Kabarety w PRL-u

Dobry kabaret to atmosfera, a jego program to światopogląd. Były takie za czasów PRLu: bawiąc i bulwersując, apelowały do rozumu widza, budziły jego sumienie. Intrygowały formą i zachwycały wykonawczą perfekcją. Przypominamy kilka z nich.
Wzorem jednego z punktów "Regulaminu firmy portretowej"Witkacego– który z góry rozstrzygał, że "nieporozumienia wykluczone"– wyjaśnijmy od razu, o jaką formułę kabaretu chodzi. "Model kabaretu polskiego jest nieco inny niż światowego. Na świecie kabaret kojarzy się z tańczącymi panienkami, strip-teasami, bajerami. U nas w kabarecie rozpanoszyła się polityka"– wspominał swego czasu ["Rzeczpospolita", 12–13 października 1991] Tadeusz Drozda:
Kiedyś, gdy zaczynałem swój program w kawiarni Nowy Świat, dobijali się jacyś czterej panowie. Nie było miejsc, ale mieli widać duże przebicie, bo raptem, specjalnie dla nich pojawił się nowy stolik. Usiedli, posiedzieli dziesięć minut, wstali, wyszli. Okazało się, że czterech Niemców biznesmenów zobaczyło, że gra kabaret. Postanowili się zabawić. A tu stoi facet, ględzi coś po polsku, ludzie się śmieją, oni nie kumają. Zapytali kogoś, czy tak będzie przez cały czas, ludzie potwierdzili: – Ja, ja. Jawohl. No to oni: – Danke schön. No i wyszli.
Nad Wisłą te najlepsze, chętnie wspominane programy kabaretowe, rodziły się zawsze w atmosferze buntu wobec zastanej rzeczywistości, w duchu przełamywania obowiązujących konwencji.
Zespoły jednoczące w śmiechu żądnych inteligentnej rozrywki widzów przeciw jaskrawym przejawom głupoty, indolencji czy obłudy warstw rządzących w czasach, gdy władza miała jeden, konkretny adres. Jasny podział: "my" i "oni" pozwalał śmiać się chórem.
Po wojnie najlepsze wzorce kabaretu literackiego preferowały zespoły: Piwnicy pod Baranami Piotra Skrzyneckiego, Konia i Owcy Jerzego Dobrowolskiego, Dudka Edwarda Dziewońskiego, telewizyjnego Kabaretu Starszych Panów Jeremiego Przybory i Jerzego Wasowskiego. W ślad za nimi ruszyły kabarety: Salon Niezależnych, Elita, Tey, Pod Budą. Także Pod Egidą, jednak tylko wtedy, gdy jego szef Jan Pietrzak trafia na niechętną mu ekipę polityczną, bo przy sprzyjającym mu wietrze najwyraźniej traci na dowcipie i wdzięku.
Długo oczekiwane zmiany demokratyczne wprowadziły jednak nowe linie politycznych podziałów, które równie gęstą siatką pokryły także kabaretową widownię. Powspominajmy więc kabarety, które dawały odpór w czasach Polski Ludowej.
Piwnica pod Baranami

Krakowski kabaret, który od 1956 roku odgrywał niepoślednią kulturotwórczą rolę w czasie powojennych zaniedbań i upośledzenia polskiej inteligencji. Rozkwitł pod wodzą Piotra Skrzyneckiego, nie bez udziału innych twórców, by wymienić kilka najbardziej znaczących nazwisk z pierwszych lat konsolidowania się zespołu, jak: Wiesław Dymny, Kazimierz Wiśniak, Joanna Olczak, Janina Garycka, Zygmunt Konieczny, Ewa Demarczyk.
Przez wszystkie lata trwania w PRL Piwnica pod Baranami była zjawiskiem daleko wykraczającym poza pojęcie kabaretu. Enklawą dla tych artystów, których twórczość odstawała od oficjalnie aprobowanych standardów. Szczelny na ogół system zajadłej ideologicznej propagandy bywał bezradny wobec zjawisk tak osobnych, wręcz nieobliczalnych, jak piwniczna formacja artystycznych osobowości – o określonym smaku estetycznym i wyrazistych poglądach – połączonych niezgodą na wszelką oficjalną pompę i celebrę.
Paradoks Piwnicy polega na tym, że jako kabaret stroniący od doraźności – spraw polityki dotykający najwyżej z wyrozumiałą ironią – dzięki swej absolutnej niezależności zaczął odgrywać w Polsce Ludowej ważną rolę quasi-polityczną, co mu zresztą nieraz przysparzało kłopotów.
W latach 1956–1989 śmiech generowany w podziemiach krakowskiego Pałacu pod Baranami był jedną z najdotkliwszych form obrony ludzi wykluczonych – w ich liczbie twórców i artystów, zwłaszcza początkujących – przed poczynaniami niekochanej władzy. Tak się dziwnie składa, że Piwnica trwa do dziś i nadal robi to samo. Broni się przed moralną znieczulicą i duchową martwotą bogacącego się świata.
Kabaret Starszych Panów

Dwaj nieskazitelnie wychowani gentlemani – ze świata, gdzie wciąż obowiązują najwyższe zasady honoru i humoru – nieopatrznie zaplątani w dziwnie zgrzebną powojenną rzeczywistość, wciąż nas taktownie zaskakują i wzruszają. Zachowane odcinki telewizyjnych programów Kabaretu Starszych Panów, autorstwa Jeremiego Przybory i Jerzego Wasowskiego, cieszą się nadal nieprzemijającym wzięciem. Wysublimowany standard oferowanego humoru przemawia do ludzi wykształconych, choć nie tylko – sprawia radość każdemu, bez względu na jego status społeczny i pozycję życiową.
W latach 60.w porze emisji Kabaretu Starszych Panów pustoszały ulice – przed nielicznymi jeszcze telewizorami zbierały się całe rodziny, znajomi, sąsiedzi. Ze szczególną uwagą kolejne odcinki przyjmowane były na Podhalu, gdzie – jak zaświadczał Adam Hanuszkiewicz– cieszyły się wyjątkowym poważeniem wśród górali. Powtarzali oni, że tak dobrze wychowanych ludzi jak ci dwaj, to już "dzisiok ni mo". To zresztą Hanuszkiewicz zażądał od kolegium programowego telewizji, żeby pierwszy odcinek cyklu puścili jeszcze dwa razy, "a potem ludzie nie pozwolą wam tego zdjąć", co faktycznie nastąpiło.
[Embed]
Obok duetu protagonistów przed telewizyjnymi kamerami przewinęła się konstelacja najjaśniejszych gwiazd. Występowali między innymi: Irena Kwiatkowska, Barbara Krafftówna, Kalina Jędrusik, Wiesław Michnikowski, Mieczysław Czechowicz, Wiesław Gołas, Edward Dziewoński, Bronisław Pawlik, Bohdan Łazuka, Jarema Stępowski. Wizerunki, które stworzyli na rzecz Kabaretu Starszych Panów w niczym nie ustępują ich pozostałym kreacjom – teatralnym czy filmowym.
Każdy z programów potwierdzał literackie mistrzostwo Jeremiego Przybory ("Szuja! Naomamiał, natruł i nabujał!"; "wespół w zespół, by żądz moc móc zmóc!"; "O, Romeo, słowiczy sokole! O, tęsknoto niewieścich pokoleń!") i muzyczny kunszt Jerzego Wasowskiego. Obaj znakomicie się dopełniali w pisaniu wartościowych piosenek, stanowiących dziś – zasłużenie – klasykę gatunku.
Dudek

Kabaret Dudek, założony i kierowany przez Edwarda Dziewońskiego, zainaugurował działalność 13 stycznia 1965 roku premierą programu "Spotkajmy się na Nowym Świecie" (piosenka śpiewana przez zespół na zakończenie programu, była wcześniej w repertuarze Ludwika Sempolińskiego). Przedstawienia kabaretu odbywały się w kawiarni Nowy Świat przy ulicy Nowy Świat 61 w Warszawie.
W trakcie przedstawień nad sceną wisiał napis Upupa epops, który jest łacińską nazwą ptaka dudka. Jego stylizowaną sylwetkę tworzącą logo kabaretu zaprojektował Eryk Lipiński.
W ciągu 10 lat działalności kabaretu odbyło się około tysiąca przedstawień, na które złożyło się blisko 200 skeczy, monologów i piosenek kilkudziesięciu kompozytorów i autorów. Połowa tego dorobku wyszła spod piór dwóch autorów: Stanisława Tyma (który współpracę z Dudkiem rozpoczął jako jeden z bardziej wziętych autorów STS-u i kabaretu Owca Jerzego Dobrowolskiego) oraz Wojciecha Młynarskiego. Widzów dość często bawiły także numery autorstwa Andrzeja Bianusza i Andrzeja Waligórskiego.
Młynarski został zaproszony do współpracy przez Dziewońskiego pod koniec 1964 roku. Był już laureatem nagrody na opolskim festiwalu piosenki, ale, co podkreślał, jego talent mógł w pełni się rozwinąć dopiero w Dudku, gdzie nauczył się pisania dla konkretnych wykonawców. Andrzej Klim pisał w książce "Seks, sztuka i alkohol. Życie towarzyskie lat 60.":
Kiedy podczas pewnego powrotnego rejsu, po suto zakrapianym balu kapitańskim, Wojciech Młynarski i Wiesław Gołas wyszli, podtrzymując się, na śliski pokład, aby zobaczyć wejście statku [transatlantyku Batory] do portu w Gdyni, towarzyszyły im mewy spacerujące bezgłośnie po relingu. Gołas rzucił wtedy w żartach: "Dlaczego te mewy tak tupią?!". Dwa dni po powrocie do Warszawy gotowa była piosenka "Tupot białych mew" do słów Wojciecha Młynarskiego.
"Ballada o Dzikim Zachodzie" również zrodziła się na Batorym, kiedy to Młynarski i Tadeusz Suchocki, Dudkowy akompaniator i kompozytor, zaobserwowali zachowanie Gołasa i Jana Kobuszewskiego, przechadzających się po pokładzie w zakupionych za oceanem kowbojskich kapeluszach.
Grupę gwiazd najsilniej utożsamianych z kabaretem tworzyło pięcioro aktorów: Irena Kwiatkowska, Wiesław Michnikowski oraz wspomniani wcześniej – Dziewoński, Gołas i Kobuszewski. We wszystkich programach wzięli udział Kobuszewski i Dziewoński. Nadzieje związane z Bogumiłem Kobielą, który także rozpoczął współpracę z Dudkiem, przerwała jego przedwczesna śmierć.
Ten mistrz aktorstwa komediowego wystąpił między innymi w kwartecie Klementynki – parodii ówczesnej mody na damskie zespoły wokalno-taneczne (Filipinki, Alibabki). Wraz z pozostałymi (Kobuszewskim, Gołasem i Dziewońskim) Kobiela ubrany był w perukę z warkoczami, białą bluzkę i kraciastą spódniczkę. W finale numeru kładł się na fortepianie i majtał nogami, wywołując nieodmiennie paroksyzmy śmiechu widzów.
Po zakończeniu działalności w 1975 roku kabaret sporadyczne skrzykiwał się na występy, np. dla potrzeb telewizji. W 1987 roku Dziewoński próbował reanimować działalność Dudka. Wejście do "tej samej rzeki", z obsadą uwzględniającą aktorów młodszej generacji, okazało się jednak zabiegiem artystycznie chybionym, więc dwa lata później nastąpiło definitywne zakończenie działalności kabaretu.
W większości wspomnień osób związanych z Dudkiem podkreślana jest wzajemna życzliwość i dobra współpraca wszystkich tam pracujących ludzi, niezależnie od pełnionych funkcji. Ponieważ wysiłek nad przygotowaniem poszczególnych programów był wspólny, grupa miała też wspólne poczucie sukcesu, bez wyróżniania kogokolwiek.
Sztandarowymi numerami były perfekcyjnie opracowane skecze: "Sęk" do tekstu przedwojennego szmoncesu Konrada Toma, o interesie do zrobienia ("To ja mam mu dawać zarobić na rżnięcie? To ja już wolę kupić ten tartak") – z Dziewońskim (Beniek Rapaport) i Michnikowskim (Kuba Goldberg) oraz "Ucz się, Jasiu" Tyma ("Wężykiem, wężykiem") – z Kobuszewskim, Gołasem i Bronisławem Pawlikiem. Z kolei z piosenek – "W Polskę idziemy" do tekstu Młynarskiego ("Trzaska koszula, tu szwabska kula, tu, popatrz, blizna"), z muzyką Jerzego Wasowskiego, w mistrzowskiej interpretacji Wiesław Gołasa.
Owca

Kabaret Owca powstał w 1966 roku. Założył go Jerzy Dobrowolski, który był reżyserem oraz autorem większości tekstów Owcy. Występowali: Józef Nowak, Wojciech Pokora, Andrzej Stockinger, Jerzy Turek (Polska), Stanisław Tym i prowadzący Dobrowolski.
Owca miała tylko jeden program. Nieustannie aktualny szedł przy nadkompletach. Po trzech latach ówczesne władze zakazały więc jego grania. Kabaret Dobrowolskiego wykpiwał absurdy życia codziennego, piętnował niekompetencję, chamstwo, głupotę, prymitywizm i nowomowę rządzących, na równi z konformistycznymi postawami rządzonych.
Wspaniała była np. scena testu skojarzeniowego, który wyłaniał kandydatów na żurnalistę. Prowadzący rzucał hasło, na które pretendenci błyskawicznie reagowali oczekiwanymi określeniami.
Interesy? – Żywotne.Masy? – Szerokie.Zasady? – Niewzruszalne.Grunt? – Twardy.Odpór? – Zdecydowany.
Przyswojenie tych terminów pozwalało pisać, że "cały naród, stojąc na twardym gruncie niewzruszalnych zasad, dał zdecydowany odpór szerzącym się pomówieniom, godzącym w żywotne interesy szerokich mas". Z grona bezbłędnie odpowiadających wyłamywał się jedynie absolutnie niezdatny do pracy dziennikarskiej osobnik, głośno zastanawiający się nad faktem, że skoro są szerokie masy, to powinny być i wąskie.
Znakomita była też sekwencja zebrania. Po wysłuchaniu przemówienia szefa przyszła kolej na delegatów: "my z kolegami w terenie omawialiśmy już tę sprawę i mnie osobiście wydaje się, że teraz wymaga ona pogłębionej dyskusji, tak na gorąco, w codziennej praktyce". W podsumowaniu szef zaś wyraził zadowolenie, że "omówił z kolegami tę sprawę, która wymaga teraz pogłębionej dyskusji wśród kolegów w terenie, tak na gorąco, w codziennej praktyce". Kolejne spotkanie ustalono za miesiąc, "by omówić wyniki pogłębionej dyskusji wśród kolegów w terenie, tak na gorąco, w codziennej praktyce".
Kabaret Owca dawał dowody niezmiernie przenikliwego widzenia ówczesnej rzeczywistości. Nie przeszkodziło mu to bawić parodiami wierszy okolicznościowych, monologów, pieśni masowych i staropolskich, a nawet popisów tanecznych. Potrzebującym kabaret Owca wydawał zaświadczenie o inteligencji widza, które "uprawniało do uważania się za intelektualistę i częściowo zwalniało od pracy zawodowej". Ciekawe, na jaką ocenę zasłużyłby sobie widz widowiska tropiącego absurdy dzisiejszej rzeczywistości – tylko, skąd dziś wziąć równie bystrego obserwatora.
Elita

Tadeusz Drozda miał swój kabaret, a Jan Kaczmarek – swój. Podjęli próby połączenia się i w 1968 roku wystartowali jako studencki Kabaret Politechniki Wrocławskiej Elita. Według Jana Kaczmarka powstanie nowego zespołu nastąpiło w chwili historycznego postawienia mu piwa przez Tadeusza Drozdę. Ruch studencki był wtedy bardzo żywy: turnieje poezji, zespoły jazzowe, giełdy piosenki, kabarety itd.
Kiedyś na każdym wydziale Politechniki był kabaret – wspominał Kaczmarek. – Na elektronice był kabaret, a na wydziale elektrycznym drugi. Ponieważ Politechnika chciała wystawić swój kabaret na Famę, zaczęła zbierać ludzi rozproszonych po swoich kabaretach i w efekcie Tadek Drozda, Jurek Skoczylas i ja byliśmy pierwsi w kabarecie. Potem doszlusował Roman Gerczak, który odszedł do piosenki kołobrzeskiej. Następni byli Leszek Niedzielski, Włodek Plaskota, Andrzej Waligórski i Staszek Szelc.
Pierwsze sukcesy Elita odnosiła na studenckim festiwalu artystycznym Fama w Świnoujściu, ale prawdziwym przełomem był występ kabaretu w Opolu w 1971 roku, gdzie Elita zdobyła nagrodę Radiokomitetu.
Janek bardzo nie lubił występować – Tadeusz Drozda wspominał, jak Kaczmarek usiłował uciec z koncertu Famy. – Chciał być normalnym, porządnym inżynierem, ale ja mu na to nie pozwoliłem. Stosowałem szantaż, uciekałem się do kłamstw i różnych wrednych podstępów. Historia mnie jednak rozgrzeszyła.
Po pierwszych laurach zespołu red. Andrzej Waligórski wykorzystał Elitę w radiowym Studiu 202. Pierwszego kwietnia (!) 1974 roku przyjął na etat do radia Kaczmarka i kolejno wszystkich pozostałych – oprócz Drozdy, który przeniósł się do Warszawy. Studio 202 wchłonęło Elitę, a Elita wchłonęła Studio 202. Skład personalny różnił się tylko o osobę Młodej Lekarki, czyli Ewy Szumańskiej, która była tylko w radio. Parokrotnie próbowano ich rozwiązać i powyrzucać z pracy, jednak Waligórski, dopóki żył , był opoką, o którą się rozbijały wszystkie intrygi i podchody skierowane przeciwko artystom Studia 202.
Kabaretowi Elita udało się zachować rzadką umiejętność harmonijnej współpracy. Wspólnie obchodzili uroczystości rodzinne. Jerzy Skoczylas nigdy nie zapomni dystyngowanego kelnera z wrocławskiego lokalu związków twórczych, który, przy okazji jego wesela, oznajmił mu dyskretnie: "Odnoszę wrażenie, że pan Plaskota rzuca tortem".
Zespół często pojawia się na festiwalowych estradach i w telewizji, zawsze zjednując sobie przychylność dosłownie całej widowni. Ludzie doceniają artystów Elity za błyskotliwy dowcip i autentyczność.
Salon Niezależnych

Już z racji nazwy, grupa złożona z trzech wykonawców: Jacka Kleyffa, Janusza Weissa i Michała Tarkowskiego, budziła wzmożoną czujność PRL-owskich władz, nie tolerujących żadnych odstępstw od jedynie słusznej linii, nakreślonej przez jej partyjnych eksponentów. Tymczasem kabaret zafundował sobie miano, którego oba człony budziły niepokój. Bo niby skąd te tendencje do elitarności (Salon) i czego można spodziewać się po (Niezależnych) osobnikach, tak jawnie deklarujących swoją niechęć do jakiejkolwiek subordynacji?
Polityka, mniej lub bardziej brutalnie wdzierająca się w życie każdego z obywateli PRL, od samego początku artystycznej działalności Kleyffa, Tarkowskiego i Weissa zaznaczała się w ich dorobku. Dość powiedzieć, że ich pierwszy wspólny występ jako Salonu Niezależnych miał miejsce12 grudnia 1970 roku – w przeddzień Gomułkowskich podwyżek – w studenckim klubie U Alego w Bydgoszczy.
Na występy dwóch studentów architektury (Kleyff, Tarkowski) i jednego z polonistyki (Janusz Weiss) do niewielkiej piwnicy architektów przy Koszykowej w Warszawie, jak i w całej Polsce, waliły tłumy. Od grudnia 1970 do czerwca 1976 roku – trudno o wymowniejszą zbieżność dat – była to jedna z niewielu oaz wolnego słowa.
Salon Niezależnych w swoich programach zdrowo naśmiewał się z peerelowskiej rzeczywistości. Z całym dobrodziejstwem młodzieńczej bezkompromisowości wykonawców serwowany przez nich humor piętnował i chłostał. Co mianowie? – kłamstwa propagandy, nowomowę, niekompetencję, prymitywizm i tępotę rządzących.
W scenkach i piosenkach artystów Salonu mało było publicystycznej doraźności, wyczuwało się natomiast ich filozoficzny podtekst. Teksty zmierzały ku uniwersalnym uogólnieniom, niekiedy zaskakując absurdalnymi pointami. W treściach wymowny staje się kontekst historyczny, jak na przykład w trzeźwej piosenkowej konstatacji, że każdy naród musi się uporać ze swoimi przemilczeniami.
Kabaret z jednej strony był wielokrotnym laureatem wielu festiwali (Fama – 1971, 1973, 1974; Festiwal Piosenki Studenckiej w Krakowie – 1972; Krajowy Festiwal Piosenki Polskiej w Opolu – Złota Szpilka w 1972), a z drugiej – dotkliwie szykanowany przez władze. Kres kabaretowi położyła, a jakże, cenzura, wraz ze Służbą Bezpieczeństwa. Do całkowitego zakazu występów Salonu w 1976 roku przyczynił się podpis Jacka Kleyffa pod Listem 59.
Po rozbiciu zespołu Jacek Kleyff założył z przyjaciółmi w podlubelskiej wsi Orkiestrę Na Zdrowie (ONZ). Michał Tarkowski występował w filmach, w końcu zaczął je tworzyć. Janusz Weiss, po epizodzie z estradową konferansjerką, związał się ściślej z telewizją i radiem.
Tey

Jego początki datują się od połowy lat 60., kiedy to w Wyższej Szkole Wychowania Fizycznego w Poznaniu powstał studencki kabaret Klops – założony przez Zenona Laskowika, Krzysztofa Jaślara i Aleksandra Gołębiowskiego. W 1970 roku, dzięki poparciu dyrektora Estrady Poznańskiej, przekształcony został w kabaret zawodowy Tey (jego tajemnicza nazwa w poznańskim dialekcie znaczy po prostu: Ty). Pierwszy występ Teya odbył się 17 września (!) 1971 roku w sali przy ul. Masztalerskiej w Poznaniu. Po kilku przeprowadzkach kabaret znalazł ostatecznie siedzibę w kamienicy na rogu Starego Rynku i ul. Woźnej 44. Laskowik powtarzał, że "nie wie kim była ta woźna, a właściwie z kim była, że dano jej ulicę".
Sławę i prestiż zespołu ugruntowała Złota Szpilka, przyznana w 1973 roku oraz nagroda w turnieju kabaretów podczas Festiwalu Piosenki Polskiej w Opolu, w której Tey pokonał Salon Niezależnych, Pod Egidą i Elitę. Od tego czasu poznański zespół przestał mieć kłopoty z frekwencją. Odbywał liczne tournée po kraju i poza nim (potrafili dać siedem występów dziennie!), wkrótce też zainteresowała się nim telewizja.
Od pierwszych występów w telewizyjnych programach rozrywkowych lider kabaretu Zenon Laskowik zaproponował nową jakość niewymuszonego dowcipu, wypowiadanego jakby z marszu, z rzucanymi niby od niechcenia celnymi aluzjami. Początkowo Laskowik miał za partnerów Janusza Rewińskiego i Rudiego Schubertha. Jednak największą popularność i sławę ugruntował w duecie z Bohdanem Smoleniem, pozyskanym z krakowskiego kabaretu Pod Budą.
Ich występy były magnesem ściągającym publiczność na różnego rodzaju kabaretony i festiwalowe popisy. Zdaniem wielu widzów i znawców przedmiotu szczytowym osiągnięciem grupy był program "S tyłu sklepu" pokazany podczas opolskiego kabaretonu w 1980 roku. Telewizja go nie transmitowała, dopierona specjalne życzenie górników, po kilku miesiącach, z okazji Barbórki, wyemitowano 70 minut. W finałowej scenie Zenon Laskowik jako reporter telewizji rozmawiał z Bohdanem Smoleniem, który wcielił się w długoletnią pracownicę.
– Dzień dobry, jesteśmy z telewizji! Już? Dzień dobry.
– Dobry!
– Czy może nam pani powiedzieć, na terenie jakiego zakładu się obecnie znajdujemy?
– Tego ni mogę powiedzieć, bo to jest tajemnica państwowa! Mogę tylko powiedzieć, że mam pięć złotych od bombki.
– Jak pani ma na imię?
– Pelagia! Jestem starszą pracownicą w tym zakładzie. Pracuję już tutaj ho-ho-ho-ho… a może i dłużyj. Mój mąż i dzieci też tu pracują, a ich zdjęcia są za zakładem.
– Przed zakładem.
– Za, bo się rozbudowujemy.
– Znaczy za starym.
– Stary też tam wisi. Z zakładem jesteśmy bardzo związani, szczególnie przez kasę zapomogową…
– Pani się uspokoi, to wszyscy tak mają, prawda. Pani Pelagio, czy pani jeszcze może…
– No pewno!...
– Czy pani jeszcze może nam powiedzieć, jakie bombki produkujecie?
– Panie, różne, różniste. Tu się robi tak: kuliste, w kształcie grzyba i cygara.
– Cały czas mowa o bombkach choinkowych.
– Też. A, a wie pan, jaki mamy asortyment? Od A do N…
– Cicho!
– To się wytnie…
Zdaniem Jaślara i Rewińskiego, autorstwo tekstów Teya było wypracowane zbiorowo, jednak Laskowik dbał o to, żeby scenariusze były podpisane jego nazwiskiem. Mawiał o Teyu, że to miała być "fabryka żartów i pieniędzy". Po stanie wojennym kabaret Tey prosperował jeszcze do 1988 roku, lecz nie udało mu się wrócić do dawnej, znakomitej formy.
Autor: Janusz R. Kowalczyk, styczeń 2018