscy czytelnicy reagują na polskie wtrącenia w twoich wierszach, na przykład: uwaga, polski sklep, pani Bożenka?

Angielska publiczność zaskakuje mnie, dając mi znać, że zawsze czerpie przyjemność właśnie z tych wtrąceń. Także bardzo im się podoba, jeśli jakiś wiersz jest czytany w wersji polskiej, więc liczę, że i tym razem zareagują pozytywnie na książkę dwujęzyczną.

No właśnie. Do kraju wracasz symbolicznie po kilkudziesięciu latach z obszernym, angielsko-polskim wyborem wierszy, "Cedry z Walpole Park", o którym Urszula Chowaniec napisała: "to pejzaż bezustannych napięć między tym, co znane, i co obce". Czy odczuwasz, że ta publikacja jest jakby powrotem do Polski?

Wiesz, że tak. To znaczy ja jeżdżę do Polski dosyć regularnie. Ale bywam prywatnie. Mam tam rodzinę i przyjaciół. Dotychczas moje wiersze w przekładzie polskim pojawiały się na literackiej scenie głównie w kontekście literatury emigracyjnej. Nie wiem, jak to się właściwie stało, bo miałam czytania w Finlandii, Słowenii, Irlandii, trochę moich wierszy ukazało się we Francji, nawet jeden wiersz został przetłumaczony na język japoński, a w Polsce, zanim nie wzięli się do roboty młodzi tłumacze z Wielkiej Brytanii, to prawie nic.  

Ciekawi mnie, dlaczego nie zmieniłaś swojego, trudnego do wypowiedzenia w świecie anglojęzycznym, nazwiska?

Może to jest takie bloody-mindedness, jak mówią Anglicy, czyli upór i krnąbrność z mojej strony? Bunt przed presją asymilacji? Być może gdybym zmieniła nazwisko, miałabym lepsze powodzenie w świecie anglojęzycznym. Zastanawiałam się nad tym, bo to 'rz', już pomijając w ogóle sprawę 'ę', jest zabójcze dla anglojęzycznych osób. Cóż, ja kocham tę niesforną literę 'z'.

Czy w Anglii, a dokładnie tam gdzie mieszkasz – w Brighton – masz swój własny pokój do pisania? Jeśli nie, to gdzie zwykle piszesz?

Niezupełnie. Za dnia mam swój własny pokój, gdzie mi nikt, oprócz kotki, nie przeszkadza, gdzie mam swoje książki, słowniki, obrazki, swoje rzeczy i pamiątki. Nocą zamienia się on we wspólną sypialnie. Biurko można zasłonić parawanem. Na parawanie jest zdjęcie ulicy w Wenecji. Widać balkony.

Rozmawiała Wioletta Grzegorzewska, październik 2015 r.

Kategoria: 
Literatura
FacebookTwitterRedditShare

Viewing all articles
Browse latest Browse all 711

Trending Articles


TRX Antek AVT - 2310 ver 2,0


Автовишка HAULOTTE HA 16 SPX


POTANIACZ


Zrób Sam - rocznik 1985 [PDF] [PL]


Maxgear opinie


BMW E61 2.5d błąd 43E2 - klapa gasząca a DPF


Eveline ➤ Matowe pomadki Velvet Matt Lipstick 500, 506, 5007


Auta / Cars (2006) PLDUB.BRRip.480p.XviD.AC3-LTN / DUBBING PL


Peugeot 508 problem z elektroniką


AŚ Jelenia Góra