Tadeusz Kotarbiński

Tadeusz Kotarbiński to jeden z najbardziej znanych polskich filozofów analitycznych, specjalizujący się w logice, teorii poznania i metodologii. Był twórcą reizmu, jak i pionierem i współtwórcą ogólnej teorii sprawnego działania, zwanej prakseologią oraz autorem etycznej koncepcji opiekuna spolegliwego.
Tadeusz Kotarbiński, oddany dydaktyk, wspominany był przez swoich uczniów z wyjątkową życzliwością. Studentów przyciągał nie tylko ciekawymi wykładami, precyzyjnością używanego języka, ale także swoją życiową postawą, dzięki której postrzegany był jako autorytet. Filozof nie uciekał od świata społecznego w abstrakcyjne ramiona teorii, o czym świadczy jego obfita publicystyka. Sięgał po różne formy wyrazu – poza stricte filozoficznymi esejami i traktatami oraz artykułami zaangażowanymi społecznie, układał żartobliwe i bardziej refleksyjne aforyzmy, "rymowanki", wiersze, w których dawał wyraz żywości myśli i emocji.
Tadeusz Kotarbiński urodził się 31 marca 1886 roku w Warszawie. Pochodził z rodziny artystów: ojciec – Miłosz był malarzem i kompozytorem, dyrektorem warszawskiej Szkoły Sztuk Pięknych, matka – Ewa Koskowska – pianistką. Uczęszczał do V Gimnazjum Rządowego z wykładowym rosyjskim, z którego za udział w strajku szkolnym w 1905 roku został – tuż przed maturą – relegowany. W tej sytuacji wyjechał do Krakowa, gdzie uczestniczył w życiu studenckim (jako wolny słuchacz matematyki i fizyki na Uniwersytecie Jagiellońskim) i artystycznym (mieszkał na stancji u rodziny Malinowskich, gdzie poznał m. in. antropologa Bronisława Malinowskiego, malarza Leona Chwistka oraz wszechstronnego artystę Stanisława Ignacego Witkiewicza, Witkacemu zresztą poświęci wiersz "Oskoma – wspomnienie chwili wspólnej" z tomu "Rytmy i rymy").
Brak matury uniemożliwia mu jednak podjęcie studiów w pełnym wymiarze, dlatego Kotarbiński wraca do Warszawy, zdaje maturę w prywatnym gimnazjum Chrzanowskiego i ponownie wyjeżdża – tym razem do Lwowa z zamiarem podjęcia studiów architektonicznych na Lwowskiej Politechnice. Na tym jednak perypetie maturalno-studenckie się nie kończą. Okazuje się bowiem, że władze austriackie nie uznają świadectwa maturalnego wydanego przez instytucję prywatną, dlatego Kotarbiński ponownie składa egzaminy maturalne – w estońskim mieście Parnawa w 1907 roku i ponownie zapisuje się na studia. Tym razem jednak będzie to już filozofia na Uniwersytecie Lwowskim. Jego nauczycielami są m. in. twórca lwowsko-warszawskiej szkoły filozofii – Kazimierz Twardowski, logik – Jan Łukasiewicz, psycholog i tłumacz Platona – Władysław Witwicki. Poza filozofią Kotarbiński studiuje filologię klasyczną, dzięki czemu po studiach będzie pracował jako nauczyciel łaciny i greki w warszawskim gimnazjum im. Mikołaja Reja.
W 1912 Kotarbiński broni tytułu doktora, swoją dysertację poświęca zagadnieniu utylitaryzmu w etyce Johna Stuarta Milla i Herberta Spencera. W 1918 filozof podejmuje pracę w Instytucie Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego. Poza pracą dydaktyczną i teoretyczną, Kotarbiński pisze wiele tekstów o charakterze publicystycznym. Sprzeciwia się nacjonalizmowi (w którym uwidaczniają się: gniew i skłonność do walki biorące górę nad postawami tolerancji i życzliwości), antysemityzmowi (który – podobnie jak inne formy rasizmu – uważał za bolączkę polskiego życia społecznego – tak przed, jak i po II Wojnie Światowej) i klerykalizmowi (jest zresztą zadeklarowanym ateistą). W lipcu 1968 roku w ankiecie na temat patriotyzmu na pytanie o to, jak rozumieć patriotyzm i internacjonalizm PRL odpowiada:
Przede wszystkim nie zawężać pojęcia dobrego obywatela kraju przez wyłączanie zasadnicze z zakresu tego pojęcia osób należących do takiej czy innej mniejszości narodowej.
Z odrazą wytyka antysemickie zachowania, postawy czy poglądy zarówno u przedstawicieli Kościoła Katolickiego, nauczycieli, jak i innych członków i członkiń społeczeństwa polskiego. Jeszcze przed wojną widząc stojących na wykładach, w akcie sprzeciwu wobec getta ławkowego, studentów żydowskiego pochodzenia (i innych ich wspierających) sam – podkreślając swoją z nimi solidarność – stoi. W publicystyce sprzeciwia się jakiemukolwiek różnicowaniu ludzi, z którego wynikałoby ograniczanie praw bądź nierówne ich traktowanie, uznaje każde dzielenie obywateli na Żydów i nie-Żydów za oznakę antysemityzmu. Podkreśla kulturotwórcze zasługi Żydów polskich, ich wkład w rozwój polskiej państwowości, sztuki, nauki, ich współtworzenie wspólnej sprawy, jaką jest społeczeństwo pisząc:
[…] polskość to splot i rozmaitość wszystkiego, co na tej tu ziemi, rozbrzmiewającej naszym językiem, składa się na bogactwo naszego kulturalnego oblicza… W języku naszym ileż łaciny, ruszczyzny, niemczyzny, francuszczyzny i hebraizmów, i zapożyczeń z jidyszu… Tak samo we krwi naszych twórców ileż przybyłego skądinąd dziedzictwa…. A przy takim rozumieniu polskości antysemityzm w stosunku do własnych jej, genetycznie żydowskich składników przestaje być tylko grzechem – staje się absurdem.
W odpowiedzi na zarzuty o "stronniczość na rzecz Żydów" odpowiada wezwaniem: "Trzeba się opamiętać!" I przypomina: "Gdy ustaje tolerancja dla tolerancji, nastaje tolerancja dla przemocy". Argumenty wyliczające krzywdy, których doświadczyli "Polacy rdzenni" ze strony "niektórych osób pochodzenia żydowskiego", zbija, wskazując na konieczne uzupełnienie tego obrazu zła: krzywdy wyrządzone przez "rdzennych Polaków"– Żydom oraz "długi wykaz krzywd wyrządzanych najrdzenniejszym Polakom przez najrdzenniejszych Polaków". Te listy hańby trzeba jednak równoważyć obrazami pozytywnymi, które będą mogły mobilizować naszą solidarność i niwelować bariery między ludźmi. Wizję współpracy i jednoczenia się we wspólnej sprawie – w tonie lżejszym – kreśli także we fraszce z tomu "Wesołe smutki":
Z kolei w artykule "Moje marzenia" dzieli się refleksją nad kształtem upragnionego społeczeństwa:
Burzy się we mnie wszystko na myśl, że mogłyby wrócić stosunki, kiedy człowiek był tylko poddanym, a nie obywatelem. I marzy mi się taki układ świata, iżby każdy mógł wszędzie na globie ziemskim czuć się u siebie, i jest to marzenie bynajmniej nie utopijne, choć długodystansowe. I jeszcze chciałbym bardzo, żeby nikt nigdzie nie potrzebował wypierać się tego, kim jest. I żeby odpowiadał tylko za własne czyny, a nie był nigdy i nigdzie wytykany palcem z racji tego, co odeń nie zależy, np. z racji odziedziczonego pigmentu skóry lub z racji religii praprzodków.
Edukacja była wedle Kotarbińskiego jedną z tych dziedzin życia społecznego zdolną kształtować takie pożądane społecznie postawy współpracy. Stąd być może ogromne przywiązanie filozofa do zawodu nauczyciela, który jest jednocześnie powołaniem i służbą publiczną, wymaga od aspirującej doń osoby rzetelności, obowiązkowości, tolerancji, odpowiedzialności, niezależności, chęci służenia swoim czasem i dzielenia się wiedzą. Nauczyciel to nie tylko ktoś, kto przekazuje wiedzę, lecz także ktoś, kto kształtuje postawę życiową swoich słuchaczy. Kotarbiński oddaje się nauczaniu ze szczególną pasją i gorliwością. Prowadzi wiele rozmaitych wykładów, seminariów, konwersatoriów. Odznacza się szczególną życzliwością dla osób początkujących, uprawiał – jak wspomina Jerzy Pelc – "krytykę opiekuńczą: życzliwą, podnoszącą", sprawiał, że "słuchacze porzucali postawę z wysoka oceniającą potknięcia kolegi i skupiali uwagę na tym, co mówił", a z czego Kotarbiński zawsze potrafił wydobyć coś godnego uwagi i dyskusji. Jego studenci po latach będą wspominali go następującymi słowy:
Profesor Kotarbiński jest nam drogi nie tylko jako uczony, nie tylko jako nauczyciel na polu teorii. Jest nam drogi przez swą wrażliwość na zło i krzywdę, przez żywy stosunek do spraw społecznych, przez swą odwagę wobec siebie i innych, przez głębokie poczucie odpowiedzialności i gotowość brania tej odpowiedzialności na siebie, gdy zajdzie potrzeba ciężkiej decyzji, od której inni woleliby się uchylić. A wreszcie przez swą niepowszednią uczynność i dobroć. Ktokolwiek znalazł się w otoczeniu Profesora, musiał odczuć to promieniowanie moralne, które sprawia, że niepodobna przejść obok niego, aby coś się w człowieku nie zmieniło. Pomiędzy Profesorem a Jego uczniami wytworzyła się swoista więź, której nie osłabia bynajmniej to, że łączy ona ludzi o różnych zainteresowaniach teoretycznych, o różnych poglądach naukowych i przekonaniach społecznych.
Owa szczególna więź łącząca Profesora i jego uczniów uwidacznia się rozlicznymi wyrazami wdzięczności spływającymi do Nauczyciela: na 90. urodziny Kotarbiński otrzymuje aż pięć ksiąg pamiątkowych, wspominany jest przez wiele osób – niektóre z nich same później wejdą na drogę kariery akademickiej.

Dydaktycznej i naukowej działalności Kotarbińskiego nie przerywa nawet wojna. Będzie on wykładał w podziemnym Uniwersytecie Warszawskim. Wspominając tamte czasy, chwali "ducha wolności" przenikającego zajęcia – niecenzurowane, niesterowane odgórnie, gromadzące głodnych wiedzy, zapalonych studentów i studentki – i kwitnącego mimo "najcięższej niewoli".
Po wojnie do 1951 mieszka w Łodzi, gdzie angażuje się w organizację uniwersytetu, równolegle pracuje na Uniwersytecie Warszawskim, kieruje katedrą filozofii, a później logiki (na emeryturę przejdzie w 1961). Jest czynnym członkiem wielu rozmaitych naukowych instytucji w Polsce i zagranicą. Prywatnie Kotarbiński był dwukrotnie żonaty. Pierwsza żona to Wanda Kotarbińska zmarła w 1946 roku. Miał z nią miał dwóch synów: Adama i zmarłego w 1938 Kazimierza. Drugą była profesor filozofii i logiki – Janina Kotarbińska (Dina Sztejnbarg-Kamińska, 1901-1997). Filozof zmarł 3 października 1981 roku.
Pierwszą książką Kotarbińskiego są "Szkice praktyczne. Zagadnienia z filozofii czynu" (Warszawa 1913), w 1915 ogłasza drukiem rozprawę doktorską. W 1929 wychodzą jego "Elementy teorii poznania, logiki formalnej i metodologii nauk". Publikacje te – ogólnie rzecz biorąc – zakreślają sedno filozoficznych zainteresowań Kotarbińskiego: prakseologia i szerzej – etyka oraz kwestie logiczno-epistemologiczno-metodologiczne. Niezależnie jednak od obranego przedmiotu analiz, Kotarbińskiego będzie cechowała dbałość o prostotę i jasność wypowiedzi. Racjonalność podejścia Kotarbińskiego widać nie tylko w pracach naukowych, daje mu wyraz także w pisanych fraszkach. Okazuje się, że trzeźwość myślenia to nie tylko sposób na filozofowanie, lecz także na życie:
Jedną ze zgłębianych przez filozofa dziedzin jest prakseologia, czyli – jak pisze – "ogólna teoria sprawnego działania", w ramach której Kotarbiński będzie zastanawiał się nad sensem i znaczeniem pojęć takich jak czyn, działanie, sprawca, sprawność, praktyczność, "dobra robota". Tę ostatnią cechują nie tylko dobra organizacja, lecz także określona postawa moralna: dzielność, energiczność, sumienność, punktualność, dokładność itd. Inspiracji do refleksji prakseologicznej dostarcza myślicielowi nie tylko analiza filozoficzna, lecz także mowa potoczna obfitująca w powiedzonka i frazeologizmy o sprawnym działaniu, np. "Kto o drogę pyta, nie błądzi", "Co masz zrobić jutro, zrób dziś", "pańskie oko konia tuczy" i inne, które Kotarbiński nazywa "kryształami myśli praktycznej". Są wśród nich i takie, którym filozof z całą stanowczością się sprzeciwia: "Precz z dojutrkostwem!" pisze wspominając powiedzenie: "Robota nie zająć, nie ucieknie".
Motywacją dla rozwoju teorii sprawnego działania jest dbałość o szczegół, o "sprawy mniejszej wagi". Kotarbiński przytacza słowa przypisywane Michałowi Aniołowi Buonarottiemu: "Nie lekceważcie drobnostek, ponieważ od drobnostek zależy doskonałość, a doskonałość nie jest drobnostką". Jednym ze szczególnie bliskich obszarów zastosowania teorii o dobrej robocie jest działalność dydaktyczna. Dobrej robocie nauczyciela poświęcony jest zbiór "Sprawność i błąd" gromadzący wystąpienia i artykuły z różnych lat, pisane bądź wygłaszane przy rozmaitych okazjach. Jednoczy je próba odpowiedzi na pytanie o to, jak być dobrym nauczycielem, czego i jak nauczać, jaka jest rola i wartość logiki, filozofii, humanistyki w procesie dydaktycznym. Kotarbiński przy tej okazji wspomina także własnych nauczycieli: począwszy od lat gimnazjalnych, skończywszy na podejściu do dydaktyki Kazimierza Twardowskiego.
Prakseologia jest jednym z działów etyki obok etyki jako nauki o życiu szczęśliwym i etyki właściwej, która będzie starała się odpowiedzieć na pytanie o to, jak żyć zacnie. Podejmując refleksję nad tym ostatnim zagadnieniem, Kotarbiński rozwija koncepcję etyki niezależnej. W pierwszym rzędzie niezależnej od religii. Osoby niewierzące bowiem (do tego grona zaliczał się także sam Kotarbiński) potrzebują etyki nieodwołującej się do uzasadnień religijnych, etyki, która pozostanie na stanowisku mimo zachwiania się wiary czy też jej całkowitej utraty. Etyka powinna być także niezależna od filozoficznego światopoglądu: nieważne czy mamy do czynienia z idealistą, czy z materialistą, musimy mieć jakieś narzędzia do określenia zacnego, dobrego życia. Niezależność etyki przejawia się także w autonomii moralnej człowieka, jak pisze filozof:
Etyka niezależna jest niezależna jeszcze i w tym sensie, że własnego głosu sumienia niepodobna zastąpić głosem cudzym. W istocie rzeczy każdy z nas, niezależnie od kogokolwiek innego, odwołuje się przede wszystkim do własnego sumienia. Ono jest dla każdego z nas sędzią nad sędziami. Ono wydaje w każdej sprawie moralnej sąd surowy, bezwzględny, ostateczny.
Niezależnie od religii, światopoglądu i wpływu innych, możemy starać się odpowiedzieć na pytanie o to, kim jest "porządny i zacny człowiek". W refleksji Kotarbińskiego takim człowiekiem jest tak zwany "spolegliwy opiekun"– jest on kwintesencją tego, co w osobie o wysokich walorach moralnych podziwiamy. Spolegliwy to znaczy taki, na kim możemy polegać, na kogo możemy liczyć, komu możemy zaufać, kto nas nie zawiedzie. Dalej filozof tworzy swoistą etykę troski kreśląc – jako godną pochwały – postawę osoby wrażliwej na krzywdę drugiego, która nie ogranicza się do współodczuwania z najbliższymi, wprost przeciwnie:
[…] sumienie nasze […] żąda od nas postawy opiekuńczej względem wszelkiej istoty doznającej, znajdującej się w zasięgu naszego możliwego oddziaływania.
Odpowiedzialność za innego nie ogranicza się zatem do grupy, z którą związały nas jakieś względy formalne:
Serce ma swoje prawa niezależnie od umów. Żąda ono uczestnictwa w losach wszystkich istot, które są od nas faktycznie zależne, to zaś uwikłanie społeczne jest nam dane przez całość sytuacji.
Z pewnością refleksje te wyjaśniają skąd u Kotarbińskiego zaangażowanie w sprawy społeczne i upominanie się o różne dyskryminowane grupy społeczne (jak wspomniane już publikacje na temat Żydów, ale też artykuły o ludziach u schyłku życia).
Opiekun spolegliwy odnosi się do innych z życzliwością, kieruje nim wrażliwość na potrzeby innych i skłonność do niesienia im pomocy; jest łagodny: nie wymaga heroizmu od innych ("Ceńmy sobie wyjątkowo przodowników etyki, ale nie wymagajmy przodownictwa od nikogo"), nie nadużywa ciosów wobec "tych, którzy się znaleźli po przeciwnej stronie barykady", a także charakteryzuje się postawą zrozumienia i chęci pomocy tym, którzy zdają się źli: "bywa często, że [ktoś] jest zły, bo jest mu źle, […] i jemu też należy się pomoc, a zwłaszcza pomoc […] w sprawie wydobycia się z dna upadku". Zresztą działalność opiekuna spolegliwego nastawiona być powinna przede wszystkim na pomoc osobom w trudnych życiowych sytuacjach, na zwalczanie zła, a nie na pomnażanie zadowolenia sytych i szczęśliwych. Opiekun spolegliwy to również człowiek zdyscyplinowany, odważny, prawdomówny, niełasy na pochwały i nieszukający gratyfikacji czy poklasku. Kotarbiński jako przykład uosobienia spolegliwego opiekuństwa wymieniał Maksymiliana Kolbe i Janusza Korczaka. Wydaje się jednak, że i dla niego osobiście, postawa spolegliwego opiekuna była bliska i ważna i że ją właśnie próbował realizować jako nauczyciel i obywatel.
Literatura:
Autorka: Monika Rogowska-Stangret, luty 2018