Kadr z filmu "Miłość", reżyseria: Michael Haneke, 2012, fot. Gutek Film
Czy odśnieżanie przydomowej ścieżki może być wyrazem najczystszej miłości? Jak wygląda miłosne życie po śmierci i jak uniknąć odpowiedzi na pytanie "kochasz, czy nie kochasz?"? Polska poezja miłosna przynosi odpowiedź na te i inne pytania.
Wycieczkę po nieoczywistych rejestrach poezji miłosnej zaczynamy od artysty, którego w takim zestawieniu zwyczajnie nie mogło zabraknąć – Marcina Świetlickiego. Ironisty i obrazoburcy, romantyka, mizogina, wrażliwca i prowokatora. Autora wierszy sentymentalnych i… tych nieco mniej.
Kryzys wieku średniego miałem dziesięć lat temu i teraz już go tylko wspominam. Rozstałem się z kobietą, wyprowadziłem się z domu. Ekscesy jakieś były. Ogólnie trudny byłem bardzo. W dół leciałem. A potem jakoś się z tego wydobyłem. […] Ja niby jestem bezrobotny, niby jestem na marginesie, ale w sumie świetnie funkcjonuję. Z niezłą kobietą się związałem. Jest mądra i dobra.
Jej poświęcił jeden ze swych najbardziej bezpretensjonalnych wierszy miłosnych, nagranych w 2013 roku na płycie "Sromota".
Marcin Świetlicki – "O."
Tę wąską czarną gumkę, którą ściąga włosy
Nocą nosi na ręce żeby nie zginęła
Jej nocne obyczaje są zachwycające
Długo by można na ten temat
Długo by można na ten temat
Wyjechała lecz wróci i niech wraca ciągle,
Niech ciągle powracają jej popołudniowe obyczaje
Poranne i wieczorne
Znowu mam życie, ona mi je robi
Znowu mam życie ona mi je robi
Zuzanna Ginczanka, 1938, fot. Muzeum Literatury / East News
Ironia jako sposób ucieczki przed romantycznym banałem sprawdza się w poezji od dawna. Przypomnijmy choćby jeden z najbardziej urokliwych miłosnych wierszy napisanych po polsku – "Wyjaśnienie II"Zuzanny Ginczanki, znakomitej poetki okresu międzywojennego nazywanej przez sobie współczesnych "Tuwimem w spódnicy".
A jednak u Lipskiej miłość jako temat powraca w coraz to nowych poetyckich opowieściach. Łączy się w nich nostalgia i humor, a głębokie emocjonalne doświadczenia zostają opisane za pomocą celowo trywialnej metafory. Jak choćby w tym wierszu.
Ewa Lipska "Wyznanie mężczyzny od którego kobieta odchodzi jak lato i powraca jak lato"
Odchodzisz ode mnie
jak lato.
I powracasz do mnie
jak lato.
Wjeżdżasz nagle na rynek (Opel Raiły 1900
o mocy 102 KM)
Ostatni raz ty. Ostatni raz ja.
Ostatnia moja cierpliwość
ale
nie ostatnia.
Tyle jej narosło że wystarczy
na całą naszą miłość.
Oby zabrakło. Oby nie.
A ty nawet nie wyłączasz świateł.
Zjawiasz się taka lekka jak karoseria.
Coraz więcej mniej ciebie.
Taka mniej więcej ty.
Zjawiasz się nagle jak katastrofa.
I kiedy oboje giniemy w tym wypadku
to nawet nie ma nikogo kto by nas
chciał przejechać na przestrzał
(naszą miłość)
abyś już więcej nie mogła
odchodzić ode mnie
jak lato
i powracać do mnie
jak lato.
Zdzisław Beksiński, "Bez tytułu", 1984, fot. Galeria Zdzisława Beksińskiego - Muzeum Historyczne w Sanoku
"Klasycyzm w poezji to zapewne nic innego, jak próba opanowania swych uczuć i wypowiedzenia ich w formie możliwie zdyscyplinowanej i odwołującej się do istniejących w teraźniejszości form minionych."– pisał w swoim manifeście Jarosław Marek Rymkiewicz. W swej twórczości nieczęsto zapuszczał się w rejony poezji miłosnej, a kiedy już pisał o miłości, robił to na własnych zasadach. Dowodem na to, jak odważna była jego miłosna poezja, niech będzie "Sentymentalny wierszyk października", wiersz o miłości i śmierci przypominający poezję baroku i… makabreskę godną Tima Burtona.
Jarosław Marek Rymkiewicz "Sentymentalny wierszyk października"
Będziemy leżeć obok siebie
Będziemy trzymać się za ręce
Miło jest zasnąć po pogrzebie
Szeleszczą szarfy gniją wieńce
Korzonki bluszczu masz we włosach
Jak głośno bije twoje serce
To łzy czy rosa? Nocna rosa
Zbieraj kropelkę po kropelce
Miło jest zbudzić się we dwoje
Łono otwiera się w pościeli
Te blade kwiatki to powoje
Trochę przeszkadza zgrzyt piszczeli
Powoje albo wilcze łyko
Miło jest kochać się w ciemności
To już początek października
A jeszcze ciepłe masz wnętrzności
Twoje koronki przybrudzone
W cmentarnych drzewach puszczyk woła
To łzy czy rosa? Łzy bo słone
Teraz pójdziemy do kościoła
"W pewnym wieku nasze piękno nosimy już tylko wewnątrz siebie i że uzewnętrznia się ono dopiero wtedy, kiedy je w nas poruszy miłość"– mówiła Urszula Kozioł w jednym z wywiadów. Sama pisała o niej wiele razy – najwięcej w wydanym w 2014 roku tomie "Klangor" dedykowanym jej zmarłemu mężowi, Feliksowi Przybylakowi. W jednym ze swych wcześniejszych wierszy pisała:
Urszula Kozioł, "Jesteś za blisko"
Jesteś za blisko
za naocznie jesteś
żebym cię mogła zobaczyć raz wtóry.
Oto liść jeden przybył
w naszym drzewie
a nie wiem — który.
Tak zacieramy się. Im bliżej siebie
jesteśmy dalsi wciąż
od zobaczenia.
Zbyt odsłonięte mamy twarze. Przecież
coś pozostało w nich
do odgadnienia.
Zatem jedź wyjedź i bądź mi z powrotem
bowiem gdzie oczy za blisko są oczom
błogosławiony rozjazd — i powroty.
A tak się właśnie do obrazu
wgląda
cofając kroki.
[Embed]
Czytany po latach wiesz Urszuli Kozioł jawi się jako rozmowa z innym poetyckim utworem opowiadającym o bliskości, która nie pozwala widzieć człowieka w całej jego złożoności – "Bliskością niewidomą"Jerzego Ficowskiego.
Jerzy Ficowski, "Bliskość niewidoma"
Jestem
Za blisko jesteś
bym cię mogła widzieć
mieszkasz w moich źrenicach
tobą patrzę
nie w ciebie
Raz zobaczyłam cię
naprawdę
Z daleka
przez szkło powiększające łzy
Odchodzę
Zostań bo
nie chcę cię widzieć
Gdyby ktoś zechciał wskazać polskiego artystę, który w swojej twórczości mówił o miłości najczęściej i najpiękniej, Agnieszka Osiecka byłaby z pewnością w czołówce jego klasyfikacji. Nie mogłoby być inaczej, skoro mowa o autorce ponad dwóch tysięcy piosenek, wierszy i utworów scenicznych. O tym, jak życiowe doświadczenia Osieckiej splatały się w jedno z jej poezją, przekonuje lektura korespondencji "Agnieszki Osieckiej i Jeremiego Przybory listy na wyczerpanym papierze" wydanej w 2017 roku, a ukazującej niezwykłą relację między dwojgiem ludzi, którzy spotkali się w nie do końca właściwym czasie.
Agnieszka Osiecka "Kiedy mnie już nie będzie"
Siądź z tamtym mężczyzną
twarzą w twarz,
kiedy mnie już nie będzie.
Spalcie w kominie
moje buty i płaszcz,
zróbcie sobie miejsce ...
A mnie oszukuj mile
uśmiechem, słowem, gestem,
dopóki jestem, dopóki jestem.
Płyń z tamtym mężczyzną
w górę rzek,
kiedy mnie już nie będzie,
znajdźcie polanę, smukłą sosnę i brzeg,
zróbcie sobie miejsce ...
A mnie wspominaj czule,
że mało tak się śniłem,
a przecież byłem, no przecież byłem.
Dziel z tamtym mężczyzną
chleb na pół,
kiedy mnie już nie będzie,
kupcie firanki, jakąś lampę i stół,
zróbcie sobie miejsce ...
A mnie bezczelnie kochaj,
choć smutne śpiewki przędę,
bo przecież będę, no przecież będę.
"Syneczku mój kochany, przyjacielu jedyny - czwarty dzień mija, odkąd wyjechałeś do Surabai i oczywiście nie mogłem mieć jeszcze żadnych wiadomości od Ciebie i nawet nie wiem, jaki będzie Twój najbliższy port – ale już mi Ciebie tak brakuje, tak się oglądam wszędzie za Tobą"– tak brzmiał pierwszy z pośmiertnych listów napisanych przez Jarosława Iwaszkiewicza do Jerzego Błeszyńskiego. Poznali się przypadkiem w 1953 roku, a ich miłość trwała sześć lat- do przedwczesnej śmierci Błeszyńskiego. Wielka namiętność, miłość i doświadczenie straty naznaczyły całą twórczość Iwaszkiewicza – o Jerzym pisał w "Kochankach z Marony", dla niego stworzył m.in. "Wesele pana Balzaka". O swojej miłości pisał także w wierszach.
Kadr z filmu "Panny z Wilka" (1979) Andrzeja Wajdy na podstawia opowiadania Iwaszkiewicza
Jarosław Iwaszkiewicz, "Upokarza mnie miłość"
Upokarza mnie miłość. Przestaję być sobą.
I myślę tylko o tym, co się dzieje ze mną,
Niebo mi się wydaje przykryte żałobą,
A ziemia albo zimną albo nieprzyjemną.
Nie mam dla ludzi wtedy żalu ni miłości,
Przeglądam się zbyt długo w przejrzystym zwierciadle,
I długo wyobrażam przedmiot mej miłości,
Ociągając się biernie na snu prześcieredle.
Gubię się, chcę poprawić i bezradny stoję
Widząc śnieg lub malachit obserwując stropów,
I patrząc na samotność, z którą się rozstaję,
Wciągam, chrapiąc nozdrzami, zapach heliotropów.
Nie wróci długo spokój; lata całe będę
Nie rozumiał mych czynów, słów i blasku ziemi,
Patrzę, jak na ugoru zaniedbaną grzędę,
Na mą duszę, spętaną więzami nowemi.
[Embed]
Jedną z najbardziej niezwykłych poetyckich opowieści o miłości napisanych po polsku jest poetycki tomik Anny Janko"Świetlisty cudzoziemiec" z 2001 roku. W trzydziestu wierszach Janko opowiada historię miłości – od jej narodzin po pozorny kres.
Przedstawiając postać poetki, Piotr Matywiecki pisał o tym tomiku w Culture.pl, że oto "cały świat tej poezji - bogaty w realia codzienności i nie odwracający się od szorstkiej materii życia - zamieniony jest w strumień miłosnej emocji". I choć dopiero czytane razem wiersze Janko składają się w spójną, przemyślaną opowieść, my przypomnimy jeden z wierszy.
Anna Janko, "Piosenka bez słów"
Niemi kochankowie
kochają się niemo
ona nic nie powie
i on nic nie powie
Mgłą zachodzą lustra
krew śpiewa pod skórą
milczą jego usta
i milczą jej usta
W srebrnoczarnej ciszy
tańczą dwa oddechy
on ten taniec słyszy
i ona go słyszy
Bezszelestnie dzicy
nikomu nie zdradzą
jego tajemnicy
i jej tajemnicy
Gdy zgasną płomienie
nie rzekną ni słowa
wszystko jest milczeniem
wszystko jest milczeniem
O niełatwych narodzinach miłości i roli przypadku w tym tajemnym procesie opowiadał też Tomasz Różycki, jeden z najwybitniejszych polskich poetów średniego pokolenia. W tomie "Litery", fascynująco niejednoznacznym poetyckim dialogu z bliskimi ludźmi, sobą samym i Bogiem, Różycki zawarł między innymi historię pewnego banknotu.
Tomasz Różycki, "Wszelka liczba"
Banknot, na którym zapisałem numer do ciebie,
Gdzieś mi przepadł. Musiałem nim za coś zapłacić,
Ale co mogłoby mieć tak ogromną cenę?
I teraz będę musiał czekać całą wieczność,
żeby znów do mnie trafił, lub liczyć raz jeszcze
na podobne spotkanie. Mogę też wybierać
cyfry w dowolnym szyku – zdać się na przypadek,
albo chodzić po sklepach i zmieniać gotówkę
lub siadać zawsze w tym samym miejscu w kawiarni
na lotnisku czy dworcu i patrzeć uparcie
w drzwi – a może nadejdziesz. Taka sama szansa,
jak to, że z kieszeni wypadnie właśnie banknot.
Wiesz, jak to jest z liczbami: one się nie kończą,
I jeśli nas odejmą, nic im nie ubędzie.
Najwyżej się powiększą o wartość ujemną,
Uparcie nieobecną przy stoliku w kącie.
Wisława Szymborska i Kornel Filipowicz, fragment okładki książki "Najlepiej w życiu ma twój kot. Listy", fot. Ewa Lipska/wydawnictwo Znak
Zagubiony banknot, który u Różyckiego staje się symbolem utraconej (?) szansy na miłość, przypomina inny wiersz o rekwizytach świadkujących narodzinom uczuć. Mowa o wierszu Wisławy Szymborskiej "Miłość od pierwszego wejrzenia", jednym z najpiękniejszych miłosnych utworów Noblistki będącym świadectwem niezwykłego uczucia łączącego ją z Kornelem Filipowiczem.
Wisława Szymborska, "Miłość od pierwszego wejrzenia"
Oboje są przekonani,
że połączyło ich uczucie nagłe.
Piękna jest taka pewność,
ale niepewność piękniejsza.
Sądzą, że skoro nie znali się wcześniej,
nic między nimi nigdy się nie działo.
A co na to ulice, schody, korytarze,
na których mogli sie od dawna mijać?
Chciałabym ich zapytać,
czy nie pamiętają-
może w drzwiach obrotowych
kiedyś twarzą w twarz?
jakieś "przepraszam" w ścisku?
głos "pomyłka" w słuchawce?
- ale znam ich odpowiedź.
Nie, nie pamiętają.
Bardzo by ich zdziwiło,
że od dłuższego już czasu
bawił się nimi przypadek.
Jeszcze nie całkiem gotów
zamienić się dla nich w los,
zbliżał ich i oddalał,
zabiegał im drogę
i tłumiąc chichot
odskakiwał w bok.
Były znaki, sygnały,
cóż z tego, że nieczytelne.
Może trzy lata temu
albo w zeszły wtorek
pewien listek przefrunął
z ramienia na ramię?
Było coś zgubionego i podniesionego.
Kto wie, czy już nie piłka
w zaroślach dzieciństwa?
Były klamki i dzwonki,
na których zawczasu
dotyk kładł się na dotyk.
Walizki obok siebie w przechowalni.
Był może pewnej nocy jednakowy sen,
natychmiast po zbudzeniu zamazany.
Każdy przecież początek
to tylko ciąg dalszy,
a księga zdarzeń
zawsze otwarta w połowie.
Na koniec dwa spośród najpiękniejszych miłosnych wierszy napisanych po polsku. Ich autorem jest Stanisław Barańczak, a adresatką – jego żona, Anna, z którą spędził większą część życia, i która w ostatnich dekadach wspierała go w walce z chorobą Parkinsona. To jej Barańczak dedykował wiersze z ostatniej, czwartej części tomu "Chirurgiczna precyzja", zatytułowanej "Piosenki nieśpiewane Żonie".