Quantcast
Channel: Culture.pl - Literatura
Viewing all articles
Browse latest Browse all 711

Zbigniew Herbert jako dramaturg

$
0
0
Polski

Zbigniew Herbert jako dramaturg

Zbigniew Herbert, Dom pracy twórczej ZLP, 1972, fot. Erazm Ciołek / Forum
Zbigniew Herbert, Dom pracy twórczej ZLP, 1972, fot. Erazm Ciołek / Forum

Twórczość dramaturgiczna Zbigniewa Herberta, choć ilościowo skromna, jest równie znacząca, co poetycka. Są to dialogowane dyskursy filozoficzno-poetyckie, w których świat antyku w swej bezwzględnej surowości nabierał cech zaskakująco aktualnych. Autor "Pana Cogito" demaskował także świetlane wizje naszych elit rządzących, którym realne życie nieustannie zadawało kłam.

Poeta obnażał ludzkie egzystencje zdeterminowane przez los, a więc skazane – przez ustrojową doktrynę i warunki społeczno-ekonomiczne – na niegodną wegetację. W mrocznych, zaprawionych gorzką ironią rodzajowych scenach ukazywał porażające beznadzieją i nijakością życie całkiem zwyczajnych bohaterów. Jakkolwiek wskazywał na działanie sił wypaczających charaktery ludzi, które skazywały ich na niegodne postępki, bynajmniej nie usprawiedliwiał takich czynów.

Pierwszy dramat Zbigniewa Herberta, "Jaskinia filozofów", ukazał się drukiem w "Twórczości" w 1956 roku, w tym samym czasie, co "Struna światła", jego książkowy debiut poetycki. W dwuletnich odstępach na łamach prasy pojawiły się kolejne sztuki poety: "Drugi pokój" (1958), "Rekonstrukcja poety" (1960) i "Lalek" (1961). Wszystkie razem wydano po raz pierwszy w 1970 roku w zbiorze "Dramaty" (w późniejszych wydaniach uzupełnione o słuchowisko "Listy naszych czytelników"). Zainteresowanie Herberta teatrem wyczerpało się jednak na tych kilku próbach. Zdaniem niektórych krytyków są one raczej traktatami przeznaczonymi bardziej dla potrzeb radia czy telewizji niż sceny.

"Herbert uprawia formy krótkie – także dramaturgię radiową – o dość szerokim wachlarzu tematycznym i formalnym: od filozoficznej alegorii ('Jaskinia filozofów', 'Rekonstrukcja poety') do realistycznego szkicu dramatycznego z pogranicza reportażu ('Lalek', 'Drugi pokój')."
[Jerzy Kwiatkowski w: "Literatura polska. Przewodnik encyklopedyczny", Tom I, Warszawa 1984]

Herbert ze swoimi kameralnymi, ściszonymi opowieściami o ludziach, których dotyka wielka niesprawiedliwość losu, pozostawał poza zasadniczym nurtem ówczesnych inspiracji, które w latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych stanowiły o wielkiej sile polskiej dramaturgii. Jego głównymi wyrazicielami byli właśnie poeci: Tadeusz Różewicz, Stanisław Grochowiak, Miron Białoszewski, Ernest Bryll. Wyjątkiem potwierdzającym regułę był niepiszący wierszy Sławomir Mrożek.

"Jaskinia filozofów"

"Jaskinia filozofów", realizacja z roku 1961, fot. materiały Fundacji im. Z. Herberta
"Jaskinia filozofów", realizacja z roku 1961, fot. materiały Fundacji im. Z. Herberta

W dorobku Herberta, zarówno poetyckim, eseistycznym, jak i teatralnym, nietrudno dostrzec wyraźną fascynację kulturą antyku. Jego "Jaskinia filozofów"świadomie czerpie ze śródziemnomorskiej tradycji. Podobnie jak starożytna klasyka sceniczna ma kunsztownie, wręcz muzycznie zakomponowane dialogi. Dodajmy do tego wspaniałą obywatelską postawę autora, który podobnie jak Sokrates nawet w obliczu największych zagrożeń nigdy nie sprzeniewierzał się wyznawanym ideałom, a zrozumiemy, w czym tkwi siła "Jaskini filozofów", która wciąż porusza swoją nieprzemijającą aktualnością.

Rzecz traktuje o ostatnich godzinach życia oczekującego egzekucji greckiego filozofa Sokratesa. Na śmierć przez wypicie cykuty skazała go ateńska Rada Pięciuset w 399 roku p.n.e. Areopag tych demokratycznie wybranych sędziów uznał Sokratesa za winnego szerzenia wśród młodzieży demoralizacji. Pod tym pojęciem rozumieli nadmierną swobodę korzystania z wiedzy i myślenia, które Sokrates zaszczepiał swym uczniom i zwolennikom. 

Filozof uznaje wyrok za niesłuszny, jednak prawomocny, więc przyjmuje go z pokorą. W ten sposób broni zarówno prawa do swobody intelektualnej wypowiedzi, jak i do poszanowania ustanowionego przez niezawisłych sędziów wyroku, za które przychodzi mu zapłacić życiem. Zdecydowanie odrzuca natomiast możliwość opłacenia się strażom i ucieczki z miejsca przetrzymywania.

Cienko ironiczna przewrotność tekstu, w tytułowej jaskini pozwala dopatrzyć się współczesnego więzienia. W postaci klasyka greckiej filozofii Sokratesa można dostrzec samego autora, który swą nieugiętą postawą sprzeciwu wobec wszelkich poczynań władz PRL dobrowolnie skazał się na rodzaj odosobnienia, ucieczki w opór pod postacią emigracji wewnętrznej. ("Bądź wierny Idź"– czytamy w jego głęboko osobistym "Przesłaniu Pana Cogito").

Przy pisaniu "Jaskini filozofów" autor oparł się na dialogach Platona, zwłaszcza: "Obronie Sokratesa", "Kritonie" i "Fedonie". Mit wielkiego filozofa poddał jednak zdroworozsądkowej, demitologizującej krytyce. Czy znużony życiem mędrzec wybrał śmierć, żeby uniknąć hańby i ocalić fundamentalne dla swojej filozofii przeświadczenie, że ustanowionym prawom należy się bezwzględnie podporządkować? Czy też, jak sugeruje Wysłannik Rady, odrzuca ofiarowaną mu szansę obrony i ucieczki, żeby uniknąć dalszej samotności, goryczy opuszczenia, gdyż "szkoła" Sokratesa wyczerpała swe intelektualne możliwości i w krótkim czasie ostatecznie rozpadłaby się? Niedwuznacznie sugeruje to zaufany uczeń filozofa Platon: 

"Prawdziwy Sokrates, Sokrates, że tak powiem publiczny, jest dziełem swoich uczniów. Kiedy kilkanaście lat temu odkryli go, był jak śpiewak uliczny, niewątpliwy talent, ale bez żadnej kultury. Homera nie znał, dialektykę miał amatorską i żadnych zainteresowań metafizycznych – słowem prymityw. Obmyślono cały system dokształcania, podsuwając mu niby przypadkowo rozmówców, od szewca do sofisty. Ogromna praca."

Herbert nie podsuwa łatwych rozwiązań. Z właściwą sobie autoironią odpowiada głosami Chóru:

"Autor kazał przeprosić i powiedzieć, że odpowiedzi nie da. Mówi, że sam nie wie."

Wysłannik Rady namawiając Sokratesa do ucieczki przed śmiercią, używa jego własnej broni: retoryki. Polemizuje z wygłaszaną przezeń tezą, że praw należy słuchać, choćby były okrutne: "w głębi Afryki żyją plemiona, które składają ofiary z ludzi. Takie jest ich prawo. Prawo lakedemońskie nakazuje uśmiercać słabe dzieci. Cóż ty na to, Sokratesie?". Sokrates milczy. Nie odpowiada też na dalsze prowokacje, które z pełną mocą wybuchają w konkluzji Wysłannika Rady: "Tak więc, Sokratesie, twoja obrona praw jest w gruncie rzeczy obroną władzy. I to władzy absolutnej. Jesteś totalistą". Sokrates w końcu przyzna, że "wyzwolił potwora" prowadzącego do podobnych spekulacji myślowych.

W obliczu rychłej śmierci wszystkie sprawy ulegają nagłemu przewartościowaniu, nabierają zupełnie odmiennego znaczenia – innego wymiaru. Ostatnie chwile spędzone z zaproszonym do celi towarzyszem z lat dziecięcych Kritonem upłyną im na wspomnieniach o wyścigach łódek z kory i niewybrednych żartach czynionych belfrom. A kiedy żona Ksantypa patetycznie oznajmi: "Żegnaj, Sokratesie. Nie mam do ciebie żalu", jego jedyną odpowiedzią okaże się krótkie: "Dziękuję".

Sokratesa nużą wizyty uczniów. Intrygują natomiast rozmowy z mocno stąpającym po ziemi Strażnikiem, który go instruuje: 

"Przy cykucie to jest tak: naprzód szpilki po całym ciele. Potem drętwienie nóg, jakbyś spił się ciężkim winem. Głowa najdłużej działa. Można także mówić. Wreszcie przychodzi czkawka i dreszcze. No i koniec. Co potem, to już ty sam powinieneś wiedzieć." 

Za prawdziwie przyjacielską radę skazaniec przyjmie informację, że trucizna szybciej działa, jak się po jej wypiciu zażywa ruchu, bo krew wtedy żywiej krąży. A kiedy już pusty flakonik po cykucie wypadnie z ręki mistrza, obecni przy egzekucji przyjaciele zanotują ostatnie wypowiedziane przezeń słowa: "Nie zapomnijcie ofiarować koguta Esklepiosowi".

W pamięć wryją się raczej inne, wcześniejsze słowa; o tym, że "wszyscy wysłani na tamtą stronę będą mieli do szyi przytwierdzony kamień z paragrafem, na który umarli".

"Rekonstrukcja poety" 

Zbigniew Herbert był poetą głęboko przywiązanym do antycznych korzeni naszej kultury, nic więc dziwnego, że na bohatera swojego słuchowiska – bo "Rekonstrukcja poety" powstała właśnie z myślą o radiu – wybrał Homera. Ukazuje go jako człowieka z krwi i kości, ze wszystkimi słabościami i wadami. Udowadnia, że poecie czasem daleko jest do obrazu, jaki ukształtowały jego dzieła. 

Herbert przedstawia niewidomego twórcę, który po czasie zmienia pogląd na rzeczy dotąd dlań istotne. Homer ze zgiełku wielkich bitew swoje zainteresowanie przenosi na drobiazgi dnia codziennego. Przy okazji udowadnia nam, współczesnym, że można nie dać się wciągnąć w walkę o bogactwo i prestiż, jakie towarzyszą nam w codziennym, pospiesznym życiu.

"Herbert przebija się przez powłokę alegorii i mitu, wydobywając ze starych fabuł ich znaczenia aktualne. Osiąga to różnymi sposobami między innymi krzyżowaniem pytań, zmianami punktów widzenia oraz szczególnym traktowaniem języka. Często posługuje się stylizacjami, na przykład na język prosty, dziecinny lub wypowiedź użytkową, albo przeciwnie – wypróbowuje konstrukcje patetyczne – przeważnie kontrastujące z tematem. Stąd tak częste wrażenie dystansu, ironii, żartu. Gra tymi jakościami estetycznymi nie przysłania zespołu wartości etycznych wpisanych w tę poezję – godności, odwagi, potrzeby ładu duchowego. Prawdą o rzeczywistości jest dla Herberta obraz nieustannie ścierających się porządków wartości. Twórczość Herberta ostrzega przed naruszeniem tej równowagi, ukazuje groźbę przewagi jednego dowolnego porządku, a w dramatach i 'Panu Cogito' pokazuje konsekwencje takiej supremacji." 
[M.L. (Magdalena Lubelska), "Mały słownik pisarzy polskich", część II, Warszawa 1981]

Herbert w usta Homera wkłada słowa: "Poezja to krzyk. Wiesz, co zostaje z poematu, kiedy usuniesz wrzawę?". Odpowiedzi, nieco dalej, udziela sobie sam Homer: 

"opowiadałem burzę morską
walenie się murów
zboże płonące
i przewrócone pagórki
a zapomniałem o tamaryszku
 
kiedy leży
przebity włócznią
a usta jego rany
domykają się
nie widzi
ani morza
ani miasta
ani przyjaciela
widzi
tuż przy twarzy
tamaryszek
 
wstępuje
na najwyższą
suchą gałązkę tamaryszku
i omijając
liście brunatne i zielone
stara się
ulecieć w niebo
bez skrzydeł
bez krwi
bez myśli
bez –" 

"Rekonstrukcja poety" to również Herbertowska gra czasem oraz ironiczny komentarz do pychy wszechwiedzy ludzi naszej epoki. Sztuka ma dwa plany czasowe: antyczny – ery Homera i współczesny. Ten ostatni reprezentuje zadufany Profesor, który w naukowym, coraz bardziej hermetycznym i niezrozumiałym wywodzie – w tle aluzyjnie zagłuszanym przez przez kapanie wody z kranu – próbuje udowodnić, że odnaleziony zabytek literatury starożytnej, z fragmentem o tamaryszku, na pewno nie został stworzony przez Homera. Co najwyżej może być epigońską podróbką. Palimpsestem. Apokryfem. 

Jego usiłowaniom gdzieś z zaświatów przygląda się sam Homer i przyznaje się do autorstwa tegoż wątku, którego akurat nie włączył do oryginału swojej epopei. Z prostego powodu. Natura ludzka jest niezmienna – słuchający poematu oczekują od autora krzyku i wrzawy. Krwawych zmagań bogów i herosów. Bo kogo obchodzi ranny wojownik, który przedśmiernym spojrzeniem obejmuje jedynie  krzak tamaryszku? Pokonani nie piszą dziejów świata. 

"Drugi pokój"

"Drugi pokój", fot. materiały Fundacji im. Z. Herberta
"Drugi pokój", fot. materiały Fundacji im. Z. Herberta

Dramat "Drugi pokój" jest opowieścią o młodym małżeństwie. On i Ona, przeciętni zjadacze chleba – niewykluczone, że inteligenci – biernie przyglądają się samotnemu umieraniu za ścianą starszej pani, z którą dzielą mieszkanie. W końcu posuwają się do perfidii, wysyłając jej niby-urzędowe pismo, nakazujące tejże głównej lokatorce opuszczenie... bezprawnie zajmowanego lokalu. 

Para małżonków robi wszystko, aby nie przyznać się przed sobą, że oczekuje zgonu staruszki, która niegdyś przygarnęła ich do swego mieszkania w zamian za opiekę. Wynajdują powody, abym samym sobie udowodnić jej życiową nieprzydatność. Śmierć starszej, samotnej kobiety rodzi nadzieję objęcia po niej pokoju, co ma się obrócić na korzyść ich rodzinnego życia, gdyż spodziewają się narodzin potomka.

Wstrząsająca opowieść o zaniku serca i cynicznej bezduszności, prowadzącej do zbrodni zaniechania. Morderstwa doskonałego, gdyż formalnie parze młodych bohaterów nie dałoby się zarzucić działania z premedytacją. O tym, że takim jednak było, wiedzą tylko oni sami, i widzowie.

"Herbertowski bohater dowiaduje się, iż zło zarazem go otacza i przenika doń [...]. Zło, choć często niepozorne, szare, jest też nieusuwalne, bezpiecznie zagnieździło się u dna ludzkiej osobowości, jak ów 'diabeł rodzinny' z tomu 'Napis' [...] 'uparty jak kąkol, leniwy jak łopuch'. Jego obecność odsłania się w najbardziej pospolitej codzienności; choćby w codzienności sublokatorskiego mieszkania, nakreślonej przez autora 'Drugiego pokoju'. Sztuka ukazuje zło 'banalne', kiedy to znużenie monotonnym przebywaniem ze sobą, materialne problemy i wszystko, co składa się na pospolitą opresję ludzkiego życia, w dwójce bohaterów przeradza się w zdolność do czynienia zła, w chęć morderstwa. Herbert konsekwentnie usuwa wszelkie potencjalne sceny patosu, nie ma tu na przykład sceny zabójstwa, w gruncie rzeczy nie wykracza się poza zwykłe doświadczenie widza. Jest nuda, banał, głupota i powolne obsuwanie się w zło. A także udręczenie, którego ekspresją stanie się krzyk."
[Andrzej Franaszek, "Ciemne źródło. Esej o cierpieniu w twórczości Zbigniewa Herberta", Kraków 2008]

Starość ustąpiła pola młodości. Trzeba będzie zakasać rękawy – wywiórkować podłogę, ze ścian zedrzeć tapetę, pomalować. Najlepiej na żółty kolor, "żeby było zawsze jasno".

"Lalek"

"Lalek", fot. materiały Fundacji im. Z. Herberta
"Lalek", fot. materiały Fundacji im. Z. Herberta

Małomiasteczkowa tragedia, podzielona przez autora na trzy części. Pierwszą: "Opis", wypełnia wielogłosowa (Reporter, Babka, Poeta, Listonosz etc.) charakterystyka na poły wiejskiej, na poły miejskiej społeczności, wśród której rozegra się dramat. W drugiej części "Stodoła" akcja przenosi się do lokalnej mordowni o takiejże swojskiej nazwie, gdzie odbywa się powszednie, zwyczajowe pijaństwo.

Młody chłopak, w swoim otoczeniu zwany Lalkiem, czeka tu na dziewczynę, z którą jest umówiony. Ona z nie do końca jasnych przyczyn spóźnia się. Do knajpy przybywa za to Żuk, młodszy brat Lalka. Chce Lalkowi przekazać pilne ostrzeżenie o grożącym mu niebezpieczeństwie. Żuk, zatrzymany przy jednym ze stolików nie potrafi wykręcić się od następujących po sobie szybko kolejek i toastów. Tymczasem do Lalka podchodzi nieznany mężczyzna i prosi go na stronę. Część ostatnią: "Ubieranie do snu" wypełnia lakoniczny zapis tego, co wydarzyło się po nieszczęściu, które dotknęło tytułowego bohatera. 

"Moje nieustanne zdumienie, kiedy stykam się z fenomenem śmierci, a jako artysta żyję w jej dusznym klimacie, potęguje się jeszcze bardziej, gdy dotykam dramatu takiego jak ten – wypowie się później Poeta. – Nagłe dotknięcie losu, który nobilituje pospolitą egzystencję."

Sztuka Herberta opowiada historię pozornie banalną. Intryguje sposób, w jaki autor "Pana Cogito" przedstawia dramat Lalka. Dopiero pod koniec sztuki wychodzi on na pierwszy plan. Wstrząsa miasteczkiem, lecz trudno oprzeć się wrażeniu, że tylko na chwilę. Minie parę dni i wszystko powróci do normy. W sądzie będą kłócić się o krowę. Na rynku, pośród "brązowych kałuż końskiego moczu" liczyć pieniądze i badać rozmiary kurzych jaj. Raz na rok referent od "zagadnień kulturalno- oświatowych" zorganizuje odczyt jakiegoś "autora z Warszawy". A na co dzień miejscowi chłopi, robotnicy i inteligencja pracująca po ciężkim, znojnym dniu, pójdą zapić smutki w Stodole. 

Herbertowski portret polskiej prowincji jest mroczny i zaprawiony gorzką ironią. Autor kwestionuje naiwną wiarę w postęp, propagowaną latami przez komunistyczne władze. Szydzi z rzekomej poezjotwórczej aury sielskich krajobrazów i stereotypu błogiego życia w malowniczych miasteczkach, zatopionych wśród jezior i lasów. Życie bohaterów "Lalka" poraża beznadzieją i nijakością. Nie ma tu miejsca nie tylko na artystyczne wzloty i górnolotne hasła, ale nawet na głębsze uczucia. 

Dramat  Zbigniewa Herberta powstał w kontrze do wyidealizowanych obrazków świetlanego życia w PRL-u, znanych choćby z ówczesnego przeboju "Augustowskie noce" z repertuaru Marii Koterbskiej. Pióro autora obnażyło cały blichtr małomiasteczkowej sielanki opiewanej w piosence. Herberta zainspirowała autentyczna zbrodnia z przełomu lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych, popełniona w tymże miasteczku (w tekście sztuki jego nazwa nie pada). Piosenka o nim była akurat u szczytu powodzenia, kiedy doszło do tragedii. 

Wbrew tytułowi Lalek nie jest głównym bohaterem sztuki. W rzeczywistości funkcję tę pełni cała lokalna zbiorowość. On zaś staje się jedynie symbolem jej losu. Jako jedyny z bohaterów ma szansę uszlachetnić swą egzystencję. Niestety, miłość, którą obdarzał Lodzię, sprowadza nań nieszczęście. Dla ludzi wegetujących w małych miasteczkach nie ma nadziei. Dlatego tak groteskowo, wręcz fałszywie brzmią w sztuce Herberta lekcje francuskiego, muzyka Chopina i fragmenty literatury nadawane przez radio. Znacznie bliższy prawdy jest domorosły Poeta ze swoimi grafomańskimi wierszami, nieudolnie naśladującymi frazę Różewicza: "Jedyny pomnik/ który tu ocalał/ stoicka koza/ w samym środku rynku".

"Listy naszych czytelników" 

"Listy naszych czytelników", fot. materiały Fundacji im. Z. Herberta
"Listy naszych czytelników", fot. materiały Fundacji im. Z. Herberta

Słuchowisko radiowe "Listy naszych czytelników" jest ostatnim utworem dramatycznym napisanym przez Zbigniewa Herberta. Tu także pojawia się współczesny bohater, którego życie zostaje naznaczone piętnem cierpienia. Jest zbyt słaby (nadto wrażliwy?), aby przeciwstawić się następującym po sobie ciosom. A przeżywa pasmo prawdziwych dopustów losu.

Najkrócej o "Listach..." Herberta można powiedzieć, że jest to studium zaszczucia. Sztuka – autor napisał ją jako słuchowisko radiowe – obnaża samonapędzający się mechanizm niedopowiedzeń, plotek i pomówień, który sprawia, że najuczciwszy nawet człowiek zaczyna jawić się otoczeniu jako osoba co najmniej dwuznaczna i podejrzana.

Bohaterem sztuki jest tzw. przeciętniakiem, który stara się uczciwie przejść przez życie, a jednak wpada w tryby machiny, który go miażdży. Wszystko zaczyna się z pozoru niewinnie, po czym szybko zmierza w rejony absurdu, gdzie zawodzą już wszelkie prawidła logiki i możliwość obrony. Zaczęło się od nagłej śmierci  żony bohatera. Mężczyna zwierza się ze swoich nieszczęść dziennikarzowi:

"W domu czułem się źle. Wie pan, Panie Redaktorze, ciągle natrafiałem na różne rzeczy, które mi ją przypominały. Mówię – żonę. Na przykład pantofle. Najgorsze są pantofle. Pan nawet nie wie, Panie Redaktorze, ile takie pantofle mogą opowiedzieć."

Wdowiec postanowił zająć się uporządkowaniem spraw domowych i wziął zaległy urlop. Kiedy wrócił do pracy, dyrektor firmy najzupełniej nieoczekiwanie zaczął go namawiać – w związku z "przejściowymi trudnościami"– do zmiany stanowiska. Czasowo. Zamiast dotychczasowej pracy w księgowości bohater zostaje magazynierem. Nie narzeka, bo styka się z nowymi ludźmi, co jest dlań pewnego rodzaju pociechą w sytuacji nagłego osamotnienia.

Najbliższy sąsiad bohatera i przyjaciel rodziny, dochodzi do wniosku, że samotnemu wdowcowi nie jest już potrzebne tak duże mieszkanie. Administracja domu jest podobnego zdania i większe lokum przechodzi na rzecz sąsiada i jego nowo poślubionej żony. Niepowodzenia mają to do siebie, że lubią chodzić parami

Niestety, przeniesienie na gorsze stanowisko nie pozostaje niezauważone. O bohaterze szepcze się po kątach, że został przeniesiony dyscyplinarnie, za machlojki w księgowości. Wokół samotnego i mało odpornego na pomówienia wdowca narasta atmosfera niczym nieuzasadnionej izolacji. Insynuacje dochodzą nawet do wiadomości kierownika domu dziecka, z którego bohater dwa razy w miesiącu przyjmował pod swój dach na weekendy dziesięciolatka Piotrusia z rozbitej rodziny. Wychowanek otrzymuje zakaz kontaktów z bohaterem, na którym ciążą "zarzuty". Wprawdzie nie bardzo wiadomo jakie, ale jednak. Rozwój wypadków jednoznacznie zmierza do tragedii. 

Pasmo zgryzot kończy się osadzeniem bohatera w szpitalu psychiatrycznym na przymusowym leczeniu. W wyniku takich doświadczeń księgowy z "Listów..." znoszący swe cierpienia wytrwale i z godnością, ostatecznie upada pod ich ciężarem. I tak wytrzymał wiele, choć nie jest herosem, tylko zwykłym człowiekiem. Zrezygnowany, spokój ducha i pozorną radość życia znajduje dopiero stroniąc od kontaktów z ludźmi i oddając się w wolnym czasie filatelistyce.

Bohater "uczciwy, skromny i bez wyrazu" uznaje swoją bezsilność wobec okrutnych praw, którymi rządzi się świat: "Ja już do niczego nie byłem zdolny. Wrak". Można w nim dostrzec typowego pechowca, nieprzystosowanego do życia. Jednak fakt, że triumfy odnoszą wokół niego sami karierowicze, lizusy, krętacze i cwaniacy, każe inaczej spojrzeć na niedostosowanie bohatera do warunków, w jakich przyszło mu żyć w najlepszym z możliwych systemów.

Zbigniew Herbert w swoim mieszkanie, Warszawa, 1974, fot. Bohdan Majewski / Forum

Nasz autorski wybór najważniejszych cytatów z wierszy, esejów i wypowiedzi Zbigniewa Herberta Czytaj dalej about: Przykazania pana Cogito, czyli najlepsze cytaty z Herberta

Zbigniew Herbert jako dramaturg wykazał się wspaniałym zmysłem kompozycyjnym. W każdym z pięciu tekstów użył innego narracyjnego klucza.

  • "Jaskinia filozofów" jest współczesnym wariantem greckiej tragedii, z klasycznym podziałem postaci: od protagonisty do komentującego chóru.
  • "Rekonstrukcja poety" to już formalny eksperyment wymieszania dwóch planów czasowych, co jest dobrym zabiegiem uwydatniającym podobieństwa i różnice między antykiem a dniem obecnym – nie bez ironiczno-groteskowych wycieczek w stronę współczesności.
  • "Drugi pokój" można potraktować jako sztukę polemiczną wobec ówczesnej mody na dramat egzystencjalny: dwoje młodych ludzi obezwładnionych zagrożeniem, które czai się w sąsiednim pokoju; zaskoczeniem jest to, że swoim niegodziwym postępowaniem sami sobie je zgotowali.
  • "Lalek" to w istocie scenicznie rozbudowany reportaż radiowy, w całej rozciągłości ukazujący panoramę polskiej prowincji początku lat sześćdziesiątych.
  • "Listy naszych czytelników" to z kolei monodram, w duchu interwencyjnego reportażu, z niemym wykonawcą w drugim planie.

We wszystkich sztukach Zbigniewa Herberta znajdziemy, oczywiście, wspaniałe wyczucie słowa. I – podobnie jak w poezji – zaskakujące gry językowe, budujące nowe sensy i znaczenia. 

Autor: Janusz R. Kowalczyk, marzec 2017

Kategoria: 
Literatura
FacebookTwitterRedditShare
Treści dot. projektów IAM: 

Viewing all articles
Browse latest Browse all 711

Trending Articles


TRX Antek AVT - 2310 ver 2,0


Автовишка HAULOTTE HA 16 SPX


POTANIACZ


Zrób Sam - rocznik 1985 [PDF] [PL]


Maxgear opinie


BMW E61 2.5d błąd 43E2 - klapa gasząca a DPF


Eveline ➤ Matowe pomadki Velvet Matt Lipstick 500, 506, 5007


Auta / Cars (2006) PLDUB.BRRip.480p.XviD.AC3-LTN / DUBBING PL


Peugeot 508 problem z elektroniką


AŚ Jelenia Góra