Quantcast
Channel: Culture.pl - Literatura
Viewing all 711 articles
Browse latest View live

Jerzy Jankowski (Yeży Yankowski)

$
0
0

Jerzy Jankowski (Yeży Yankowski)

Jerzy "Yeż" Jankowski, fot. Wikipedia
Jerzy "Yeż" Jankowski, fot. Wikipedia

Poeta, publicysta, dziennikarz, pionier futuryzmu w Polsce. Urodzony w 1887 roku w Wilnie, zginął w 1941 roku w Kojranach.

Bruno Jasieński pisał, że był "tragicznym zwiastunem i Jan Chrzcicielem polskiego futuryzmu", "symbolem nowej odradzającej się psychiki polskiej". Dziś praktycznie zapomniany, pozostał po nim tylko jeden tomik – "Tram wpopszek ulicy" z 1919 roku. Jednak wiersze w nim zawarte były iskrą zapowiadająca nadejście całej awangardy literackiej międzywojnia.

"Rytmy miasta"

Urodził się i wychował w Wilnie w rodzinie inteligenckiej. Tam uczęszczał do gimnazjum, skąd został wydalony z "wilczym biletem" za przewiny natury politycznej. By uzyskać świadectwo dojrzałości wyjechał aż do Kronsztadu. Zaczął studiować prawo w Petersburgu, lecz znów nie dane mu było dokończyć edukacji. PPS, w którym działał, oddelegował go do "partyjnej roboty". Był rok 1905, w Królestwie Polskim wybuchła rewolucja. Jankowski działał jako agitator wśród łódzkich robotników. Jak wspominała w 1922 roku jego siostra, Janina Jankowska-Orynżyna:

"Po raz pierwszy Jerzy zobaczył miasto fabryczne, zjeżone kominami zamiast kościelnych wież. (…) Wchodził w nieznany i fantastyczny świat pracy. (…) Jeszcze bardziej niż maszyny urzekał go mityczny dotąd Proletariat".

Echa tych wydarzeń powracały później w jego twórczości. Jankowski wprowadził do poezji polskiej zarówno fascynacje metropolią i nowoczesną techniką, jak i wielkomiejskiego everymana z jego codziennymi zmaganiami. Tytułowy "Tram wpopszek ulicy" z debiutanckiego tomu jest synekdochą ulicznej barykady:

Niebieskie oczy Proletariatu
Tak jak niebieski jest nad Polską świt
O wierze waszej świat przekaże światu
Międzynarodowy futuryzmu mit
 

Droga do futuryzmu zajmie mu jednak jeszcze parę lat. Za udział w rewolucji musiał opuścić zabór rosyjski i kontynuował studia w Lipsku, Paryżu i Dorpacie.

W 1906 roku zaczął pisać felietony do "Gazety Wileńskiej" pod pseudonimem Jerzy Szum. Odtąd większość czasu wypełniała mu gorączkowa praca dziennikarska. Jego dorobek na tym polu był niezwykle bogaty: publikował siarczyste polemiki (głośna była wówczas jego krytyka ugodowej postawy Aleksandra Świętochowskiego wobec kwestii niepodległościowej), felietony społeczno-polityczne, recenzje teatralne i filmowe, korespondencje zagraniczne. Jerzy Wasowski pisał, że "kroił się na najlepszego mówcę w Polsce" i "błysnął niepospolitym talentem pisarskim". Dodał jednak: "Błysnął, bo trwało to niedługo". Pomiędzy 1906 a 1920 pisał m.in. dla "Przeglądu Społecznego", "Nowej Gazety", "Marchołta", "Złotego Rogu", "Kuriera Polskiego."

W 1912 roku zakłada własne pismo ("niezależne i demokratyczne", jak głosił podtytuł) "Tydzień", którego ukazuje się 27 numerów. Publikują u niego m.in. Bolesław Leśmian, Bruno Winawer, Zygmunt Kisielewski, Leon Wasilewski.

"Futuryzmu bżask"

Równolegle rozwijał swoje poetyckie zainteresowania. W latach 1909-1910 zorganizował w Wilnie grupę literacko-artystyczną "Banda". W czasach zaborów kiedy, jak stwierdził Edward Kozikowski,  "nikomu się nie śniło nawet o organizowaniu tego rodzaju zrzeszeń", a boom literackich ugrupowań nastąpi za 10 lat. Efektem jej działań jest tom "Żórawce" prezentujący twórczość młodych wileńskich poetów, plastyków i kompozytorów.

We wczesnych utworach skłaniał się ku symbolizmowi. Czerpał inspiracje m.in. z litewskiego folkloru. W przededniu wybuchu wojny światowej coraz bardziej wkraczał w orbitę wpływów Marinettiego i innych awangardzistów włoskich i rosyjskich.  W artykule "Uwagi, sądy…" z 1914 roku wyliczał, w charakterystycznej dla futurystów manierze telegraficznego skrótu, następujące zagadnienia, którymi powinna zająć się nowa poezja:

"Afisz. Szyld. Reklamy. Kino. Kabaret. Komin. Trąbka samochodu. Ryk syreny. Brzęk elektryczny tramwaju. Hurkot maszyny. Świat skrzydeł i furkotanie śmigła. Trzask walących się domów. Felieton. Artykuł dziennikarski na szarej płachcie gazety pisany w pośpiechu i gniewie. Elektryczność miast. Piosenka".

Latem 1914 roku publikuje w "Widnokręgach" dwa wiersze, które są pierwiosnkami polskiego futuryzmu i realizacją wyżej wymienionych poetyckich zadań: "Spłon lotnika" i "Maggi". Z ówczesnych relacji prasowych wynika też, że publikował w trakcie wojny (jako pierwszy w kraju) futurystyczne manifesty, nie zachowały się one jednak do dziś.

W "Spłonie lotnika", rapsodzie poświęconym katastrofie aeroplanu, wyraził uczucia fascynacji i lęku, który budziły nowoczesne wynalazki. W przestworzach, "pięć tysięcy metruf nad ognistem pląsawiskiem miast":

Czujny lotnik bawi się wybornie.
Myśli o najśmieszniejszem :
O szczęściu pszy kominku.
 
Wtem, autor przechodzi do dynamicznego, "rwanego" opisu śmiertelnego wypadku:
 
Lotniku! Baczność… Ach!!!
Dniu biały… Gin… Wybuchn…
                 Skrzydło się zajęło,
Wicher rozpętał skry w Twoich suchych włosach,
I trwogę wszechpszerażeń swiata wsiał
            w patszące, ślepe oczy.
            Płoniesz lotniku.
 

W "Maggi"– historii Józka, ulicznego dziecka, wprowadza całą gamę chwytów, które wkrótce będą znakiem rozpoznawczym polskiego futuryzmu: poetykę szyldów reklamowych i reporterskich sprawozdań, zapis kolokwialnego języka, "nadziemskie piękno kinematografu". Tak recenzował wiersz Tadeusz Sinko:

Dawniej (…) zrobiono by z niej sentymentalną nowelkę z podkładem dydaktycznym (do czego prowadzi żądza używania i zgubny wpływ kina), dziś jest to szereg migawkowych zdjęć z ulicy. (…) Maggi jest rapsodem wielkomiejskiego bruku (…).

"Tram wpopszek ulicy"

Tomik Jankowskiego musiał zwracać na siebie uwagę, gdy pojawił się w księgarniach w 1919 roku. Wydrukowany został na szarym papierze pakowym, bez numeracji stron, za to z oryginalnym układem typograficznym. Już z okładki epatował przedziwną ortografią - autor podpisał się jako Yeży Yankowski. Jak jednak twierdził:

"Autor nie kusi się bynajmniej o reformę ortografii. Pisze tak, jak czyni to olbżymia większość ludzi nieuczonych w Polsce".

"Tram" jest podzielony na trzy części. Pierwsza, "Rytmy miasta", prezentuje 16 utworów będących odpowiedzią Jankowskiego na europejski futuryzm. W drugiej, "Złotych trosach" zamieścił swoje najstarsze wiersze, pochodzące jeszcze z czasów wileńskich "Żórawców". Poprzedził je następującą przedmową:

"Autor zamieszcza poniżej żeczy pokrewne symbolizmowi nie pszez przywiązanie do tego kierunku, z kturego otsząsnąć się zdołał, lecz jedynie pszez wzgląd na sprawę rozwoju formy poetyckiej. Ojczyzna autora – Litwa, zaledwie pszeczuwa urbanizm, neohumanizm i świadomość kosmiczną – pierwiastki składowe futuryzmu". 

Na trzecią część, "Bżegiem Lety", składają się poddane poetyckiej obróbce fragmenty wcześniej drukowanych przez Jankowskiego w prasie felietonów i esejów. Tym zabiegiem zamanifestował swój awangardowy antytradycjonalizm – dla futurysty gazetowy artykuł komentujący bieżące wydarzenia był równoprawnym z poezją dziełem literackim.

Na okładce "Tramu" wyszczególnione są tytuły innych pism Jankowskiego, które jednak nigdy się nie ukazały, a ich rękopisy zaginęły. Wiadomo, że pracował m.in. nad powieścią "Święte jeziora" i przygotowywał wraz z działaczami białoruskimi książkę "Nad krynicami duszy słowiańskiej. Białoruś współczesna"

Papież i król świata

"Tram" pojawił się na rynku, gdy rozpoczynał się literacki boom międzywojnia. Jankowski nie był już osamotnionym doboszem awangardy. Dołącza do młodego pokolenia warszawskich futurystów – Anatola Sterna i Aleksandra Wata. Współtworzy Klub Futurystów "Czarna Latarnia", który występuje z pikadorczykami w podziemiach warszawskiego Hotelu Europejskiego. Organizuje w Wilnie cykl wieczorów poetyckich, na które ściągają Antoni Słonimski, Jan Lechoń i Anatol Stern. Ostatni z nich, atmosferę tamtych dni przedstawił w wierszu "Reflektory":

widziałem Jankowskiego jak śnieżnym porankiem
płonące żużle gryzł w ustach papierosów
i wybiegł na ulicę w rynnach kalesonów bosy
było to wilno zima 1920
 

We wspomnianym utworze Stern tworzy coś na kształt osobistego pocztu poetów nowej epoki. Wymienia Jankowskiego wśród takich nazwisk jak Jean Cocteau, Władimir Majakowski, Tristian Tzara. Jego wiersze będą recytowane na awangardowych poezowieczorach, jednak w samym futurystycznym przewrocie lat dwudziestych, czasach jednodniówek i artystycznych prowokacji, Jankowski już nie uczestniczył.

Od 1921 roku zaczął wycofywać się z życia publicznego. Pogłębiający się alkoholizm doprowadził go do zaburzeń psychicznych. Resztę życia spędził w szpitalu psychiatrycznym w podwileńskich Kojranach, gdzie wedle relacji J. Wasowskiego:

(…) był papieżem i królem świata. Rządził, reformował życie ludzkości. Miał wśród chorych swoją świtę, wierną mu przez cały czas, wierną fanatycznie. Przemawiał, wygłaszał kazania. Lekarze mówili, że dawał swoim słuchaczom wiele przeżyć wzniosłych.

Zginął tragicznie w 1941 roku, gdy do Wilna wkroczyli hitlerowcy. Został zamordowany, tak jak inni pacjenci szpitala, zastrzykiem fenolu w serce. Anatol Stern wspominając po latach swoich futurystycznych towarzyszy napisał o nim:

Z tamtych sześciu jeden stracił zmysły
jak gdyby mściwa jakaś istota wydarła mu rozum
zanim zdołał wydrzeć jej tajemnicę

 

Autor: Patryk Zakrzewski, marzec 2017

Bibliografia:

Źródła:

  • Edward Kozikowski – Łódź i pióro. Wspomnienia o pisarzach pochodzących z Łodzi lub z Łodzią związanych, Łódź 1972
  • Paweł Majerski – Jerzy Jankowski, Katowice 1994
  • Sergiusz Sterna-Wachowiak – Miąższ zakazanych owoców. Jankowski – Jasieński – Grędziński, Bydgoszcz 1985

 

Obrazek użytkownika Culture.pl
2017/04/11
FacebookTwitterRedditShare

Przegląd tygodnia (od 10 do 16 kwietnia)

$
0
0
Polski

Przegląd tygodnia (od 10 do 16 kwietnia)

Muzeum Polaków Ratujących Żydów podczas II wojny światowej im. Rodziny Ulmów w Markowej, fot. eskar/MPRŻ
Muzeum Polaków Ratujących Żydów podczas II wojny światowej im. Rodziny Ulmów w Markowej, fot. eskar/MPRŻ

Prezentujemy informacje o wydarzeniach kulturalnych, które miały miejsce lub rozpoczęły się w tygodniu od 10 do 16 kwietnia.

Obchody 260. rocznicy urodzin Wojciecha Bogusławskiego

Wojciech Bogusławski, autor: Józef Sonntag, źródło: CBN Polona
Wojciech Bogusławski, autor: Józef Sonntag, źródło: CBN Polona

W niedzielę 9 kwietnia 2017 w podpoznańskim Suchym Lesie świętowano 260. rocznicę urodzin Wojciecha Bogusławskiego - reżysera, aktora i dramatopisarza, zwanego "ojcem polskiego teatru".

Z tej okazji zorganizowany został specjalny koncert upamiętniający artystę. Przed publicznością wystąpił Kwartet Złotnicki, który wykonał m.in. "Rondo"Józefa Elsnera, kompozytora, który współpracował z Wojciechem Bogusławskim oraz"I kwartet smyczkowy d-moll"Stanisława Moniuszki.

Po koncercie odbyła się projekcja spektaklu Teatru Telewizji pt. "Szalbierz" węgierskiego dramaturga György’ego Spiró w reżyserii Tomasza Wiszniewskiego.

Obchody 260. rocznicy urodzin Bogusławskiego odbędą się także 21 kwietnia w Sali Koncertowej Zamku Królewskiego w Warszawie. W programie wieczoru znajdzie się m.in. pokaz tańców dworskich z XVIII w. w wykonaniu Sucholeskiego Zespołu Tańca Dworskiego im. W. Bogusławskiego "Corona Florum" oraz Zespołu Tańca Historycznego "Chorea Antiqua".

Aktorzy Teatru Studio odczytali scenariusz Grzegorzewskiego

Jerzy Grzegorzewski, 2000, Teatr Narodowy w Warszawie., fot. Wojciech Plewiński
Jerzy Grzegorzewski, 2000, Teatr Narodowy w Warszawie., fot. Wojciech Plewiński

W dwunastą rocznicę śmierci Jerzego Grzegorzewskiego, jednego z najważniejszych polskich reżyserów teatralnych, 10 kwietnia aktorzy stołecznego Teatru Studio odczytali scenariusz "Powolnego ciemnienia malowideł". Sztuka, napisana przez Grzegorzewskiego w 1985 na motywach powieści "Pod wulkanem" Malcolma Lowry'ego i "Ulissesa" Jamesa Joyce'a, jest opowieścią o upadku współczesnego Everymana. Była ona grana przez osiem sezonów i do dziś oceniana jest jako jedno z największych osiągnięć artystycznych reżysera.

Na scenie Teatru Studio scenariusz odczytali Stanisław Brudny, Agata Góral, Tomasz Nosiński, Monika Obara, Bartosz Porczyk, Natalia Rybicka, Katarzyna Warnke, Robert Wasiewicz, Krzysztof Zarzecki i Ewelina Żak. Opiekę reżyserską nad wydarzeniem sprawował Michał Borczuch.

Wystawa kobierców rodziny Zaleskich

Do 23 lipca 2017, w weneckiej galerii Giorgio Franchetti at Ca'd'Oro obejrzeć można będzie najcenniejsze dzieła z kolekcji ponad tysiąca zabytkowych kobierców rodziny Zaleskich, które w odległej przeszłości przybyły do Włoch z Orientu. Kobiercom towarzyszyć będą także dywany z kolekcji Franchetti oraz płótna wybitnych weneckich mistrzów epoki renesansu, takich jak Vittore Carpaccio, Vincento Foppa czy Dosso Dossi.

Wystawę, zorganizowaną przez Polo Museale del Vento oraz fundację Tassara z Brescii, dopełnia krótki film wyreżyserowany przez Wladimira Zaleskiego. Wszystkie dzieła wystawiono w wyjątkowym, późnogotyckim weneckim pałacu.

Kuratorami wystawy są: Claudia Cremonini, Moshe Tabibnia oraz Giovanni Valagussa.

Muzeum Polaków Ratujących Żydów będzie współprowadzone przez MKiDN

Muzeum Polaków Ratujących Żydów podczas II wojny światowej im. Rodziny Ulmów w Markowej, fot. eskar/MPRŻ

Od 1 czerwca 2017 Muzeum Polaków Ratujących Żydów podczas II wojny światowej im. Rodziny Ulmów w Markowej na Podkarpaciu współprowadzone będzie przez Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Umowa dotycząca współprowadzenia placówki między samorządem a resortem kultury podpisana zostanie pod koniec maja, a obowiązywać będzie od 1 czerwca 2017 do 31 grudnia 2027. W jej ramach minister zapewni dotację dla muzeum w wysokości 1 mln zł rocznie, natomiast województwo - 50 tys. zł.

Celem instytucji jest upowszechnianie wiedzy o Polakach, którzy - mimo grożącej kary śmierci - pomagali ludności żydowskiej podczas II Wojny Światowej. Są w nim realizowane różnorodne projekty, m.in. programy edukacyjne dla młodzieży.

Zdaniem rzecznika prasowego urzędu marszałkowskiego województwa podkarpackiego Tomasza Leyki zaangażowanie resortu kultury w organizację muzeum to ogromna szansa na realizację jego misji w zakresie ogólnopolskim i międzynarodowym.

"Muzeum otrzyma wsparcie nie tylko finansowe, ale również organizacyjne ze strony MKiDN. Natomiast dla województwa to prestiż i wyróżnienie, że markowskie muzeum pomimo krótkiego funkcjonowania w przestrzeni kulturalnej, zyskało takie uznanie i zostało docenione przez władze państwowe" - stwierdził Leyko.

Przyznano Nagrodę im. Tadeusza Boya-Żeleńskiego

Piotr Paziński, fot. Dominik Pisarek / Forum
Piotr Paziński, fot. Dominik Pisarek / Forum

Tegoroczną nagrodę im. Tadeusza Boya-Żeleńskiego za całokształt twórczości translatorskiej otrzymała 7 kwietnia 2017 Danuta Cirlić-Straszyńska, znakomita tłumaczka literatury z języków macedońskiego, chorwackiego, serbskiego czy bośniackiego.

"To dzięki niej polski czytelnik mógł rozsmakować się w literaturze jugosłowiańskiej i postjugosłowiańskiej. Od przekładowego debiutu w roku 1966 wydała ponad 70 książek, nie licząc słuchowisk radiowych ani utworów publikowanych w czasopismach."- tłumaczyła w laudacji Anna Wasilewska, przewodnicząca Kapituły Nagrody.

Wśród siedmiu nominowanych za przekład jednego dzieła jury nagrodziło Piotra Pazińskiego, który z językahebrajskiego przetłumaczył"Przypowieść o skrybie i inne opowiadania" Szmuela Josefa Agnona.

Nagroda im. Tadeusza Boya-Żeleńskiego towarzyszy Gdańskim Spotkaniom Tłumaczy Literatury "Odnalezione w tłumaczeniu" organizowanym przez Instytut Kultury Miejskiej.

Wystawa "Stankiewicz - Różewicz - Stankiewicz"

Tadeusz Różewicz, 2003, fot. Krzysztof Wojciechowski / Forum
Tadeusz Różewicz, 2003, fot. Krzysztof Wojciechowski / Forum

Wystawę prezentującą historię współpracy Tadeusza Różewicza oraz grafika i twórcy plakatów Eugeniusza Geta-Stankiewicza od 11 kwietnia do 21 maja oglądać można w Muzeum Pana Tadeusza we Wrocławiu. Na wystawie zaprezentowane zostaną rękopisy, grafiki, miedzioryty, plakaty teatralne i wspólne książki artystów ze zbiorów Zakładu Narodowego im. Ossolińskich oraz Muzeum Narodowego we Wrocławiu, a także z kolekcji prywatnej Janusza Stankiewicza.

Podczas trwania wystawy odbywać będą się regularnie różne wydarzenia, m.in. warsztaty dla dzieci, czy odczyty poezji Tadeusza Różewicza.

Raporty Pileckiego w postaci komiksu

Witold Pilecki, KL Auschwitz inmate no 4859, photo: IPN / www.pilecki .ipn.gov.pl
Witold Pilecki, KL Auschwitz inmate no 4859, photo: IPN / www.pilecki .ipn.gov.pl

Stowarzyszenie "Szwadron Kawalerii Ochotniczej im. rotmistrza Witolda Pileckiego" od 10 kwietnia do 10 czerwca 2017 zbierać będzie fundusze na realizację komiksowej wersji raportów Witolda Pileckiego. Pomysłodawcy pragną stworzyć książkę, która na wysokim poziomie artystycznym przedstawi historię powstania jednego z najważniejszych świadectw Holocaustu.

Do projektu zaangażowany został rysownik i ilustrator Tomasz Kleszcz. Docelowo dystrybucja komiksu odbyć ma się w Polsce, USA i Chinach, jednak twórcy zaznaczają, że zebranie jakiejkolwiek kwoty ponad wyznaczony kosztorys, pomoże w przekładzie dzieła na kolejne języki.

Wspomóc projekt można tu.

Wniosek o uznanie koniakowskich koronek za dziedzictwo narodowe

11 kwietnia 2017 koronkarki z Koniakowa w Beskidzie Śląskim złożyły w Narodowym Instytucie Dziedzictwa wniosek o wpisanie tradycji wytwarzania przez nie koronek na krajową listę niematerialnego dziedzictwa kulturowego UNESCO. Ich unikatowy sposób szydełkowania zwany jest heklowaniem.

"Koronki są wizytówką wsi Koniaków. Istotą tych szydełkowych serwet są liczne motywy przyrodnicze i ornamenty roślinne, komponowane koliście lub gwieździście. Wykonywane są z białych lub kremowych nici bawełnianych. Ich unikatowość polega na tym, że powstają bez żadnego szablonu czy wzornika, a mnogość elementów pojawiających się w danym dziele zależy głównie od wyobraźni koniakowskiej koronkarki"- mówi Lucyna Ligocka-Kohut z gminnego ośrodka kultury w Istebnej.

Koronki w przeszłości często stawały się podarunkiem. Otrzymali je m.in. papież Jan Paweł II oraz królowa angielska Elżbieta II. W 2013 r. pięć mieszkanek Koniakowa stworzyło największą koronkę na świecie, której średnica liczy 5 metrów.

Marta Nieradkiewicz laureatką Nagrody Zbyszka Cybulskiego

Scena zbiorowa z filmu "Zjednoczone Stany Miłości" w reżyserii Tomasza Wasilewskiego, 2016, fot. Andrzej Wencel / Agencja Promocji Manana
Scena zbiorowa z filmu "Zjednoczone Stany Miłości" w reżyserii Tomasza Wasilewskiego, 2016, fot. Andrzej Wencel / Agencja Promocji Manana

Marta Nieradkiewicz otrzymała 12 kwietnia 2017 najważniejsze polskie wyróżnienie dla młodych aktorów. Jury doceniło rolę w filmach "Kamper" i "Zjednoczone Stany Miłości". Galę w warszawskim kinie Elektronik prowadzili Kamil Dąbrowa i Grzegorz Markowski. Nagroda im. Zbyszka Cybulskiego przyznawana jest aktorom w wieku poniżej 36. roku życia, "wyróżniającym się wybitną indywidualnością". Do nagrody nominowani byli także Dawid Ogrodnik, Julia Kijowska, Filip Pławiak, Piotr Żurawski.

Festiwal muzyki dawnej w Gdańsku

Adam Strug, fot. Jacek Poremba dla "Ruchu Muzycznego"
Adam Strug, fot. Jacek Poremba dla "Ruchu Muzycznego"

Wśrodę 12 kwietnia 2017 w Gdańsku odbył się pierwszy z dziesięciu koncertów zaplanowanych na festiwal muzyki dawnej Actus Humanus Resurrectio. Po raz pierwszy wydarzenie to odbędzie się przed Wielkanocą. Wcześniejsze edycje organizowane były w grudniu, przed Bożym Narodzeniem. Cykl koncertów trwać będzie do 16 kwietnia 2017.

"Festiwal Actus Humanus Resurrectio zaprezentuje arcydzieła muzyki od średniowiecza po późny barok, wprowadzające w nastrój i zadumę Wielkiego Tygodnia oraz radość Wielkiej Nocy. Dzieła te będą rozbrzmiewać w najlepszych wykonaniach na świecie" - powiedział we wtorek PAP rzecznik prasowy festiwalu Piotr Matwiejczuk.

Wśród zagranicznych gwiazd tegorocznej edycji festiwalu znaleźli się m.in. William Christie, Rene Jacobs, Rinaldo Alessandrini, Ottavio Dantone i Bjorn Schmelzer z zespołami.

Podczas festiwalu zaprezentują się jednak słuchaczom także polscy wykonawcy, tacy jak Marcin Świątkiewicz, Adam Strug, Mateusz Kowalski, Michał Gondko,Agnieszka Budzińska-Bennett czy Robert Bachara.

Film Grzegorza Mołdy w konkursie o Złotą Palmę w Cannes

"Koniec widzenia" - film Grzegorza Mołdy znalazł się w finale konkursu o nagrodę Złotej Palmy w Cannes. Jego 15-minutowa opowieść o młodej dziewczynie zafascynowanej motoryzacją wraz z dziewięcioma innymi filmami, została wybrana do finału konkursu spośród 4843 obejrzanych przez komisję selekcyjną obrazów.

Jury, pod przewodnictwem rumuńskiego reżysera Cristiana Mungiu, ogłosi zwycięzcę konkursu 28 maja 2017.

Źródła: PAP, Gazeta Wyborcza, Instytut Książki, materiały własne; opr. MKD, 14.04.2017

[Embed][Embed]
Kategoria: 
Film
Muzyka
Teatr
Komiks
Sztuki wizualne
Literatura
FacebookTwitterRedditShare
Treści dot. projektów IAM: 

Od Kubusia Puchatka do Andersena

$
0
0
Polski
Polskie przekłady baśni świata
Pozycja X: 
0
Pozycja Y: 
0
Pozycja X w kategorii: 
0
Pozycja Y w kategorii: 
0
Treści dot. projektów IAM: 

Wincenty Lutosławski

$
0
0

Wincenty Lutosławski

Portret Wincentego Lutosławskiego pędzla Olgi Boznańskiej, fot. Wikimedia/Muzeum Narodowe w Poznaniu
Portret Wincentego Lutosławskiego pędzla Olgi Boznańskiej, fot. Wikimedia/Muzeum Narodowe w Poznaniu

Filozof, profesor, publicysta, działacz narodowy. Urodził się 6 czerwca 1863 roku w Warszawie, zmarł 28 grudnia 1954 roku w Krakowie.

Pod koniec XIX wieku Lutosławski był najsławniejszym polskim filozofem na świecie. Po latach badań prowadzonych nad greckimi tekstami, ustalił w 1897 roku chronologię dzieł Platona. Do tamtej pory wszystkie dzieła greckiego filozofa traktowano jako spójną całość. Dzięki uporządkowaniu corpus platonicum okazało się, że myśl Platona ewoluowała. Praca Lutosławskiego dała impuls do nowych badań nad historią filozofii. 

Świat zachwyciła nie tylko porządna chronologia dzieł Platona, opracowana przez młodego uczonego (Lutosławski miał w chwili wydania wyników swoich badań tylko 33 lata), ale także metoda zastosowana przez Polaka, stylometria, którazostała przyjęta z entuzjazmem. Stylometria polega na badaniu stylu autora. Wymaga liczenia ilości słów, mierzenia rytmu zdania, analizowania metafor. Metoda stosowana jest dziś nie tylko w filologii, ale i w muzyce. Zarówno wyniki badań, jak i metodę Lutosławski opisał w dziele "The Origin and Growth of Plato’s Logic", wydanym w Londynie (1897). 

To jedna z najważniejszych książek światowej humanistyki. W Bibliotece Publicznej w Nowym Jorku dwutomowe dzieło Lutosławskiego stoi w czytelni głównej obok wybranych dzieł na temat dawnej Grecji. Trudno wyobrazić sobie badania nad Platonem w XX wieku bez chronologii Lutosławskiego. Recepcja wydanej po angielsku książki była żywsza na świecie niż w Polsce. Do dziś Lutosławski jest bardziej ceniony za granicą. W 2015 roku, po sześćdziesiątej rocznicy śmierci, Cambridge University Press wznowiło jego  książkę "The Knowledge of Reality"(1930).

Lutosławskiurodził się w czerwcu 1863 roku w Warszawie, a dzieciństwo spędził w rodzinnym dworze szlacheckim w Drozdowie. Polska wówczas nie istniała na mapie, znajdowała się pod trzema zaborami. Od stycznia 1863 roku trwało powstanie styczniowe. Polacy po długich walkach przegrali, a okres popowstaniowy był trudnym czasem żałoby. Dzieciństwo Lutosławskiego przypada na czarne lata największego zniewolenia Polski.  

Przez 123 lata niewoli, a więc przez pięć pokoleń, świadomość narodowa Polaków pozostawała wyjątkowo silna. To dzięki takim postaciom jak Mickiewicz, Chopin czy Skłodowska-Curie Polacy pamiętali, że są Polakami. Mówili i myśleli po polsku. Byli dumni z historii. Tęsknili do wolności. Sławne odkrycie Skłodowskiej-Curie (1898) zbiegło się w czasie z ogłoszeniem przełomowej pracy Lutosławskiego (1897). Oboje należą do polskiego pokolenia powstania styczniowego. Do tego samego pokolenia należeli również Stefan Żeromski czy Józef Piłsudski. 

Filozofię Lutosławski traktował poważnie i osobiście. Nie tylko jako teorię, ale także praktykę. Z dzieł Platona, które znał doskonale, wyciągał zasady etyczne, według których żył. Twierdził, że najważniejsze jest panowanie nad sobą. Trzeba poznawać siebie. Kochać mądrość. Zafascynowany sektami Pitagorasa, twórcy słowa "filozofia", Lutosławski postanowił założyć podobne stowarzyszenia religijno-naukowe w Krakowie. Na rynku miejskim pojawiły się grupki ludzi ubranych w białe szaty, rozmawiających o Pięknie i Dobru z Platonem w ręku.

Stowarzyszenia o nazwieEleusis,zakładane przez Lutosławskiego od początku XX wieku, głosiły potrzebę ascezy. Powstrzymywanie się od alkoholu, tytoniu, hazardu i abstynencja seksualna miało być metodą samodoskonalenia zaczerpnięta od starożytnych. Wielu antycznych filozofów, na czele z Sokratesem, uważało, że asceza daje dobre efekty. Ograniczenie przyjemności ciała miało potęgować siły duszy, a rozwój duchowy miał być możliwy tylko przy oczyszczeniu moralnym. Lutosławski starał się upowszechniać styl życia greckich filozofów w Polsce. 

Stowarzyszenie Eleusis, oprócz celów duchowych, miało też cele polityczne. Mistrz Lutosławski tłumaczył uczniom, że Polacy są podobni do starożytnych Greków – kochają wolność, więc nie powinni być niewolnikami Rosji, Prus i Austrii. Filozof twierdził, że droga do niepodległości ojczyzny prowadzi przez niepodległość jednostki. Człowiek jest jak spętany kajdanami mieszkaniec jaskini opisany przez Platona, który patrzy na ścianę, i widzi jedynie cienie. Dopiero filozofia, jako ćwiczenia duchowe, może pomóc uwolnić się z jaskini. 

W Polsce pod zaborami działalność stowarzyszeń miała wyjątkowe znaczenie. Dzięki stowarzyszeniom Polacy mogli się spotykać i organizować. Zwykle oprócz oficjalnych celów deklarowanych w statutach prowadzono również działalność podziemną. Tak np. stowarzyszenia gimnastyczne Sokół, działające w duchu Sparty, były tworzone aby propagować sport, jednak w rzeczywistości ćwiczyły kadry na wypadek wybuchu wojny. Stowarzyszenia Eleusis, w duchu Aten, miały kształtować charaktery przyszłych elit polskich. 

Po odzyskaniu niepodległości Polski w 1918 roku, Wincenty Lutosławski został profesorem metafizyki na odnowionym Uniwersytecie Wileńskim. Cieszył się sławą genialnego uczonego, ale także oryginała i dziwaka. Jego twórczość w okresie miedzywojennym była ceniona w Europie i Ameryce. Zostawił po sobie ponad 500 publikacji na temat filozofii, polityki i duchowości, m.in. pierwszy polski podręcznik ćwiczeń jogi – "Rozwój potęgi woli". Uznawany jest za pioniera jogi w Polsce. Zmarł w Krakowie w roku 1954, w wieku 91 lat. 

Autor: Jerzy Ziemacki, kwiecień 2017

Obrazek użytkownika Culture.pl
2017/04/19
FacebookTwitterRedditShare

"Śmietnik" - Tadeusza Różewicza i Adama Hawałeja [galeria]

Tadeusz Różewicz, Adam Hawałej, "Śmietnik"

Przegląd tygodnia (24-30 kwietnia)

$
0
0
Polski

Przegląd tygodnia (24-30 kwietnia)

Projekt "We. Beauty of diversity", autor: Agnieszka Bar oraz Julia Janus, 2017, fot. fot. Danil Daneliuk
Projekt "We. Beauty of diversity", autor: Agnieszka Bar oraz Julia Janus, 2017, fot. fot. Danil Daneliuk

Prezentujemy informacje o wydarzeniach kulturalnych, które miały miejsce lub rozpoczęły się w tygodniu od 24 do 30 kwietnia.

Biografia Miłosza w Stanach Zjednoczonych

Czesław Miłosz, fot. AKG Images / East News
Czesław Miłosz, fot. AKG Images / East News

24 kwietnia nakładem wydawnictwa Harvard University Press ukazała się biografia Czesława Miłosza pióra Andrzeja Franaszka. Książka licząca w polskiej wersji ponad 1100 stron, w amerykańskiej edycji została skrócona niemal o połowę. Przekładem na język angielski oraz redakcją zajęli się Alexandra i Michael Parkerowie.

Wzbogacona o nowy wstęp autorstwa obojga tłumaczy oraz mapy i zdjęcia książka stanowi opowieść o życiowej i artystycznej drodze Czesława Miłosza.

Roman Polański wraca do Cannes

Emmanuel Seigner i Roman Polański na planie "Wenus w futrze", fot. MonolithFilms

"Prawdziwa historia"Romana Polańskiego została zakwalifikowana do sekcji głównej 70. Międzynarodowego Festiwalu Filmowego w Cannes. Film zostanie zaprezentowany poza konkursem.

"Prawdziwa historia" to adaptacja bestsellerowej powieści Delphine De Vigan. Jej scenariusz Polański napisał we współpracy z Olivierem Assayasem, cenionym reżyserem i scenarzystą ("Personal Shopper", "Sils Maria").

Film, którym Polański wraca po czterech latach milczenia, jakie minęły od realizacji"Wenus w futrze", opowiada o pisarce, która pewnego dnia staje się obiektem fascynacji innej kobiety. Na ekranie zobaczymy Emmanuelle Seigner i Evę Green, za zdjęcia do filmu odpowiadaPaweł Edelman, od lat stale współpracujący z Polańskim, zaś muzykę do "Prawdziwej historii" napisał Alexandre Desplat.

70. festiwal w Cannes odbędzie się w dniach 17-28 maja.

Aleksandra Terpińska w konkursie 70. MFF w Cannes

Kadr z filmu "Najpiękniejsze fajerwerki ever" Aleksandry Terpińskiej, fot. Studio Munka
Kadr z filmu "Najpiękniejsze fajerwerki ever" Aleksandry Terpińskiej, fot. Studio Munka

Krótkometrażowy film fabularny "Najpiękniejsze fajerwerki ever" w reżyserii Aleksandry Terpińskiej zakwalifikował się do konkursu krótkometrażowego 56. Semaine de la Ciritique podczas Festiwalu Filmowego w Cannes.

Akcja filmu "Najpiękniejsze fajerwerki ever" toczy się współcześnie w jednym z europejskich miast. Opowiada o jednym dniu z życia trójki młodych przyjaciół, którzy w obliczu konfliktu zbrojnego w ich kraju, muszą zmodyfikować swoje plany na przyszłość. Role główne w filmie zagrali Justyna Wasilewska, Malwina Buss i Piotr Polak. Za zdjęcia odpowiedzialny jest Michał Dymek, a producentką wykonawczą filmu była Beata Rzeźniczek.

Film powstał na podstawie scenariusza Aleksandry Terpińskiej, który wygrał konkurs scenariuszowy "Przypadek" organizowany z okazji "Roku Kieślowskiego".

Polki nagrodzone w konkursie A'Design Award & Competition w Mediolanie!

Crab Houses, projekt: Dagmara Oliwa i Anita Luniak, fot. dzięki uprzejmości Forma Caprichosa
Crab Houses, projekt: Dagmara Oliwa i Anita Luniak, fot. dzięki uprzejmości Forma Caprichosa

Dagmara Oliwa i Anita Luniak znalazły się w gronie zwycięzców tegorocznej edycji prestiżowego konkursu A’Design Award & Competition. Międzynarodowe jury wyróżniło projekt kompleksu budynków Crab Houses zlokalizowany w Sobótce i przyznało polskim artystkom nagrodę Golden A'Design Award Winner for Architecture, Building and Structure Design Category.

[Embed]

Crab Houses to projekt trzech futurystycznych pawilonów ulokowanych u stóp góry Ślęża inspirowanych… krabami.

[Embed]

A’Design Award & Competition to jeden z najbardziej prestiżowych konkursów designerskich na świecie. Jego pierwsza edycja odbyła się w 2009 roku. Podczas tegorocznej edycji konkursu grupa ponad 170 sędziów oceniała 18 tysięcy prac w 110 kategoriach. Nocna Gala wręczenia nagród zwycięzcom odbędzie się 9 czerwca 2017 w Villa Olmo w Como.

Więcej informacji tutaj.

Tłumaczki nagrodzone przez ZAiKS

Joanna Pomorska oraz Jolanta Kozak otrzymały doroczne nagrody Stowarzyszenia Autorów ZAiKS za najlepsze przekłady odpowiednio z języka słoweńskiego oraz angielskiego.

Nagrodę za przekłady literatury polskiej na język obcy otrzymali: Darja Dominkuš (na język słoweński) oraz Antonia Lloyd-Jones (na język angielski).

Nagrody ZAiKS-u przyznawane są twórcom od 1966 roku. Wręczane są co roku w kwietniu, miesiącu, w którym obchodzony jest także Światowy Dzień Książki i Praw Autorskich. Tegoroczna uroczystość wręczenia Nagród ZAiKS-u odbyła się w 21 kwietnia.

Anna Bella Geiger w Polsce

Anna Bella Geiger, Orbis-Descriptio z cyklu "Fronteiriços", 1995, fot. Mendes Wood DM
Anna Bella Geiger, Orbis-Descriptio z cyklu "Fronteiriços", 1995, fot. Mendes Wood DM

Anna Bella Geiger, wybitna brazylijska artystka multidyscyplinarna polsko-żydowskiego pochodzenia gości w Polsce. Podczas niespełna trzytygodniowego pobytu wraz z Pauliną Ołowską przygotowywać będzie wystawę "O Que Havia Naquela Mala / What Was Behind That Case", która prezentowana będzie w Krakowie.

Anna Bella Geiger to jedna z najwybitniejszych brazylijskich artystek współczesnych oraz wykładowczyni prestiżowej Szkoły sztuk Wizualnych Parque Lage w Rio de Janeiro. Jej dzieła, w których wykorzystuje malarstwo, grafikę i instalacje wideo, znajdują się w kolekcjach takich instytucji jak MoMa w Nowym Jorku, Victoria and Albert Museum w Londynie, Centre Georges Pompido w Paryżu, Fogg Museum w Cambridge, The Getty Foundation w Los Angeles, Museu Serralves w Porto, Frankfurter Kunstverein oraz Museo Nacional Reina Sofía w Madrycie.

W 2008 roku praca Anny Belli Geiger dotycząca pamięci o Polsce znalazła się na wystawie "Poza" (Real Arts Way, Hartford, USA, 2006) i jej polskiej edycji "KRAJ: sztuka artystów z polskim rodowodem" (Galeria Sztuki Współczesnej, Opole, 2008) – obie wystawy prezentowały prace artystów z polskim rodowodem żyjących i tworzących poza Polską.

"Twój Vincent" w Annecy

"Twój Vincent", animowana opowieść inspirowana malarstwem Vincenta Van Gogha została zakwalifikowana do Konkursu Głównego Festiwalu Filmów Animowanych w Annecy, jednego z najważniejszych festiwali kina animowanego na świecie. "Twój Vincent" ("Loving Vincent") w reżyserii Doroty Kobieli i Hugh Welchmana będzie rywalizował o festiwalowe nagrody z dziesięcioma innymi obrazami.

"Twój Vincent" to pierwszy w pełni namalowany film pełnometrażowy na świecie, realizowany przez polską reżyserkę i malarkę Dorotę Kobielę oraz Hugh Welchmana, zdobywcę Oscara za film "Piotruś i Wilk". Na 56 tysiącach ręcznie namalowanych klatek jego twórcy opowiedzą historię życia Vincenta van Gogha, a filmowa fabuła będzie czymś w rodzaju śledztwa dotyczącego okoliczności śmierci malarza. Na ekranie zobaczymy także ponad 100 obrazów malarza "przemalowanych" przez twórców filmu.

"Pomysł wziął się z potrzeby połączenia dwóch mediów: malarstwa i filmu i opowiedzenia historii o artyście za pomocą jego sztuki, malarstwa, które zostaje ożywione poprzez animacje. Postać van Gogha fascynowała mnie już od początku mojej drogi artystycznej, dlatego zapragnęłam użyć jego twórczości do opowiedzenia historii samego malarza i przenieść się w wyjątkową podróż poprzez jego dzieła, nadając im zupełnie nowy wymiar i odkrywając ich wewnętrzną dynamikę" - mówiła wrozmowie z PISF reżyserka filmu Dorota Kobiela.

Filmy Wojciecha Hasa w MoMa

[Embed]

Pomiędzy 27 kwietnia a 3 maja 2017 Muzeum Sztuki Współczesnej w Nowym Jorku (MoMa) organizuje tygodniową serię wydarzeń poświęconą wczesnym filmom polskiego reżysera. Cykl towarzyszy wydaniu książki autorstwa Annette Insdorf zatytułowanej "Intimations: The Cinema of Wojciech Has".

MoMa zaprezentuje nowojorską premierę fabularnego debiutuWojciecha Hasa, "Pętlę" (1958), ekspresjonistyczny portret alkoholika w trudnym położeniu życiowym oraz film "Jak być kochaną" (1963), kameralny utwór przedstawiający znaną aktorkę radiową zmagającą się ze swoją wojenną przeszłością.

Annette Insdorf, wybitna krytyczka, profesorka wydziału filmowego Columbia University będąca autorką książki o twórczości Krzysztofa Kieślowskiego będzie także moderatorką serii "Reel Pieces" organizowanej w na Manhattanie w centrum kulturalnym 92nd Street Y, a 27 kwietnia przedstawi wprowadzenie do prezentowanych filmów Hasa. 3 maja w Muzeum Sztuki Nowoczesnej autorka podpisywać będzie swoje książki.

Organizatorem wydarzenia jest kurator Joshua Siegel z Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Nowym Jorku, we współpracy z Instytutem Adama Mickiewicza oraz Studiem Kadr.

O wydarzeniu więcej dowiedzieć można się tutaj.

"Iron Tongues" - adaptacje polskich dzieł literackich w Los Angeles

Kadr z filmu "Rękopis znaleziony w Saragossie" w reżyserii Wojciecha Jerzego Hasa, 1964, fot. Polfilm/East News
Kadr z filmu "Rękopis znaleziony w Saragossie" w reżyserii Wojciecha Jerzego Hasa, 1964, fot. Polfilm/East News

28 i 29 kwietnia 2017 w Los Angeles zaprezentowane zostaną przedstawienia reżyserowane przez studentów prestiżowej USC School of Dramatic Arts, a inspirowane polską literaturą. Młodzi artyści sięgają w nich po polską klasykę: "Sprawę Dantona"Stanisławy Przybyszewskiej, "Wesele"Stanisława Wyspiańskiegoi "Rękopis znaleziony w Saragossie"Jana Potockiego, by na ich kanwie stworzyć własne utwory zatytułowane odpowiednio "Year 9" (reż. Inda Craig-Galván), "Convergence Zone" (reż. John Allis) oraz "The Flight of Emina and Zubaida" (reż. Aja Houston).

Nad procesem twórczym czuwali wybitni dramaturgowie i wykładowcy: Luis Alfaro, Jon Rivera i Michael Hackett.

Zagłębianie się w świat "Rękopisu znalezionego w Saragossie" było dla mnie ekscytującym doświadczeniem. Wydobyłam z tekstu uniwersalne wątki, które nie tylko pasowały do mojego stylu pisarskiego, ale także dodały nowych odcieni do mojej twórczości. To, co wynikło z lektury "Rękopisu" to "The Flight of Emina and Zubaida" - sztuka, której nie stworzyłabym, gdyby nie ta wspaniała okazja. - mówiła o swoim przedstawieniu Aja Houston.

"Iron Tongues" to projekt nawiązujący do znanej serii współczesnych adaptacji teatralnych opartych na klasyce hiszpańskiego dramatu.Wydarzenie współorganizowane jest przez Instytut Adama Mickiewicza działający pod marką Culture.pl.

Więcej o wydarzeniu dowiedzieć można się tutaj.

Polski design na Litwie

Fotografia z katalogu do wystawy "Roundabout Baltic" w Rydze,  2017, fot. Jakub Certowicz / dzięki uprzejmości Muzeum Regionalnego w Stalowej Woli
Fotografia z katalogu do wystawy "Roundabout Baltic" w Rydze,  2017, fot. Jakub Certowicz / dzięki uprzejmości Muzeum Regionalnego w Stalowej Woli

Aż pięć wystaw prezentujących najlepsze polskie wzornictwo obejrzeć można będzie na początku maja 2017, podczas Litewskiego Tygodnia Designu. To największa w historii prezentacja polskiego wzornictwa na Litwie.

Program ma na celu zaprezentowanie potencjału polskich projektantów, ich innowacyjnych produktów, a także sukcesów odnoszonych na największych światowych wydarzeniach. Jest on także próbą zmiany postrzegania Polski, która częściej łączona jest na Litwie z dużą dostępnością mebli oraz elementów wyposażenia wnętrz, niż z wysoką jakością ich designu. Zmianę tego wyobrażenia ma zapewnić przegląd prac młodych, zdolnych polskich twórców, którzy - prezentując swoje projekty pod marką "design from Poland" - przestali być anonimowi, a ich nazwiska stały się rozpoznawalne na świecie.

Polska, jako gość honorowy Litewskiego Tygodnia Designu, opracowała szeroki program wystaw. W jego tworzeniu brały udział Instytut Adama Mickiewicza, działający pod marką Culture.pl oraz Instytut Polski w Wilnie.

Więcej o wydarzeniach Litewskiego Tygodnia Designu przeczytasz tutaj.

Silesian Quartet, ''Grażyna Bacewicz. Complete String Quartets'' zdobywa Fryderyka

Grażyna Bacewicz, 1968, fot. Irena Jarosińska / Forum
Grażyna Bacewicz, 1968, fot. Irena Jarosińska / Forum

Płyta ''Grażyna Bacewicz. Complete String Quartets'' ze wszystkimi kwartetami smyczkowymi Grażyny Bacewicz w wykonaniu Kwartetu Śląskiego została nagrodzona dwoma statuetkami "Fryderyk 2017" w kategorii ''Najlepszy album polski za granicą'' oraz ''Najwybitniejsze nagranie muzyki polskiej''. Album został wydany przez brytyjska wytwórnia Chandos przy wsparciu programu Instytutu Adama Mickiewicza Polska Music.

Kwartet Śląski istnieje nieprzerwanie od 1978 roku. Jego repertuar to ponad 400 utworów kameralnych, z czego około 300 to literatura XX i XXI wieku. Śląscy kameraliści dokonali ponad 100 prawykonań kwartetów smyczkowych kompozytorów polskich i obcych, z czego znaczna część jest im dedykowana.

Wśród laureatów Fryderyków 2017 znaleźli się tacy artyści jak Piotr Zioła, Tomasz Organek, Ania Dąbrowska, O.S.T.R., Brodka, Reni Jusis, Martyna Jakubowicz, Dawid Podsiadło, Robert Majewski, Zbigniew Namysłowski, Tomasz Wendt.

[Embed]

"Instrumenty z duszą" o piszczałkach podhalańskich już w internecie

22 kwietnia na portalu You Tube zadebiutował kolejny odcinek cyklu filmów przygotowywanych przez Instytut Muzyki i Tańca poświęconych polskim instrumentom ludowym. Najnowszy odcinek edukacyjnej serii został poświęcony piszczałkom podhalańskim. Przewodnikiem po świecie tego instrumentu jest Jan Karpiel-Bułecka.

"Instrumenty z duszą" to cykl krótkich filmów edukacyjnych przedstawiających polskie instrumenty ludowe, o których opowiadają znani artyści i budowniczowie instrumentów. W roku 2016 zostało zaprezentowanych sześć odcinków – "Dudy podhalańskie" (z udziałem Jana Karpiela-Bułecki), "Kozioł biały i czarny" (z udziałem Jana S. Prządki), "Złóbcoki" (z udziałem Krzysztofa Trebuni-Tutki), "Trombity beskidzkie" (z udziałem braci Golec i Tadeusza Ruckiego), "Ligawki" (z udziałem Stanisława Jałochy i Piotra Dorosza) i "Heligonka" (z udziałem Czesława Pawlusa). Następne odcinki poświęcone zostaną skrzypcom diabelskim i lirze korbowej.

Źródło: materiały własne, opr. MKD, 28.04.2017

Kategoria: 
Literatura
Muzyka
Film
Design
Teatr
Sztuki wizualne
FacebookTwitterRedditShare

Zofia Posmysz, Michał Wójcik, "Królestwo za mgłą"


Zofia Posmysz, Michał Wójcik, "Królestwo za mgłą"

$
0
0

Zofia Posmysz, Michał Wójcik, "Królestwo za mgłą"

Zofia Posmysz, Michał Wójcik, "Królestwo za mgłą"

"Królestwo za mgłą" to wywiad rzeka, który pisarka Zofia Posmysz udzieliła Michałowi Wójcikowi. Autorka "Pasażerki", "Wakacji nad Adriatykiem" i innych utworów związanych ze znaną jej z autopsji tematyką niemieckich obozów zagłady, opowiada w nim o swoim życiu i twórczości.

Wydawałoby się, że do tematyki obozowej, która uczyniła z Zofii Posmysz rozpoznawalną na całym świecie pisarkę, trudno byłoby dodać coś więcej. A jednak. Udało się to Michałowi Wójcikowi. 

Rzecz w tym, że proza tej autorki – przy zachowaniu zasadniczych realiów i faktów – była literacką kreacją, wychodzącą daleko ponad prostą relację świadka tamtych czasów. We wspomnianych dziełach Zofia Posmysz koncentruje się na losach bohaterek, które (mimo posiadania niezaprzeczalnych pierwowzorów w życiu) nie były jednak takie same jak na kartach książek. Każda z tych postaci reprezentowała siebie, lecz nosiła także cechy innych osób, charakterystyczne dla ich postaw w tamtym czasie i miejscu, jak również wynikające z pozycji zajmowanej w obozowej hierarchii. 

Minęło kilkanaście lat od wojny zanim Zofia Posmysz zdecydowała się dać świadectwo własnych przeżyć i obserwacji jako więźniarki Auschwitz–Birkenau, o wytatuowanym na skórze przedramienia numerze 7566. Takich jak ona więźniów zwykło się określać mianem stary numer – mimo jej młodego, bo na granicy dorosłości, wieku – w przeciwieństwie do następców z tatuażami pięcio czy sześciocyfrowymi. Wcześniejsze pojawienie się w obozie owocowało większym doświadczeniem, dyktującym zachowania, które weterankom pozwalały utrzymywać się w możliwie jak najlepszej kondycji.

Opisuje np. swoją współtowarzyszkę niedoli: "Pamiętam, że gdy Zosia trzymała grabie, to te chude dłonie z długimi palcami wyglądały właśnie jak ptasie łapki". Dlatego pisarka nazywała ją Ptaszką. Dziewczyna miała wszelkie dane po temu, żeby zostać wirtuozką skrzypiec. Ona to właśnie pierwsza uznała, że "Auschwitz to nie jest świat, który można ogarnąć ludzkim umysłem. Pewnego dnia wypowiedziała słowo: Królestwo. Że obóz to królestwo z baśni. Z baśni straszliwej i dziwnej, nie z naszego świata". "A esesmani to rycerze z bajki"– dorzuca rozmówca pani Zofii.

"Taka była jej wizja. Zakon Rycerzy Trupiej Czaszki. Stworzyła tę alegorię i muszę przyznać, że już wtedy – przed końcem 1942 roku – mnie to… no tak, zafascynowało. To, że w takim miejscu można mieć taką wyobraźnię, i to, że ona zanurzała się w tym wymyślonym świecie cała, uciekała do niego, kryła się w nim. Czy to było na granicy szaleństwa? Nie wiem. System był spójny, z drugiej strony u szaleńców struktury myślowe też są zazwyczaj spójne i logiczne. Ale może już gorączkowała? Fantazjowała. Popatrz, popatrz, Brunhilda idzie! – łapała mnie za rękę i pokazywała jakąś esesmankę. […] To jej zawdzięczam ten pomysł. Sposób na wyrażenie Auschwitz."

W szczerej rozmowie z Michałem Wójcikiem pisarka porusza również te wątki swego życia, o których dotąd nie wspomniała. Można zrozumieć powody – pewne tematy nawet po siedemdziesięciu latach od zakończenia wojny są dla jej ofiar zbyt bolesne, żeby je potraktować jako jeden z wątków utworu. Co innego, gdy udziela się odpowiedzi na pytania dziennikarza – wtedy temat przestaje być tabu.

Dociekliwość Michała Wójcika nigdy jednak nie przekracza granic rzetelnego reporterskiego warsztatu, nie wspominając o dobrym wychowaniu. Prawda historyczna wymaga jednak ścisłych ustaleń, a z tym niekiedy wiążą się mało budujące przykłady. Wystarczy powiedzieć, że pobyt w hitlerowskim obozie koncentracyjnym młodej Zofii Posmysz (za posiadanie ulotki Związku Walki Zbrojnej) nastąpił w wyniku złożenia donosu przez kogoś z jej ścisłego otoczenia.

Bo też pomiatanie ludźmi nie jest cechą przypisaną wyłącznie wrogom. Zofia Posmysz wspomina między innymi, że w komandzie kuchennym, gdzie przez pewien czas pracowała, spotkała również prostytutkę: "ohydna baba. Uprzykrzała nam życie, jak się da". 

"Wysługiwała się niemieckiej kapo. Robiła nam, swoim rodaczkom, na złość. A przecież nie miała żadnej funkcji, robiła to z własnej chęci. Można powiedzieć: con amore. Wstawać yntelygencjo przeklęta! – ryczała o świcie. […] Mnie szczególnie dokuczała. Wiedziała, że nie cierpię jej [branżowych] przyśpiewek. Choć z drugiej strony miło mi, że zaklasyfikowała mnie do 'yntelygencji'. Tak że jeśli mówimy o podziałach, to one przebiegały niekoniecznie na tle narodowościowym. W tym wypadku podział był klasowy." 

Wśród poruszanych tematów rozmowy wątek obozowy jest, oczywiście, najbardziej wyrazisty, choć warto wczytać się i w inne, przed i powojenne. Nie zatrą one jednak wrażenia, jakie pozostawia takie choćby wyznanie: "Ludzie mogą być nikczemni bez względu na to, w jakim otoczeniu się znajdują. Jednak lepsze otoczenie powoduje, że stają się lepsi. Ale w stanie kompletnego wyczerpania nie myśli się o niesieniu pomocy innym oczekującym. Myśli się o sobie." Prawdą jest także to, że pisarka dokonywała prawdziwie heroicznych wyczynów – choć sama tego wcale tak nie ocenia – żeby poza sobą uchronić przed najgorszym przynajmniej Ptaszkę. 

"Wakacje nad Adriatykiem" można potraktować jako hołd pisarki złożony Ptaszce. Z kolei "Królestwo za mgłą" to hołd, który Michał Wójcik złożył Zofii Posmysz. Obie książki bezwzględnie należy przeczytać – podobnie jak wszystko, co wyszło spod pióra tej wciąż za mało docenionej pisarki.

Michał Wójcik, Zofia Posmysz
"Królestwo za mgłą. Z autorką Pasażerki rozmawia Michał Wójcik"
wymiary: 142 x 216 mm
wydawnictwo: Znak, Kraków 2017
oprawa: twarda
liczba stron: 416
ISBN: 978-83-240-3727-8

Autor: Janusz R. Kowalczyk, maj 2017

FacebookTwitterRedditShare

Tagi: zofia posmyszMichał Wójcikwydawnictwo znak

Zofia Posmysz, "Wakacje nad Adriatykiem"

$
0
0

Zofia Posmysz, "Wakacje nad Adriatykiem"

"Wakacje nad Adriatykiem" Zofii Posmysz można by uznać za genialną powieść science fiction, gdyby jej narracja nie opierała się na faktach. Na osobistych wspomnieniach autorki, która przeszła przez kolejne kręgi piekła obozu zagłady, żeby dać o nim wiarygodne świadectwo. 

Zofia Posmysz u progu dorosłości, w 1942 roku, została więźniarką Auschwitz, a po czasie Ravensbrück i Neustadt–Glewe. Po wojnie pracowała jako dziennikarka i pisarka, będąc między innymi współautorką popularnego radiowego cyklu "W Jezioranach". Jej słuchowisko o tematyce obozowej "Pasażerka z kabiny 45" (1959) zostało po roku przeniesione do Teatru Telewizji jako "Pasażerka". Pod tym tytułem ukazała się też powieść (1962), a rok – później film Andrzeja Munka; niedokończony, gdyż tragiczna śmierć reżysera przeszkodziła w dokręceniu wątku współczesnego.

Z równie sugestywną mocą Zofia Posmysz powróciła do traumy obozowych przeżyć w "Wakacjach nad Adriatykiem" (1970). Gehenna hitlerowskiego obozu koncentracyjnego opisana jest z innej perspektywy, niż w "Medalionach"Zofii Nałkowskiej czy opowiadaniach Tadeusza Borowskiego. Pisarka, która pół wojny przebyła jako więźniarka obozów zagłady, a w oświęcimskiej hierarchii była tak zwanym starym numerem (7566), uniknęła w swoich powieściach nastawienia rozliczeniowego.

Jej sposób radzenia sobie z trudną przeszłością polegał na świadczeniu prawdy, i to pełnej, daleko wykraczającej poza czarno-białe schematy. Pisząc o zbrodniczych praktykach funkcjonariuszy hitlerowskiego systemu nie kryła, że nawet w opresyjnym układzie rasowych zależności, co bardziej zaradnym więźniom udawało się tak lawirować, żeby sobie zapewnić korzystniejsze warunki bytowe. W tym celu umieli wykorzystać znajomość psychiki swoich nadzorców – ich przyzwyczajenia czy słabe punkty. 

Taki był zasadniczy motyw "Pasażerki", w której główna bohaterka, więźniarka Marta, zostaje na swój sposób "protegowaną" esesmanki Lizy – oj, oberwało się wtedy autorce za "gloryfikowanie" i "wybielanie" nazistów. W "Wakacjach nad Adriatykiem" również istnieje silny, otwarcie przyjacielski układ (bez dzisiejszych "genderowych" konotacji) wiążący narratorkę z jej współtowarzyszką niedoli, z powodu swej kruchości zwanej Ptaszką. Swoją postawą i zachowaniem zaprzeczała ona istnieniu całkiem namacalnego obozowego świata, w którym przyszło jej się znaleźć; widząc zło, powtarzała jak mantrę: "to niemożliwe". 

"'Zrozum' zaczęła, od razu jakoś gorączkując się, 'mój ojciec był wykładowcą Języka [niemieckiego], w domu jest kompletna biblioteka ich poetów i filozofów w oryginale, te tomy w zielonej skórze nadawały ton naszemu życiu, wyrastałam w kulcie dla tej kultury, nasiąkałam nią, była mi bliższa niż inne, prawie tak bliska, jak nasza, a to wszystko…', powiodła spojrzeniem po mnie, po sobie, po podobnych nam postaciach zgiętych nad zeschniętymi na kamień skibami ziemi, rozejrzała się dalej z tym niezrozumieniem w oczach, które wytrącało mnie z równowagi, po prostu nie wytrzymywałam tego, miałam w takich chwilach ochotę rzucić się na nią i bić, gdzie popadnie, wyzywając i płacząc, chociaż dawno zapominałam płakać." 

Narratorka (porte-parole autorki) uświadamia sobie nagle, że biegle posługująca się niemieckim Ptaszka mogłaby uzyskać mniej wyczerpującą pracę: "Kancelaria potrzebuje pracowników ze znajomością Języka, nie musisz wytrząsać z siebie bebechów na mrozie, słocie i skwarze, skoro go znasz, dlaczego dotąd nie mówiłaś, dlaczego się nie zgłaszasz?". Ona jednak nie skorzystała z tej możliwości, ani też z następnej, gdy po wielu ryzykownych podchodach swojej przyjaciółki zdała egzamin jako wirtuozka skrzypiec przed obliczem wymagającej szefowej obozowej kapeli – grającej marsze Straussa przy powrotach po wycieńczającej pracy wykruszających się kolumn katorżników. 

"Tutaj?"– zapyta tylko współtowarzyszkę niedoli, która będzie usiłowała zrozumieć powody odrzucenia przez nią równie kuszącej oferty, dającej o wiele większą szansę na przeżycie obozu. Niepojęta postawa Ptaszki skłoni przyjaciółkę do takich oto przemyśleń:

"Upatrzyliśmy sobie w humanizmie środek przeciw zdziczeniu, uznaliśmy ten środek za absolut, jego uniwersalizmowi podporządkowując wszystkie inne racje, głusi i ślepi wobec prawdy dla innych oczywistej, że w epoce barbarii to remedium jest anachroniczne i jeżeli czemuś jest przydatne, to chyba właśnie temu, przeciw czemu się opowiada […]." 

"Wakacje nad Adriatykiem" zbudowane są na podobnej zasadzie, co wcześniejsza "Pasażerka". Po latach, gdzieś w szerokim świecie, dawniejsi kaci spotykają się oko w oko ze swoimi ofiarami – tymi, oczywiście, które przeżyły. Ziarno zwątpienia zostaje zasiane, bo ofiary uporczywie zadają sobie pytanie: czy to na pewno ta sama osoba, czy tylko ktoś łudząco do niej podobny?

Od natręctwa obozowych wspomnień nie uchroni ani słońce, ani lazurowe niebo nad adriatycką plażą. Dwie perspektywy czasowe – co jest wyśmienitym i niewymuszonym zabiegiem formalnym – pomogą dorzucić kolejny motyw do osobliwego postępowania Ptaszki. Obozowemu pisarstwu Zofii Posmysz nadają przy tym o wiele bogatszej perspektywy i głębi, przez co staje się dużo ciekawsze od żarliwych oskarżeń tuż powojennej prozy rozliczeniowej, stawiając tym samym autorkę "Pasażerki" w rzędzie najtęższych piór polskiej literatury. 

Zofia Posmysz
"Wakacje nad Adriatykiem"
wydawnictwo: Znak, Kraków 2017
wymiary: 124 x 194 mm
oprawa: twarda
liczba stron: 320
ISBN: 978-83-240-3804-6

Autor: Janusz R. Kowalczyk, maj 2017

FacebookTwitterRedditShare

Tagi: zofia posmyszandrzej munkzofia nałkowskatadeusz borowskiwydawnictwo znak

"Mały Przegląd" Sharon Lockhart w Pawilonie Polski na Biennale w Wenecji

$
0
0

"Mały Przegląd" Sharon Lockhart w Pawilonie Polski na Biennale w Wenecji

Kiedy: 
13maj'17
26lis'17
Janusz Korczak with his pupils, DS Różyczka, Wawer, 1938, photo courtesy of the Korczakianum Centre for Documentation and Research in Warsaw

Janusz Korczak with his pupils, DS Różyczka, Wawer, 1938, photo courtesy of the Korczakianum Centre for Documentation and Research in Warsaw

"Mały Przegląd", projekt Sharon Lockhart dla Pawilonu Polski w Wenecji, zrealizowany z udziałem wychowanek Młodzieżowego Ośrodka Socjoterapii w Rudzienku i zainspirowany Korczakowską ideą oddawania głosu młodym, koncentruje się na potrzebach wchodzących w dorosłość kobiet.

Oficjalnie 57. Międzynarodowa Wystawa Sztuki – La Biennale di Venezia zostanie otwarta dla publiczności 13 maja, zaś pokaz oryginalnych wydań "Małego Przeglądu" z lat 1926–1939 rozpocznie się 26 maja w Zachęcie. Prezentacja egzemplarzy przedwojennego pisma pod redakcjąJanusza Korczaka oraz towarzyszące jej warsztaty i spotkania odkryją bogactwo polskich kontekstów projektu Sharon Lockhart, jak również rewolucyjność Korczakowskiej idei walki o prawa dzieci i młodzieży, wsłuchiwania się w ich głos. Egzemplarze "Małego Przeglądu"wypożyczone zostaną  ze zbiorów Biblioteki Narodowej w Warszawie specjalnie na tę okazję.

Tytuł projektu Sharon Lockhart nawiązuje do ukazującego się przed II wojną światową "Małego Przeglądu",  tworzonego w całości przez dzieci dodatku do dziennika "Nasz Przegląd". Pismo, założone przez Janusza Korczaka, wybitnego pedagoga i pisarza o rewolucyjnym spojrzeniu na prawa dzieci, ukazywało się w latach 1926-1939. Tygodnik wypełniały teksty, recenzje i relacje dotyczące wydarzeń politycznych,sportowych czy kulturalnych, nadsyłane przez nastoletnich korespondentów z całego kraju, pokazujące ich wrażliwość, wiedzę oraz celne spostrzeżenia na temat otaczającego świata.

[Embed]

"Mały Przegląd" Sharon Lockhart to projekt wielowymiarowy, eksplorujący społeczny wymiar tworzenia dzieła sztuki, potrzebę dostrzegania i wsłuchiwania się w głos młodych ludzi. Jest efektem wieloletniej współpracy utytułowanej amerykańskiej artystki z podopiecznymi Młodzieżowego Ośrodka Socjoterapii w Rudzienku. Stanowi także odzwierciedlenie artystycznej i edukacyjnej fascynacji filozofią Korczaka, którego twórczość Sharon Lockhart poznała, pracując w Polsce. Na wystawie w Pawilonie Polskim zobaczymy nowy film i fotografie zrealizowane z udziałem dziewcząt. Towarzyszyć im będą przetłumaczone po raz pierwszy na język angielski numery"Małego Przeglądu".

"Jednym z niezwykle istotnych dla Jury elementów, który zdecydował o wyborze projektu Sharon Lockhart do Pawilonu Polskiego, było właśnie przywołanie i uwidocznienie na forum międzynarodowym postaci Janusza Korczaka. Nie poprzez przypominanie jego dramatycznej biografii, ale poprzez odwołanie się do jego metod pedagogicznych. Korczak stworzył pismo będące przez ponad 12 lat forum dla tych, których głos nie był wówczas słyszalny – czyli dzieci. Sharon Lockhart, odwołując się do metod Korczaka, lecz posługując się własnymi środkami wyrazu, także traktuje dzieci, będące tematem jej pracy, podmiotowo"– opowiada Hanna Wróblewska, komisarz Pawilonu Polskiego.

Działaniom Janusza Korczaka poświęcone będą także spotkania organizowane we współpracy z Ośrodkiem Dokumentacji i Badań Korczakianum, na które zaproszeni zostaną m.in. redaktorzy i tłumacze pracujący nad przekładami "Małego Przeglądu". Dzięki wsparciu Towarzystwa Zachęty Sztuk Pięknych młodzież z Rudzienka odwiedzi w czerwcu Pawilon Polski w Wenecji, gdzie spotka się z Sharon Lockhart. Na wrzesień zaś planowane jest wystąpienie związane z projektem podczas Kongresu Praw Dziecka i Ósmej Międzynarodowej Konferencji Korczakowskiej pt.: "Otwarte okno – poczucie wolności" w Muzeum Historii Żydów Polskich POLIN.

  • Kuratorka: Barbara Piwowarska
  • Komisarz Pawilonu Polskiego: Hanna Wróblewska
  • Zastępca komisarza: Joanna Waśko
  • Organizator: Zachęta – Narodowa Galeria Sztuki

Projekt przygotowany został we współpracy z Instytutem Adama Mickiewicza działającym pod marką Culture.pl.

[Embed][Embed][Embed]
FacebookTwitterRedditShare

Zofia Posmysz, "Wakacje nad Adriatykiem"

Przegląd tygodnia (od 1 do 7 maja)

$
0
0
Polski

Przegląd tygodnia (od 1 do 7 maja)

"Powidoki" w reżyserii Andrzeja Wajdy, fot. Anna Włoch/Akson Studio, materiały promocyjne
"Powidoki" w reżyserii Andrzeja Wajdy, fot. Anna Włoch/Akson Studio, materiały promocyjne

Prezentujemy informacje o wydarzeniach kulturalnych, które miały miejsce lub rozpoczęły się w tygodniu od 1 do 7 maja.

Joanna Bator uhonorowana Uznamską Nagrodą Literacką

Joanna Bator, fot. Darek Redos / Reporter
Joanna Bator, fot. Darek Redos / Reporter

Joanna Bator, jedna z czołowych przedstawicielek polskiej literatury współczesnej, odznaczona została 29 kwietnia Uznamską Nagrodą Literacką. Autorka "Ciemno, prawie noc" otrzymała wyróżnienie za całokształt swojej twórczości.

Nagroda przyznawana jest przy okazji corocznych Uznamskich Dni Literatury, których celem jest próba zrozumienia historii i teraźniejszości Europy poprzez literaturę, odkrywanie nieznanych perspektyw oraz pokonywanie stereotypów. Uznamska Nagroda Literacka jest dotowana kwotą 5000 euro i wiąże się z miesięcznym pobytem studyjnym na wyspie Uznam, która leży na granicy polsko-niemieckiej.

 

Zmarł Tomasz Burek

Tomasz Burek podczas uroczystości wręczenia Złotych Medali "Zasłużony Kulturze Gloria Artis", 7 bm. w gmachu Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego w Warszawie, Marcin Obara/PAP
Tomasz Burek podczas uroczystości wręczenia Złotych Medali "Zasłużony Kulturze Gloria Artis" w gmachu MKiDN w Warszawie, Marcin Obara/PAP

1 maja 2017 w wieku 79 lat odszedł Tomasz Burek, przenikliwy krytyk literacki, historyk literatury, pracownik Instytutu Badań Literackich PAN, współpracownik Polskiego Radia.

Należał do generacji tych twórców, którzy mieli ogromny wpływ na funkcjonowanie niezależnego życia literackiego w okresie PRL-u. Na Jego kolejne książki, z czasem publikowane coraz rzadziej, czekało się z ogromnym zainteresowaniem: Burek miał nie tylko rewelacyjny styl, ale tak samo niezwykle trafne i zapadające w pamięć rozpoznania krytyczne. Nic więc dziwnego, że już w latach 70. uzyskał najważniejsze nagrody literackie przyznawane autorom piszącym po polsku, m.in. Nagrodę  Fundacji im. Kościelskich w 1973, a pod koniec życia zasłużył sobie na nagrodę o wielce wymownej nazwie "Mistrz" przyznawanej przez środowisko sopockiego "Toposu". - wspomina zmarłego Krzysztof Koehler.

13. Festiwal Polskich Filmów w Nowym Jorku

[Embed]

Martin Scorsese obecny był 2 maja 2017 na otwarciu 13. Festiwalu Polskich Filmów w Nowym Jorku. Tegoroczna edycja festiwalu poświęcona została Andrzejowi Wajdzie. To właśnie "Powidoki", ostatni film zmarłego w zeszłym roku polskiego reżysera, zainaugurowały wydarzenie.

Reżyser "Taksówkarza"od wielu lat przyznaje się do fascynacji polskim kinem:

Nie umiem wytłumaczyć, jak wielki wpływ miało Wasze kino – panowie Wajda, Polański, Skolimowski, cała grupa tego czasu – na moją twórczość filmową. I ma do dziś, bo gdy robię film zazwyczaj łapię się na tym, że pokazuję aktorom czy operatorom właśnie polskie filmy.

Zainspirowany polskimi produkcjami filmowymi stworzył także w 2014 cykl projekcji zatytułowany "Martin Scorsese prezentuje: arcydzieła polskiego kina".

Oprócz filmów Andrzeja Wajdy podczas tegorocznej edycji festiwalu wyświetlane będą również filmy takie jak: "Zjednocznone stany miłości" Tomasza Wisilewskiego, "Ostatnia rodzina"Jana Matuszyńskiego czy "Córki dancingu" Agnieszki Smoczyńskiej.

Pełny program festiwalu znaleźć można pod adresem www.nypff.com

Nowy dyrektor Teatru Starego

Jan Klata, fot: Marek Zawadka / Newsweek Polska / Reporter /East News
Jan Klata, fot: Marek Zawadka / Newsweek Polska / Reporter /East News

4 maja 2017 odbyło się pierwsze posiedzenie komisji konkursowej, która zdecyduje, kto zostanie nowym dyrektorem Teatru Starego. Wśród kandydatów na to stanowisko znaleźli się Marek Mikos, Paweł Miśkiewicz, Jan Polewka, Adam Sroka, Dariusz Zawiślak, Jacek Zembrzuski oraz Jan Klata, obecny dyrektor teatru. Jego kadencja kończy się w sierpniu.

Jan Klata przewodził Teatrem Starym od ponad czterech lat, reżyserując na jego deskach m.in. "Trzy stygmaty Palmera Eldritcha" Phillipa K. Dicka (2006), "Oresteję" Ajschylosa (2007), "Trylogię" według Henryka Sienkiewicza (2009) oraz "Wesele hrabiego Orgaza" Romana Jaworskiego (2010). 12 maja 2017 odbyć ma się premiera kolejnej sztuki w reżyserii Jana Klaty. Będzie nią "Wesele"Stanisława Wyspiańskiego.

Kronos Quartet wystąpi na Festiwalu KODY

Kronos Quartet, fot. Jeppe Gudmundsen-Holmgreen (materiały prasowe FMP)
Kronos Quartet, fot. Jeppe Gudmundsen-Holmgreen (materiały prasowe FMP)

Festiwal Tradycji i Awangardy Muzycznej KODY, którego pierwsza edycja miała miejsce w 2009, pozyskał sobie opinie inicjatywy o wielkiej kreatywności. Jego formuła polega na szukaniu wspólnej problematyki i określania podobieństw pomiędzy odległymi zjawiskami kulturowymi zarówno w przestrzeni, czasie jak i w różnych gatunkach muzyki i sztuki.

Jedyn z gości tegorocznej edycji festiwalu, jak ogłosili organizatorzy, będzie Kronos Quartet, założony w latach 70. przez Davida Harringtona amerykański kwartet smyczkowy. Otwarte podejście jego członków do granego repertuaru skutkuje doskonałymi adaptacjami muzyki klasycznej, jazzowej i rockowej. Kronos Quartet już w przeszłości grał utwory polskich kompozytorów, m.in. Witolda Lutosławskiego czy Krzysztofa Pendereckiego, w tym roku zaś wraz z Zespołem Międzynarodowej Muzyki Tradycyjnej prawykona utwór Aleksandra Kościówa pod tytułem ''Wesele lubelskie''. Koncert odbędzie się 12 maja 2017 roku. 

Pełny program festiwalu dostępny jest tutaj.

Źródła: www.kody-festiwal.pl, Gazeta Wyborcza, Instytut Książki, www.nypff.com; opr. MKD, 05.05.2017

Kategoria: 
Muzyka
Film
Teatr
Literatura
FacebookTwitterRedditShare

Bohdan Dyakowski, "Nasz las i jego mieszkańcy"

$
0
0

Bohdan Dyakowski, "Nasz las i jego mieszkańcy"

Bohdan Dyakowski, "Nasz las i jego mieszkańcy"

W historii polskiej nauki Bohdan Dyakowski zapisał się jako wybitny popularyzator wiedzy o przyrodzie. W swojej książce "Nasz las i jego mieszkańcy", którą napisał pod koniec dziewiętnastego wieku, rzetelną wiedzę połączył z nowoczesną, nadal aktualną orientacją proekologiczną.

Tom należy do najbardziej przystępnych dzieł Bohdana Dyakowskiego. Mieści w sobie zalety encyklopedii, podręcznika i przewodnika po łonie natury. Autor wyłożył swoje spostrzeżenia komunikatywnym językiem, z gawędziarską swadą, co lekturę książki czyni niezapomnianym przeżyciem.

Opisuje w niej zwyczaje zwierząt, ucząc jednocześnie ludzi najwłaściwszego postępowania w kontaktach z nimi. Autor przypomina prawdy na ogół dobrze znane, choć niekoniecznie przestrzegane. Apeluje do sumień czytelników, wskazując na potrzebę zachowania stworzeń leśnych w ich naturalnym środowisku.

"Nie mówię już o tym, że nie wolno łapać i więzić ptaków w klatkach, ale z utrzymania tych leśnych śpiewaków na uwięzi nic dobrego by nie wynikło. Strzyżyk i mysikrólik, tak wytrzymałe na zimno lub słotę, nie znoszą utraty wolności i giną w bardzo krótkim czasie, czasem natychmiast, nawet w ciągu jednej doby. Kogo naprawdę zachwyca ich śpiew, niech ich słucha na wolności, niech idzie zimą do lasu albo do ogrodu; ptaszki te są tak ufne, że pozwalają podejść bardzo blisko i zachwycać się do woli śpiewem, brzmiącym tam stokroć milej i weselej niż w klatce."

Pisarz przekonuje, że w naturze każdy żywy, ale i martwy organizm ma do odegrania własną, mniej lub bardziej znaczącą rolę. Że bywa przydatny, a często wręcz niezbędny, w ogólnym dziele nieustannego cyklu stworzenia. Sporo uwagi poświęca pomijanej w potocznych obserwacjach symbiozie roślin i zwierząt.

"Panuje zatem w lesie pewna równowaga, pewna harmonia w tej ciągłej walce i wzajemnym pożeraniu się: las karmi swoim drewnem i swoimi liśćmi owady roślinożerne, one zaś żywią sobą drapieżne i pasożytnicze, które w ten sposób nie pozwalają im nadmiernie namnożyć się i zniszczyć drzewa."

W swoim przywiązaniu do przyrody Dyakowski znajduje dobre strony egzystencji nawet wśród najbardziej uprzykrzonych stworzeń, za jakie uchodzą choćby "wyrodne matki", podrzucające jaja do gniazd ptaków innych gatunków. Skądinąd obliczono, że "jedna kukułka zjada dziennie kilkaset liszek, więc w ciągu trzymiesięcznego pobytu u nas wytępi ich przynamniej 50 tysięcy. […] Ileż drzew uschłoby bez kukułki!".

Opisując wyjątkowe niechlujstwo czubatego dudka, autor zwraca uwagę na jego długi i cienki dziób, co skutecznie uniemożliwia mu porządki, tak przestrzegane przez resztę ptasich mieszkańców lasu. Z kolei przy opisach zwyczajów lisich podkreśla przywiązanie matek do dzieci – "nocami przychodzą karmić te z nich, które zostały schwytane przez człowieka".

Na tle kierujących się instynktem zwierząt myślący (jakoby) człowiek nie wypada najkorzystniej. Stąd też, szczególnie dziś, warto przypomnieć światłą myśl biologa:

"Pomniki natury, świadkowie dawnych czasów są również, a może i jeszcze bardziej warte opieki człowieka niż pomniki wznoszone jego własną ręką, bo te potrafi wznieść na nowo, gdy się rozsypią w gruzy, ale tamtych nie zdoła już wskrzesić, gdy raz znikną z powierzchni Ziemi."

Bohdan Dyakowski (1864–1940) – przyrodnik, pisarz, dydaktyk biologii, działacz społeczny, wykładowca Studium Pedagogicznego Uniwersytetu Jagiellońskiego, jeden z założycieli Ligi Ochrony Przyrody. Jego dorobek obejmuje kilkaset artykułów i notatek opublikowanych w różnych czasopismach oraz przeszło 50 pozycji książkowych: podręczników i książek popularnonaukowych,  spośród których największą popularnością cieszył się "Nasz las i jego mieszkańcy" i "Z naszej przyrody". Wielu wznowień doczekały się również "Rośliny pokarmowe", "Sąd nad żabami" czy "Jak urządzać gniazda". Z dużym zainteresowaniem spotkały się także opowiadania dla młodzieży: "Patrol beskidzki. Opowiadanie wakacyjne", "Wąż Władka" czy "W góry, w góry, miły bracie".

Bohdan Dyakowski, "Nasz las i jego mieszkańcy"
fotografie: Włodzimierz Puchalski
wydawnictwo: Zysk i S-ka, Poznań 2016
wymiary:  165 x 235 mm
oprawa: twarda z obwolutą
liczba stron: 368
ISBN: 978-83-65521-82-8

Autor: Janusz R. Kowalczyk, maj 2017

FacebookTwitterRedditShare

Tagi: Bohdan Dyakowskiwłodzimierz puchalskiWydawnictwo Zysk i S-ka

Mirosław Wlekły, "Tu byłem. Tony Halik"

$
0
0

Mirosław Wlekły, "Tu byłem. Tony Halik"

Mirosław Wlekły, "Tu byłem. Tony Halik"

"Tu byłem. Tony Halik" Mirosława Wlekłego skłania do smutnych, ale i optymistycznych wniosków. Sprzeczne uczucia rodzi skrywanie przez słynnego podróżnika życiowego sekretu. Podziw zaś budzi jego pasja i determinacja, dzięki którym zręcznie omijał pułapki losu.

Biograf Tony'ego Halika z niezwykłą skrupulatnością prześledził jego burzliwe dzieje. Dotarł do wielu źródeł, przebył wiele szlaków przetartych wcześniej przez jego bohatera, rozmawiał z setkami świadków, którzy go znali, lub mieli z nim styczność. Mirosław Wlekły wzbogacił w rezultacie wizerunek znanego obieżyświata także o te fragmenty jego życia, o których on sam albo milczał, albo konfabulował – zazwyczaj, jak to miał w zwyczaju, niezwykle sugestywnie.

Nie w tym jednak należy upatrywać wartości tej biografii, bo nie o sensacyjny ton w niej chodzi. O tym, że Tony Halik – Polak z argentyńskim paszportem i amerykańską legitymacją korespondenta NBC – był doskonałym gawędziarzem, który od lat siedemdziesiątych rozbudzał emocje wielomilionowej widowni telewizyjnej opowieściami o swoich przygodach na mało uczęszczanych, egzotycznych szlakach, wszyscy na ogół wiemy. Walorem biografii jest nieprzebrane bogactwo wcześniej nieznanych faktów, które teraz pozwolą czytelnikowi na nowo poznać sławnego globtrotera.

Jego niezmierną popularność dyskontuje tytuł książki. Pisane rękami fanów napisy: "Tu byłem. Tony Halik" można odnaleźć w najodleglejszych miejscach świata, co jest wcale niezłym wyznacznikiem atrakcyjności jego programów. Rejestrował kamerą codzienne obyczaje ludzi z egzotycznych plemion i pierwotnych kultur, dokąd jeszcze nie dotarły dobrodziejstwa współczesnej cywilizacji, a jego filmy na antenie Telewizji Polskiej, robiły zasłużoną furorę.

Tony Halik, fotografie archiwalne z książki Mirosława Wlekły "Tu byłem. Tony Halik", fot. wydawnictwo Agora
Tony Halik, fotografie archiwalne z książki Mirosława Wlekły "Tu byłem. Tony Halik", fot. wydawnictwo Agora

Dokumenty Tony'ego Halika – komentowane przez niego samego i Elżbietę Dzikowską, jego wieloletnią partnerkę na ekranie i w życiu – pokazywane były tym chętniej, że autor nie domagał się sowitych honorariów. Te miał zapewnione dzięki trzydziestu latom pracy w amerykańskiej sieci NBC. Nakręcił w sumie około czterysta filmów dokumentalnych, co w polskiej telewizji pozwoliło mu pokazać ponad trzysta programów w cyklach: "Tam gdzie pieprz rośnie", "Tam gdzie rośnie wanilia", "Tam, gdzie kwitną migdały", "Tam, gdzie pachnie eukaliptus" oraz "Pieprz i wanilia".

Książka o Tonym Haliku napisana jest z niezwykłą biegłością. Mirosław Wlekły daje z początku ogólny portret bohatera, dorzucając tropy wskazujące na dziwną niespójność jego oficjalnego, rzec można, życiorysu. Kilku sugerowanych przez Halika dat czy faktów nie udało się potwierdzić, bo prawda ostatecznie okazała się całkiem inna.

Tony Halik, a właściwie Mieczysław Sędzimir Antoni Halik, urodził się 24 stycznia 1924 roku w Toruniu. Podczas II wojny Niemcy masowo wcielali mężczyzn z Pomorza i Górnego Śląska do Wehrmachtu, szczególnie tych, którzy figurowali w wykazie folksdojczów. A on za radą matki – aby utrzymać rodzinny zakład fotograficzny – wpisał się na tę kompromitującą listę.

[Embed]

W konsekwencji  znalazł się znienacka, w mundurze okupanta, na zachodnim froncie. Po dezercji z Wehrmachtu w 1944 roku był ukrywany przez córki bogatego francuskiego farmera. Po rejteradzie Niemców ojciec panien ogłosił wszem i wobec, że choć zmuszony był kontaktować się z administracją okupanta, to jednakże knuł przeciw niemu, przechowując w swoim obejściu… kanadyjskiego lotnika.

Zbieg z Wehrmachtu uchodził odtąd za jednego z ocalonych członków załogi zestrzelonego w okolicy przez tenże Wehrmacht samolotu RAF-u. Jego załoga, jak się udało sprawdzić, składała się zresztą z samych Anglików. Legenda kanadyjskiego lotnika zaczęła jednak żyć własnym życiem.

Ściemą nie był  natomiast udział Tony'ego Halika w ruchu oporu Résistance, co potwierdzają zachowane dokumenty i fotografie, poparte przyznanym mu francuskim Krzyżem Walecznych (w 1947 roku został też udekorowany brytyjskim Medalem za Wojnę 1939–1945). Córka farmera, Pierrette Andrée Courtin, została w 1946 roku jego żoną. Niezmiernie dzielna kobieta, towarzyszyła odtąd mężowi w jego licznych podróżach.

Podczas śmiałej subkontynentalnej wyprawy z Argentyny na Alaskę – Halik obliczył, że przekroczyli 140 rzek i bagien, a on własnoręcznie zbudował 14 mostów i 18 razy otarł się o śmierć – w 1959 roku urodził się ich jedyny syn. Zakrawało to na cud, bo lekarze uznali Pierrette za bezpłodną; zdeterminowana kobieta poddała się jednak praktykom indiańskiego szamana. Syn otrzymał imię Ozana, na cześć wojownika z plemienia Hinan, który niegdyś ocalił Tony'ego przed zabójczym ciosem wroga z innego szczepu.

W 1974 roku Halik poznał w Meksyku Elżbietę Dzikowską. Zaczęli razem podróżować, tworzyć filmy, występować w programach telewizyjnych. Znakomicie się uzupełniali – wszechstronnie wykształcona Elżbieta Dzikowska była w tym twórczym duecie osobą tonującą spontaniczną ekspresję Tony'ego Halika.

Rozdźwięk w ich współpracy nastąpił w stanie wojennym. Halik, który zdecydowanie uciekał od wszelkiej polityki, chciał nadal pokazywać polskim widzom swoje programy podróżniczo-edukacyjne. Związana z opozycją Elżbieta Dzikowska wróciła do studia dopiero po odwołaniu bojkotu telewizji.

Choć w pracy i życiu byli od dawna razem, nie wzięli ślubu. Tony nie chciał narażać mieszkającej w Meksyku Pierrette na despekt rozwodu, co w Ameryce Połuniowej mocno stygmatyzowało kobietę. On sam zmarł 3 maja 1998 roku w Warszawie, Pierrette – w 2010 roku.

W jakiś czas po śmierci Halika wypłynęła sprawa jego współpracy z bezpieką. Chciał nadal pokazywać swoje programy polskim telewidzom, więc uległ szantażowi. Raporty jego opiekunów stwierdzają, że nieodmiennie zasłaniał się całkowitym brakiem słuchu na sprawy polityczne, więc niczego istotnego odeń nie wyciągnęli i bezowocny układ szybko rozwiązano.

Mirosław Wlekły napisał zajmującą biografię człowieka, który zdobył znaczącą pozycję w świecie podróżników, odkrywców, badaczy. Tony Halik był kochany przez przez polskich telewidzów za swój zaraźliwy entuzjazm w przybliżaniu świata tradycyjnych kultur. Za przekazywanie wiedzy o zwyczajach społeczności żyjących jak najbliżej natury i odkrywanie śladów dawnych cywilizacji.

A skoro Tony Halik uznał, że z pewnymi tajemnicami swego życia nie należy się obnosić publicznie, to wiedział, co robi. Bo w tym wypadku wstydzić powinien się nie tylko on. Wydaje mi się, że zwłaszcza nie on.

Mirosław Wlekły – dziennikarz, reportażysta. Znany z niezwykle skrupulatnego ujmowania opowiadanych historii w każdym możliwym kontekście. Autor słynnego reportażu "All inclusive. Raj, w którym seks jest bogiem" (2015).

Mirosław Wlekły
"Tu byłem. Tony Halik"
wydawnictwo: Agora, Warszawa 2017
wymiary: 165 x 235 mm
oprawa: zintegrowana
liczba stron: 486
ISBN: 978-83-268-2467-8
 

Autor: Janusz R. Kowalczyk, maj 2017

FacebookTwitterRedditShare

Tagi: tony halikElżbieta DzikowskaMirosław Wlekływydawnictwo agora


Aleksandra Lipczak, "Ludzie z Placu Słońca"

$
0
0

Aleksandra Lipczak, "Ludzie z Placu Słońca"

Aleksandra Lipczak, "Ludzie z Placu Słońca", okładka książki, wyd. Dowody na Istnienie

Pełna temperamentu, kontrastów, pulsująca i zaskakująca. Taka jest Hiszpania i taka jest reporterska opowieść o rozpędzonym kraju, który znalazł się na zakręcie.

"Hiszpania mnie porwała"– przyznała Lipczak na początku 2015 roku, gdy odbierała nagrodę w Konkursie Stypendialnym im. Ryszarda Kapuścińskiego. Aby przekonać się dlaczego, musieliśmy czekać dwa lata. Było warto. Reporterska książka jest owocem kilku lat mieszkania zamiast jedynie bywania w Hiszpanii. Dostrzegania, nie wyłącznie patrzenia. I wgryzania się w temat, nie tylko smakowania. Powstała więc opowieść o kraju współczesnym, w którym odzywa się echo przeszłości, a piramida sukcesu runęła jak domek z kart. Napisana z pasją, bez sentymentu.

Nie wiem, czy to dziennikarska intuicja, czy kwestia praktyki, ale Lipczak odnajduje nietuzinkowych bohaterów. Artysta, który zamroził generała Franco, emeryt oferujący zapłatę za zatrudnienie swojego syna, kanalarz – deweloper, kobieta macho. To dopiero początek listy. Nawet jeśli postać pojawia się na chwilę, zapada w pamięć. Może więc nie o szczęście spotykania indywidualności tutaj chodzi, tylko o umiejętność ich przedstawiania. Autorka w paru słowach potrafi oddać charakter człowieka tak, że czytelnik mimowolnie marszczy czoło lub się uśmiecha.

Antropolog społeczny Julian Pitt-Rivers mówił, że Hiszpanie w porównaniu z innymi narodami są "bardziej" i "więcej"– jeżeli się weselą, to chętniej okazują radość niż inni, jeżeli się smucą – są bardziej tragiczni w swoim dramacie. Lipczak udało się uchwycić ten południowy temperament. Bohaterowie książki są więc nie tylko wyraziści, lecz także autentyczni.          

Skoro już o stylu bycia mowa... Są w tym zbiorze reportaże, które swoim brzmieniem przywołują na myśl taniec flamenco. Chociaż ten nie opowiada historii, ruchy ciała i gesty wyrażają emocje. Wyczuwa się w nich szczególną energię, która magnetyzuje. Tę samą wrażliwość, namiętność, głębię oraz rytm mają "Ludzie z Placu Słońca". Na przykład: opowieść o poszukiwaniu śladów zmarłych, "znikniętych" podczas wojny jest jak soleá – przepełniona melancholią, uobecnia samotność i ból związany z utratą bliskiej osoby. Wymaga skupienia, choć nieco wolniejsze tempo momentami przyspiesza. Z kolei alegrías to radość, piękno relacji międzyludzkich, a taki pozytywny nastrój panuje w "Zwyczajnej wsi". Natomiast słodko-gorzka odpowiedź na pytanie "Co można zrobić (z) Franco w dwudziestym pierwszym wieku?" ma żywiołowy charakter, zupełnie jak taniec bulerías, bez którego nie odbędzie się żadna fiesta. 

Podobnie jak we flamenco można wyróżnić wiele form, tak też różnorodny kształt przybrały opowieści o Hiszpanii. Niektóre to kolaż ludzkich dramatów, inne to filmowe sceny. W kilku króluje anafora, jest również matematyczna wyliczanka. Starannie wykadrowane obrazy zmontowane tak, by trzymać w napięciu. Czasami Lipczak przewija taśmę do przodu lub do tyłu, wtedy powtarza kluczową frazę, by dopisać już nowy ciąg dalszy. Teksty są bardziej rozbudowane lub miniaturowe, pojawiają się także gwałtowne pęknięcia w kompozycji – nagłówki prasowe z internetowego archiwum dziennika "El País". Ten wielogłos wciąga. I właśnie w formie, którą tak ceni Mariusz Szczygieł, tkwi literackość tych reportaży.

Lipczak zastąpiła statyczne opisy spojrzeniami, ale rzuca je oszczędnie. Dłuższe, wyostrzone na szczegół i krótsze, jak błyski flesza. Frazy też są zwięzłe, przez to dynamiczne. Zatem lektura musi być uważna, bo nietrudno zgubić rytm.

Tutaj nie ma jednej narracji, tak jak nie ma jednej Hiszpanii. Z obserwacji reporterki wyłania się kraj o wielu twarzach, każdej prawdziwej. Kilka z nich wyjątkowo nie daje o sobie zapomnieć. Pierwsza to "współcześni pariasi: zadłużeni", którzy stracili środki do życia. W ich oczach nie widać dawnego blasku, tylko wstyd. Druga to profil młodego, wykształconego, ale bezrobotnego obywatela. Trzecia to oblicze kobiety podporządkowanej mężczyźnie, która musi walczyć o swoje prawa. Są też inne. Na nich rysuje się spryt, determinacja i przekora. Ci ludzie stoją na Puerta del Sol – placu Bramy Słońca. 

Książka bardzo dobrze ukazuje, jak nierozwiązane sprawy rezonują w przyszłości. W tej współczesnej narracji wojna domowa i dyktatura generała Franco niejednokrotnie budują kontekst. Odwołania do historii nie są jednak zwykłym przedstawieniem faktów, nużącym kalendarium. To skondensowane i wiele mówiące o dzisiejszej Hiszpanii obrazki. Jak niewysłane pocztówki z przeszłości, które po latach ktoś odnalazł i dopisał postscriptum.

Lipczak z wyczuciem oddała klimat zmian, a opowiedziane przez nią historie czasem oburzają, innym razem uwodzą, zawsze intrygują. Tworzą fascynującą mozaikę, która daje do myślenia. I rzeczywiście, łatwo dać się porwać.

Autorka: Agnieszka Warnke, maj 2017

 

Aleksandra Lipczak
"Ludzie z Placu Słońca"
Dowody na Istnienie, Warszawa 2017
Seria: Reporterska
Liczba stron: 256
ISBN: 978-83-947254-3-3
FacebookTwitterRedditShare

Tagi: reportażliteratura faktuAleksandra Lipczak

Łukasz Stachniak, "Czarny charakter"

$
0
0

Łukasz Stachniak, "Czarny charakter"

Łukasz Stachniak, "Czarny charakter", Wyd. Znak Horyzont, okładka książki

Powieść w stylu retro, intrygująca, z nie do końca wykorzystanym potencjałem. Kluczowy wątek prezentuje się skromnie w porównaniu z soczystym klimatem książki. A ten czuć na każdym kroku, w dowolnym geście i słowie.     

Ładeczek Lajzer i Ineczek to dwaj przyjaciele z domu publicznego – tam się poznali, gdy mieli po kilka lat. Odważni i zbuntowani chuligani, którym sprytu i fantazji pozazdrościłby sam Al Capone. Po warszawskim półświatku lat 30. i 40. oprowadza ten pierwszy. Za nim ślepo podąża czytelnik wabiony tajemnicą. Choć momentami dostaje zadyszki, to jak już złapie odpowiedni rytm, wyprzedza prowodyra, przewiduje następny ruch. Natomiast gdy bliżej pozna jego mroczne usposobienie, co ułatwia dość przejrzyście oddany rys psychologiczny, niewiele jest w stanie go zaskoczyć. 

Utwór ciągnie się trochę jak serial i to bardziej obyczajowy niż kryminalny. Wprawdzie czyta się go całkiem przyjemnie, niemniej od rozdziału do rozdziału, bez niecierpliwego wyczekiwania na dalszy rozwój wypadków. Historia sprawia wrażenie – jak się później okazuje mylne – opowieści relacjonowanej na bieżąco, pozbawionej myśli przewodniej, a tylko wyliczającej kolejne przygody dwóch bohaterów. Czytelnik może i domyśla się, że coś za tym wszystkim się kryje, ale jego podejrzenia gubią się gdzieś w natłoku zdarzeń i szemranych postaci. Narrator dopiero na końcu odkrywa karty – nieco za późno, by delektować się skądinąd zmyślną intrygą. Gdyby wcześniej wprowadzić kilka nagłych zwrotów akcji, lektura byłaby więcej niż interesująca.

O ile więc główny wątek nie jest najmocniejszym ogniwem, to powieść broni się w szczegółach. I to brawurowo. Włamania i kradzieże, porachunki gangsterskie, oszustwa i fałszerstwa na szeroką skalę. Do tego drobiazgowe opisy morderstw z zemsty i dla przykładu, zasady dziedziczenia bandyckiego fachu, a także specyficzny, uliczny kodeks honorowy. Słowem – gotowy materiał do rubryk kryminalnych i vademecum przestępcy w jednym.       

"Czarny charakter" to także galeria barwnych osobowości. Stachniak portretuje cwaniaków wspinających się po szczeblach gangsterskiej kariery, począwszy od drobnych kieszonkowców i poborców haraczu, na płatnych zabójcach skończywszy. Robi to o tyle wiarygodnie, co żartobliwie. Postaci, które wśród mieszkańców Warszawy budziły strach, czytelnik obdarzy sympatią lub minie obojętnie. Jedynie główni bohaterowie są literacką kreacją. Doktor Łokietek, Tata Tasiemka i wielu innych istniało naprawdę. Autor dużo czasu poświęcił na zgłębienie tematyki, wczytywał się w prace historyków i artykuły lokalnych gazet. Nic więc dziwnego, że stworzona przez niego mafijna sieć powiązań i sensacji wypada tak przekonująco. Znakomicie opisane tło oddaje atmosferę kryminalnej stolicy, toteż jeżeli nie dla samej fabuły, to dla walorów poznawczych warto sięgnąć po książkę.

Klimatem zahacza ona o "Złego"Leopolda Tyrmanda, czasowo kończy się tam, gdzie kultowy kryminał się zaczyna. Obie dedykowane są Warszawie, u Stachniaka nawet trzem: przedwojennej, okupowanej i stalinowskiej. W tym literackim tryptyku niebagatelną funkcję pełni topografia miasta, którego ulice, bazary, speluny i zniszczone kamienice zamiast ograną scenerią, stają się elementem strategii. Wskazana jest zatem lektura z mapą stolicy w ręku.

"Czarny charakter" nie uniknie też porównań do wydanego kilka miesięcy wcześniej "Króla"Szczepana Twardocha. Między nimi można znaleźć wiele analogii, jednak o wiele ciekawsze są różnice. Z tej samej materii zaprawiony w bojach pisarz ze Śląska ulepił powieść ciężkiego kalibru, natomiast literacko nieopierzony warszawiak z ulicy Twardej raczej się nią bawi. Podczas gdy Twardoch skupia się na podziałach oraz psychice swojego bohatera, u Stachniaka dominuje aspekt socjologiczny. Jeżeli "Król" jest ponury, to "Czarny charakter" mimo wszystko działa antydepresyjnie.

Lekkości narracji dodaje czarny humor, a stylizację językową uwydatnia szyk przestawny wypowiedzi. Wisienką na torcie jest słowniczek wyrazów używanych w gwarze warszawskiej minionych lat. Stachniak nie przesadza z tym barłożeniem (mówieniem po warszawsku), swobodnie wplata mowę waltarską (język złodziejski) w powszechną polszczyznę, ale i tak efekt  końcowy sprawia wrażenie komunikowania jakimś kodem, znanym tylko wtajemniczonym. Na szczęście znaczenie wielu słów zdradza kontekst, więc nie trzeba co chwilę zaglądać do indeksu. Wszak wtedy łatwo przeoczyć kilka wdzięcznych zwrotów np. "otrzepać pantofle na dyndówce" (zostać powieszonym) czy "zająć komuś szumowiskiem po ligarach" (uderzyć kogoś pałką po nogach). Określeń tych jest znacznie więcej i w dużej mierze to one nadają koloryt powieści.          

Portret pamięciowy brudnej i niemoralnej Warszawy może uwieść czytelnika spragnionego ryzyka i przygód, a zwłaszcza końcowa, pokerowa zagrywka w wykonaniu Stachniaka może się podobać. Jednak to sposób opowiadania - z biglem, ciut kąśliwy i orzeźwiający, mimo że niedzisiejszy, dominuje nad samą historią.

Autorka: Agnieszka Warnke, kwiecień 2017

Łukasz Stachniak
"Czarny charakter"
Wyd. Znak Horyzont, Kraków 2017
Liczba stron: 544
ISBN: 978-83-240-4206-7
FacebookTwitterRedditShare

Tagi: kryminał retrokryminałłukasz stachniakczarny charakter

Stanisław Vincenz – portrety [galeria]

$
0
0

Stanisław Vincenz – portrety [galeria]

Stanisław Vincenz - polski prozaik i eseista, miłośnik i znawca Huculszczyzny i Pokucia, a także myśli i sztuki starożytnej Grecji.

Przegląd tygodnia (od 8 do 14 maja)

$
0
0
Polski

Przegląd tygodnia (od 8 do 14 maja)

Scena z filmu "Ostatnia rodzina" w reżyserii Jana P. Matuszyńskiego, 2016. Na zdjęciu: Andrzej Chyra i Andrzej Seweryn, fot. Hubert Komerski/Aurum Film
Scena z filmu "Ostatnia rodzina" w reżyserii Jana P. Matuszyńskiego, 2016. Na zdjęciu: Andrzej Chyra i Andrzej Seweryn, fot. Hubert Komerski/Aurum Film

Prezentujemy informacje o wydarzeniach kulturalnych, które miały miejsce lub rozpoczęły się w tygodniu od 8 do 14 maja.

Święto teatru publicznego: bilety za grosze i spacery

Widok na scenę Teatru Szekspirowskiego przez otwarty dach budynku, fot. Dawid Linkowski
Widok na scenę Teatru Szekspirowskiego przez otwarty dach budynku, fot. Dawid Linkowski

Około 40 tysięcy biletów w specjalnej cenie 500 groszy czekać będzie na widzów, którzy w sobotę 13 maja staną w kolejce do teatralnych kas. Tak świętowany będzie Dzień Teatru Publicznego. W popularnej akcji "Bilet do teatru za 500 groszy" weźmie w tym roku udział aż 98 teatrów z 39 miast. Spektakle grane będą przez cały tydzień – do soboty 21 maja.

Symbolicznym zakończeniem tygodniowego święta będzie zaproszenie widzów na wspólne spacery teatralne, które odbywać się będą w kilku polskich miastach.  Szczegóły tras można znależć na stronie internetowej www.spacerownikteatralny.pl, a listę spektakli za grosze pod linkiem:www.dzienteatrupublicznego.pl. Do zobaczenia w teatrze!

O Korczaku na Biennale w Wenecji

Janusz Korczak wśród wychowanków i pracowników Domu Sierot na koloni letniej DS "Różyczka", Wawer (wtedy pod Warszawą, dziś Marysin Wawerski), 1938; ; oryginalne odbitki znajdują się w Izraelu, w Ghetto Fighters’ House., fot. Ośrodek Dokumentacji i Badań Korczakianum w Warszawie
Janusz Korczak wśród wychowanków i pracowników Domu Sierot na koloni letniej DS "Różyczka", Wawer (wtedy pod Warszawą, dziś Marysin Wawerski), 1938; ; oryginalne odbitki znajdują się w Izraelu, w Ghetto Fighters’ House., fot. Ośrodek Dokumentacji i Badań Korczakianum w Warszawie

Inspirowany filozofią i metodami pedagaogicznymi Janusza Korczaka projekt amerykańskiej artystki Sharon Lockhart z udziałem wychowanek Młodzieżowego Ośrodka Socjoterapii w Rudzienku reprezentować będzie Polskę na 57. Międzynarodowej Wystawie Sztuki w Wenecji. Światowa inauguracja projektu "Mały Przegląd", który oddaje głos młodym wchodzącym w dorosłość kobietom, odbędzie się 13 maja 2017.

[Embed]

Tytuł projektu Lockhart nawiązuje do ukazującego się przed II wojną światową "Małego Przeglądu"– w całości tworzonego przez dzieci dodatku do dziennika "Nasz Przegląd". Założony przez Korczaka tygodnik wypełniały teksty, recenzje i relacje dotyczące wydarzeń politycznych, sportowych czy kulturalnych, nadsyłane przez nastoletnich korespondentów z całego kraju.

Pokaz oryginalnych wydań "Małego Przeglądu" z lat 1926–1939 rozpocznie się już 26 maja 2017 w Zachęcie, która jest organizatorem Pawilonu Polskiego na weneckim Biennale.

Więcej o wydarzeniu piszemy tutaj.

"Goplana" z operowym Oscarem

Scena z przedstawienia "Goplana" w reżyserii Janusza Wiśniewskiego, 2016, fot. Krzysztof Bielinski / Teatr Wielki - Opera Narodowa
Scena z przedstawienia "Goplana" w reżyserii Janusza Wiśniewskiego, 2016, fot. Krzysztof Bielinski / Teatr Wielki - Opera Narodowa

"Goplana'' Władysława Żeleńskiego w reżyserii Janusza Wiśniewskiego wystawiana w Teatrze Wielkim – Operze Narodowej została uhonorowana prestiżową statuetką International Opera Awards w kategorii "dzieło odkryte na nowo". "Goplana" to operowa baśń napisana na podstawie ''Balladyny''  Juliusza Słowackiego.  Rozgrywa się w świecie ludowych podań i legend, łączy świat fantastyczny z rzeczywistym, opowieść osnuta jest wokół motywów zbrodni, winy i żądzy władzy. Bohaterką jest boginka jeziora, postać fantastyczna o głosie liryczno-koloraturowym. Operę skomponował Władysław Żeleński, który wplótł w muzykę polskie motywy: poloneza, kujawiaka, mazura i oberka.

[Embed]

Nagrody  przyznawane są w 16 kategoriach przez międzynarodowe jury składające się z dwudziestu jeden wybitnych krytyków muzycznych i mecenasów sztuki. Uroczyste wręczenie tegorocznych statuetek odbyło się w niedzielę 7 maja 2017 podczas gali w London Coliseum.

Krakowska Nagroda Filmowa dla "Ostatniej Rodziny"

Scena z filmu "Ostatnia rodzina" w reżyserii Jana P. Matuszyńskiego, 2016, fot. Hubert Komerski/Aurum Film
Scena z filmu "Ostatnia rodzina" w reżyserii Jana P. Matuszyńskiego, 2016, fot. Hubert Komerski/Aurum Film

Debiutancki film  Jana P. Matuszyńskiego o losach rodziny Beksińskich ze znakomitymi rolami Andrzeja Seweryna, Dawida Ogrodnika i Aleksandry Koniecznej, otrzymał Grand Prix festiwalu Netia Off  Camera. Oprócz Krakowskiej Nagrody Filmowej do rąk reżysera  trafił  też czek na 100 000 dolarów na produkcję kolejnego filmu.  Zwycięzcę  wybrało międzynarodowe jury pod przewodnictwem Agnieszki Holland"Ostatnia Rodzina" otrzymała także Nagrodę Publiczności. 

Z kolei Jury Konkursu Polskich Filmów Fabularnych przyznało główną nagrodę (300 000 złotych) filmowi "Wołyń"Wojciecha Smarzowskiego. "Za to, że  łączy złożoną opowieść, znakomite aktorstwo, reżyserię i produkcję z historycznym tematem dając nam film o całkowicie aktualnym wydźwięku"– uzasadniała decyzję jury Victoria Thomas.

Premiera pierwszego numeru "Małego Formatu"

logo Małego Formatu autorstwa Karoliny Płocharskiej, 2017
Logo "Małego Formatu" autorstwa Karoliny Płocharskiej, 2017

Polecamy nowe kulturalne miejsce w sieci. 12 maja startuje "Mały Format" - cyfrowy miesięcznik krytycznoliteracki, który spierać się będzie o książki.

"Publikujemy przede wszystkim rozmowy, recenzje i szkice, rzadziej felietony, fragmenty książek czy wiersze. Chcemy poszukiwać literackości w różnych, czasem bardzo nieoczywistych miejscach i odmianach. Każdy i każda z nas czyni to w inny sposób. Łączy nas jednak przekonanie, że krytyka literacka jest nam potrzebna jako ważne narzędzie poznania"– mówią członkowie zespołu redakcyjnego.

W pierwszym numerze przeczytać można będzie m.in.: wiersze Eugeniusza Tkaczyszyna-Dyckiego, recenzje książek Michała Cichego, Jarosława Iwaszkiewicza czy Davida Fostera Wallace’a, oraz wywiad z Marcinem Świetlickim.

19 maja w warszawskiej Eufemii odbędzie także organizowany przez autorów "Małego Formatu" slam poetycki oraz impreza inauguracyjna.

Więcej szczegółów o magazynie znaleźć można na  facebooku oraz stronie czasopisma.

Klata reżyseruje "Wesele"

Jan Klata podczas próby dla mediów "Króla Leara" Williama Szakespeare's w Starym Teatrze w Krakowie, 2014, fot. Piotr Guzik / Forum
Jan Klata podczas próby dla mediów "Króla Leara" Williama Szakespeare's w Starym Teatrze w Krakowie, 2014, fot. Piotr Guzik / Forum

W Starym Teatrze trwają ostatnie próby przed premierą "Wesela" Stanisława Wyspiańskiego. Spektaklu, którym Jan Klata pożegna się z publicznością krakowskiej sceny (dotychczasowego dyrektora teatru zastąpi  na tym stanowisku Marek Mikos). W obsadzie znalazły się gwiazdy Starego: Anna Dymna, Ewa Kaim, Anna Radwan, Roman Gancarczyk, Jaśmina Polak, Małgorzata Gorol, Jan Peszek i Edward Linde-Lubaszenko.

Premiera zaplanowana jest na 12 maja, a następnego dnia odbędzie się dyskusja  m.in. o tym, co właściwie mogą znaczyć dzisiaj słowa Czepca z dramatu Wyspiańskiego: "Cóż tam, panie, w polityce? Chińcyki trzymają się mocno!?". Rozmowa odbędzie się 13 maja o godzinie 17:00. Udział wezmą w niej prof. Jadwiga Staniszkis i prof. Dariusz Kosiński.

Wałbrzych opowiada o Pinie Bausch

Cezary Tomaszewski, zdjęcie z próby
spektaklu, fot. Filip Perkowski

Z Krakowa przenosimy się do Wałbrzycha."Gdyby Pina nie paliła, to by żyła", spektakl o twórczości Piny Bausch w reżyserii i choreografii Cezarego Tomaszewskiego, pokaże Teatr Dramatyczny im. Jerzego Szaniawskiego w Wałbrzychu. Jest to nostalgiczny i pełen poczucia humoru hołd dla wielkiej artystki. Cezary Tomaszewski, opierając się na motywach z przedstawień Piny Bausch, z wykorzystaniem lamentów barokowych i muzyki popularnej tworzy mockument o jej ostatnim spektaklu.

"W mgiełce papierosowego dymu – ponieważ wszyscy aktorzy rzucają właśnie palenie – powstaje spektakl z pogranicza dokumentu, biografii, koncertu, teatru tańca i farsy. »Gdyby Pina nie paliła, to by żyła« to spektakl o nałogu tytoniowym i nałogowym robieniu sztuki,  o poczuciu straty i żałobie. I o podobieństwach Wałbrzycha i Wuppertalu." - czytamy w zapowiedziach spektaklu.

Zespół Szaniawskiego w roli tancerzy Piny zobaczyć można będzie premierowo 12 maja. Kolejne pokazy odbędą się 13 i 14 maja 2017.

Poetycki Wrocław - rusza festiwal "Silesius"

Andrzej Sosnowski, fot. Włodzimierz Wasyluk
Andrzej Sosnowski, fot. Włodzimierz Wasyluk

Spotkania z pisarzami, rozmowy o poezji oraz premiery dwóch nowych zbiorów wierszy Tadeusza Różewicza, to tylko niektóre z wydarzeń odbywającego się we Wrocławiu Międzynarodowego Festiwalu Poezji "Silesius". Impreza rozpoczęła się 11 maja 2017, a ostatniego dnia festiwalu, 13 maja, odbędzie się uroczysta gala wręczenia Wrocławskiej Nagrody Poetyckiej Silesius. W tym roku odbierze ją Andrzej Sosnowski, poeta, tłumacz i wykładowca literatury amerykańskiej na Uniwersytecie Warszawskim, doceniony za całokształt pracy twórczej. 

Podczas festiwalu "Silesius" odbędą się także warsztaty dotyczące relacji pomiędzy poezją i fotografią. Poprowadzą je literaturoznawca Grzegorz Jankowicz oraz szwedzka poetka i fotografka Marie Lundquist, z którą zaplanowano również spotkanie autorskie.

Muzeum Śląskie wyróżnione w międzynarodowym konkursie EMYA

Muzeum Śląskie w Katowicach, wnętrze, fot. Marek Maruszak / Forum
Muzeum Śląskie w Katowicach, wnętrze, fot. Marek Maruszak / Forum

"Na to wyróżnienie Ślązacy czekali ponad 80 lat"– powiedziała Alicja Knast, dyrektorka Muzeum Śląskiego podczas odbierania wyróżnienia w Zagrzebiu, gdzie odbyła się gala finałowa European Museum of the Year Award.

Muzeum Śląskie jako jedyne z Polski zdobyło wyróżnienie w tym prestiżowym konkursie. Uwagę jury, jak czytamy w laudacji, zwróciło "zaangażowanie Muzeum w prezentowanie i interpretowanie skomplikowanej historii regionu, odzwierciedlającej sukcesy i straty oraz marzenia i dramaty wielu pokoleń Ślązaków".

Do nagrody EMYA 2017 nominowano 46 muzeów z 24 państw-członków Rady Europy, w tym aż cztery placówki z Polski. Oprócz Muzeum Śląskiego były to: Muzeum Emigracji w Gdyni, Muzeum Łazienki Królewskie oraz Muzeum Toruńskiego Piernika. Nagroda główna została przyznana Musée d’ethnographie w Genewie.

Film Marty Pajek z Grand Prix festiwalu w Stuttgarcie

Animacja "Figury niemożliwe i inne historie II", która swoją światową premierę miała na 56. Krakowskim Festiwalu Filmowym od tamtej pory prezentowana była podczas 35 przeglądów filmowych, zdobywając nagrody m.in. na festiwalach Glas, Message to Man, Tricky Women czy Holland Animation Film Festival. Teraz do listy międzynarodowych wyróżnień dołącza kolejne - przyznane na największym festiwalu animacji w Niemczech i jednym z najbardziej prestiżowych w Europie i na świecie.

Zwiastun animacji obejrzeć można poniżej:

Domek Czytelniczy stanął nad Wisłą

Domek Czytelniczy, fot. materiały prasowe festiwalu Apostrof
Domek Czytelniczy, fot. materiały prasowe festiwalu Apostrof

Na nadwiślańskim skwerze Kahla, nieopodal warszawskiej Syrenki stanął wypełniony książkami Domek Czytelniczy, a w domku na przechodniów czeka specjalista, który doradzi, co czytać i po rozmowie przekaże szytą na miarę, spersonalizowaną listę lektur. Wydarzenie jest częścią Międzynarodowego Festiwalu Literatury Apostrof, który rozpocznie się już 15 maja.

Organizatorzy wydarzenia wierzą, że każda dobrze polecona książka tworzy na świecie nowego czytelnika albo cementuje pasję do czytania. Przez tydzień poprzedzający festiwal będzie można przyjść nad Wisłę do Domku Czytelniczego. W tej wyjątkowej przestrzeni wypełnionej książkami, dyżurować będą doradcy – m.in. Wojciech Szot z jednego z najpopularniejszych blogów literackich – Kurzojady i Piotr Wawrzeńczyk z Magazynu Kulturalnego, którzy każdemu chętnemu, po indywidualnej rozmowie, zaproponują listę tytułów dopasowanych do upodobań. 

"Projekt Domku Czytelniczego to powrót do dzieciństwa i wspomnień o przechodzeniu przez małe drzwi do sekretnego pokoju. W środku czekają leżaki i książki oraz widok na Wisłę."– mówi architekt, Jan Strumiłło.  

Kuratorem tegorocznej edycji Apostrofu jest Szczepan Twardoch. Na dyskusjach i spotkaniach autorskich pojawią się gwiazdy polskiej i światowej literatury, m.in. David Lagercrantz, Hanna Krall, Charlotte Link, Dorota Masłowska, Jakub Żulczyk, Erling Kagge, Michał Rusinek, Graham Masterton i Katja Kettu. Odbędą się także koncerty i spektakle teatru improwizowanego Klancyk. Wszystkie festiwalowe wydarzenia są bezpłatne.

Źródła: PISF, Instytut Teatralny, materiały własne i promocyjne; opr. MKD, 12.05.2017

[Embed][Embed][Embed]
Kategoria: 
Teatr
Film
Sztuki wizualne
Literatura
dziedzictwo
FacebookTwitterRedditShare

Stanisław Vincenz

$
0
0

Stanisław Vincenz

Stanisław Vincenz, 1924, fot. Vincenz.pl/Domena publiczna

Etnograf, ese­ista, badacz kultury, filozof, powieściopisarz, tłumacz. Znawca kultury Huculszczyzny i Pokucia, a także myśli i sztuki starożytnej Grecji. W swojej prozie pragnął stworzyć szeroką syntezę europejskiej kultury. Urodził się 30 listopada 1888 w Słobodzie Rungurskiej (obecnie Iwano-Frankowsk na Ukrainie), zmarł 28 stycznia 1971 w Lozannie (Szwajcaria).

Józef Czapski, który osobiście poznał autora "Na wysokiej połoninie" i napisał przedmowę do emigracyjnego wydania jego dzieła (Londyn 1956), w pośmiertnym wspomnieniu o Vincenzie podzielił się niezwykle trafnym spostrzeżeniem:

"Jeżeli nie zdziczeliśmy wszyscy na naszych wyspach oddalonych, nie o geografię tu chodzi, zawdzięczamy to paru ludziom wśród nas – miary Stanisława Vincenza – którzy byli naszym sumieniem historii, bo sobą realizowali pewną polską, a jednocześnie najbardziej uniwersalną tradycję, jej nurt najcenniejszy, niezarażony ani naszą pychą, ani żadną wolą podporządkowania sobie kogokolwiek."
[Józef Czapski, "Kultura", Paryż, nr 3/1971]

Stanisław Vincenz był prawnukiem francuskiego emigranta Charles'a-François de Vincenza pochodzącego z Prowansji. Po rewolucji francuskiej w 1789 roku przybył on do Wiednia, gdzie poślubił Polkę, która po śmierci męża zamieszkała w Stanisławowie. Dziadek Stanisława był austriackim urzędnikiem. Miał dwanaścioro dzieci, wśród nich urodzonego w 1854 ojca pisarza, Feliksa,  jednego z pionierów przemysłu naftowego w Galicji, bliskiego współpracownika działacza społeczno-gospodarczego Stanisława Szczepanowskiego. Matką pisarza była Zofia z domu Przybyłowska, ze starej szlacheckiej rodziny właścicieli Krzyworówni nad Czeremoszem na Pokuciu, w ówczesnej Galicji Wschodniej. Tam Stanisław Vincenz spędził większość dzieciństwa.

[Embed]

Wychowywała go huculska niania Pałahna Slipenczuk-Rybenczuk, którą wspominał z nieodmiennym szacunkiem. Poznawał obyczaje i tradycje Hucułów. Uczył się od nich miejscowej gwary języka rusińskiego. I innych języków, gdyż wszyscy bez trudności porozumiewali się także polskim, ukraińskim, rumuńskim, niemieckim. Życie chłopca na pograniczu wielu kultur: wołoskiej, węgierskiej, żydowskiej, cygańskiej, słowackiej, ormiańskiej, ukraińskiej, czeskiej, polskiej i austriackiej zdecydowało o jego przywiązaniu do dziejowej idei tolerancji, wyrażającej się w codziennej koegzystencji i współpracy różnych ludów, grup społecznych i wyznań dawnej Rzeczypospolitej.

"W końcu niedaleko Żabiego żył wiejski mędrzec, Baal Szem Tow, czyli Mistrz Imienia. Dla Vincenza chasydyzm był czynnikiem formującym huculską cywilizację na równi z pasterstwem. Mowa członków tej cywilizacji była gwarą powstałą z południowo-zachodniego zespołu dialektów języka ukraińskiego. Huculi nie mieli świadomości narodowej, uważali się po prostu za ludzi 'tutejszych'. Zajmowali się, rzeczywiście, głównie pasterstwem i hodowlą bydła. Na wysoki poziom wznieśli swoją sztukę, w tym tańce z przyśpiewkami, tzw. kołomyjkami, w XIX wieku popularnymi nawet w Europie Zachodniej. W 'Na wysokiej połoninie' znajdujemy zapisy niektórych z tych pieśni śpiewanych we wschodniej części Karpat, po Biały Czeremosz."
[Krzysztof Masłoń, "Puklerz Mohorta. Lektury kresowe", Poznań 2014]

Stanisław Vincenz, uczeń 4 klasy gimnazjum, 1901, fot. Vincenz.pl/Domena publiczna
Stanisław Vincenz, uczeń 4 klasy gimnazjum, 1901, fot. Vincenz.pl/Domena publiczna

W latach 1898–1906 Stanisław Vincenz uczył się w c.k. Wyższym Gimnazjum w Kołomyi, a później w Stryju. Jego szkolnymi kolegami byli Kazimierz Wierzyński i Wilam Horzyca. Wstąpił wraz z nimi do kółka samokształceniowego o profilu literackim i patriotyczno-niepodległościowym, któremu przewodził przyszły profesor językoznawstwa Stefan Vrtel-Wierczyński. W czasie nauki w gimnazjum Vincenz wyspecjalizował się w twórczości Homera, stając się z czasem jego wybitnym znawcą.

Studiował początkowo na Uniwersytecie Lwowskim, a następnie w Wiedniu: prawo, biologię, slawistykę (nauczył się pogardzanego w Galicji języka rosyjskiego, żeby móc przekładać Fiodora Dostojewskiego), sanskryt, psychiatrię (uczęszczał na wykłady Sigmunda Freuda) i filozofię (m.in. u Friedricha Wilhelma Foerstera). Ukończył Wydział Filozofii Uniwersytetu Wiedeńskiego, uzyskując w 1914 roku stopień doktora za dysertację "Filozofia religii Hegla i jej wpływ na Feuerbacha".

W 1912 roku ożenił się w Wiedniu  z pochodzącą z Odessy Rosjanką, Heleną Loeventon, z którą miał syna Stanisława.

W czasie I wojny światowej walczył w wojsku austriackim (1914–1918), na froncie pod Haliczem, a później we włoskich Dolomitach. W 1919 roku zgłosił się ochotniczo do Wojska Polskiego. Był wykładowcą w szkole wojskowej w Modlinie, brał udział w wyprawie Piłsudskiego na Kijów. Po demobilizacji w 1922 roku działał w PSL "Wyzwolenie", optując za współpracą z Ukraińską Partią Radykalną.

Działalność literacką rozpoczął jako tłumacz Walta Whitmana ("Trzy poematy", 1921).  Rok później został redaktorem periodyku "Nowe Czasy". We Lwowie poznał swoją drugą żonę, Irenę Eisenmann, z którą wziął ślub w roku 1923. Mieli oni dwoje dzieci: Andrzeja i Barbarę.

Na zboczach Czarnohory, nz. Stanisław Vincenz, Irena Vincenzowa, i przyjaciele, 1925, fot. Vincenz.pl/Domena publiczna
Na zboczach Czarnohory, nz. Stanisław Vincenz, Irena Vincenzowa, i przyjaciele, 1925, fot. Vincenz.pl/Domena publiczna

W 1926 lub 1927 roku, po około trzech latach pobytu w Milanówku, rodzina przeniosła się do Warszawy.

Od 1924 współpracował ze związanym z piłsudczykami miesięcznikiem "Droga", w którym publikował szkice z filozofii religii. W latach 1927–1928 był redaktorem naczelnym pisma. 

Ukazywał w nim działalność Stanisława Szczepanowskiego jako przemysłowca, a zarazem społecznika i patrioty. Pisał o potrzebie edukacji młodych pokoleń poprzez literaturę, sztukę, naukę i religię. Przybliżał poglądy szwajcarskiego filozofa panidealisty Rudolfa Marii Holzapfla, zamieszczając wypis z jego dzieła "Wszechideał" (całość, w przekładzie dokonanym wraz z Izydorem Blumenfeldem, ukazała się w 1936). Publikował artykuły o Mahatmie Gandhim i Maksie Weberze. Założył ze Stanisławem Baczyńskim tygodnik "XX Wiek" o profilu literacko-artystycznym i społecznym. Przez całe dwudziestolecie międzywojenne Vincenz był też aktywny w pracach PEN-Clubu.

Po przewrocie majowym, srodze rozczarowany polityką sanacyjną, wyprowadził się w 1930 roku wraz z rodziną z Warszawy. Najpierw do Worochty, a wkrótce potem zamieszkał w Bystrzecu na Huculszczyźnie. Włączył się w prace Koła Naukowego Towarzystwa Przyjaciół Huculszczyzny, którego oddział w 1934 roku utworzono w Kołomyi. Prowadził w regionie badania etnograficzne, muzykologiczne i archeologiczne.

Około 1930 roku przystąpił do pisania dzieła swojego życia, eposu powieściowego "Na wysokiej połoninie". Sześć lat później ukazała się jego pierwsza część – "Prawda starowieku".

"Zżyty z Huculszczyzną od dzieciństwa (spędzonego w domu dziadków w Krzyworówni nad Czeremoszem), zawarł swą rozległą wiedzę o przeszłości, obyczajach i kulturze regionu w cyklu epickim 'Na wysokiej połoninie. Obrazy, dumy i gawędy z Wierchowiny Huculskiej', złożonym z 3 części (nazwanych 'pasmami') […]. Cykl, porównywany z homeryckim eposem, przynosi plastyczny obraz minionej już 'pradawnej kultury pasterskiej, z jej korzeniami religijnymi i mitycznymi wywodzącymi się częściowo ze starej Rusi, Bałkanów i Grecji', utrwalony w podaniach, legendach, bajkach, pieśniach, opowieściach zbójnickich, opisach obrzędów, życia i pracy. Jest też apoteozą duchowego świata ludzi prostych i prawych, przywiązanych do swobody, o bogatym życiu wewnętrznym ukształtowanym w bezpośrednim obcowaniu z naturą."

[Jan Wojnowski, hasło "Vincenz Stanisław" w: "Literatura polska. Przewodnik encyklopedyczny", t. II, Warszawa 1985]

[Embed]

Podróż po Europie pozwoliła mu poznać Herberta George'a Wellsa, Juliana Huxleya, Thomasa Manna. W krystalizowaniu się poglądów Stanisława Vincenza istotny wpływ odegrał spotkany na tym szlaku szwajcarski filozof Rudolf Maria Holzapfel.

We wrześniu 1939 roku przedostał się na Węgry razem z synem Stanisławem i Jerzym Stempowskim. Tuż po powrocie po resztę rodziny został 21 października 1939 aresztowany przez NKWD za nielegalne przekroczenie granicy i osadzony w sowieckim więzieniu w Stanisławowie. Zwolniono go 4 grudnia tegoż roku po interwencji zmobilizowanych przez pierwszą żonę przedstawicieli środowisk ukraińskich i żydowskich. W maju 1940 roku udało mu się zbiec na Węgry, gdzie się osiedlił w miejscowości Nógrádverőce nad Dunajem.

Włączył się tam w życie kulturalne polskich wychodźców. Pisał obszerne eseje, łączące tradycję staroszlacheckiej gawędy z humanistyczną erudycją. Nawiązał kontakty z pisarzami węgierskimi, przekładał ich poezje. Tam też pomagał ukrywającym się Żydom, za co Instytut Yad Vashem przyznał mu (pośmiertnie) medal "Sprawiedliwy wśród Narodów Świata".

Po wojnie, dzięki pomocy Konstantego A. Jeleńskiego, wraz z drugą żoną Ireną i ich córką Barbarą przeniósł się na kilka miesięcy do Quakenbrück w Niemczech. Pisarz opublikował tam kilka tekstów w kwartalniku literackim "Salamandra": "Polowanie na niedźwiedzie"(stanowiące wyimek z "Prawdy starowieku"), eseje o Homerze, o Hamlecie i rozdział z powieści "Powojenne perypetie Sokratesa".

W 1947 roku Vincenzowie zamieszkali w Uriage-les-Bains na południu Francji , a po niecałych dwóch latach przenieśli się do Grenoble. Vincenz nawiązał współpracę z paryską "Kulturą" Jerzego Giedroycia, gdzie publikował wybrane teksty z "Wysokiej połoniny"oraz eseje, np. "Czym może być dla nas Dante?" czy "Rocznice Gandhiego". Zaprzyjaźnił się z osobami z kręgu "Kultury"; propagował pismo.

"Należał do najbliższego kręgu współpracowników Jerzego Giedroycia i paryskiej 'Kultury'. Pisał świetne eseje, złożone następnie w tomy, m.in. 'Po stronie pamięci' (1965) i 'Dialogi z Sowietami' (1966). Z natury jednak – jak twierdził Czesław Miłosz – 'był gadaczem a nie pisarzem'. Miłosz podpowiadał, jak należy czytać Vincenza: 'Trzeba chyba wyobrazić sobie, że siedzi się w półciemnej komnacie, patrząc na ogień trawiący grube bierwiona na kominku i słuchając opowieści o krajach, o ich rzekach, górach i bogach, o spotkaniach z dawnymi poetami i filozofami'."
[Krzysztof Masłoń, "Puklerz Mohorta. Lektury kresowe", Poznań 2014]

Ważnym miejscem dla Vincenza stał się letni dom w małej miejscowości alpejskiej La Combe de Lancey. W lecie 1951 roku po raz pierwszy odwiedził go tam Czesław Miłosz. Rozmowom emigrantów, próbujących przywrócić sens słowu "ojczyzna", poświęcił Miłosz szkic "La Combe", zamieszczony wraz z "Przedmową" w pierwszym tomie zbioru esejów Vincenza "Po stronie dialogu" (Warszawa 1983 ). Poeta uważał prozaika za swojego duchowego mistrza. 

"Kto raz praktykował dobre sąsiedztwo, umie wniknąć w każdych sąsiadów. Vincenz z eks-wiedeńczykami porozumiewa się szyfrem zagadkowym dla niewtajemniczonych; syn rabina z Żabiego, któremu sądzone było zostać profesorem materializmu dialektycznego na uniwersytecie berlińskim za Republiki Weimarskiej, znajduje w nim swego ziomka; Sakson z Siedmiogrodu spostrzega, że tu rozumie się naprawdę tamtejsze narodowościowe powikłania; szwajcarska filozofka, której rodzice przywędrowali z Wilna, jest znów u swoich; u swoich jest też rumuński góral, bo Karpaty; Ukrainiec może do woli spierać się o odcienie ukraińskich dialektów: a Węgrom Vincenz recytuje ich poetów po węgiersku. Ale powoli koło przyjaciół zaczęło się rozszerzać. Vincenz wie, że ludzie tęsknią dzisiaj do ojczyzny, a zamiast niej przyznaje się im tylko państwa. Ojczyzna jest organiczna, wrośnięta w przeszłość, zawsze nieduża, grzejąca serce, bliska jak własne ciało. [...] Podpatrywałem sekret Vincenza. Miałem przed sobą kogoś, kto za jednym zamachem obalał dwie rozdęte mitologie. Również tę mniejszą, lamentujących 'tułaczy', gotowych zmarnować całe życie na tymczasowość i oczekiwanie powrotu (powrotu do czego?), byle udawać, że nie są, gdzie są."
[Czesław Miłosz, "La Combe", w: Stanisław Vincenz, "Po stronie dialogu", t. I, Warszawa 1983]

[Embed]

Jerzy Giedroyc i Stanisław Vincenz szybko doszli do porozumienia w sprawie niezbędności na łamach "Kultury" tematyki kresowej. Od 1952 roku w paryskim miesięczniku zagościła nowa kolumna: "Kronika ukraińska". Zawierała teksty dotyczące życia emigracji ukraińskiej, stosunków ukraińsko-polskich, sytuacji politycznej w bloku wschodnim.

"W polskiej prasie emigracyjnej niewiele się pisze o Ukraińcach, a w ukraińskiej też nie za wiele o Polakach. Niewiele jest prób zrozumienia, a zupełnie brak usiłowań porozumienia. Wszakże kto ma niezdrowe zamiłowanie do spraw beznadziejnych i nieuleczalnych, mógłby sobie użyć czytając, jak każda ze stron zainteresowanych nie tylko spowiada się z grzechów drugiej, lecz także jako swego rodzaju Kassandra wygłasza ponure proroctwa o losie przeciwnika [...]. Chcąc informować naszych czytelników będziemy się starali możliwie często podawać kronikę poświęconą stosunkom polsko-ukraińskim."
[S.V. (Stanisław Vincenz), "Wieści ze Lwowa", "Kultura", Paryż, nr 12/1951; przedruk w: "Jerzy Giedroyc. Emigracja ukraińska. Listy 1950–1982", Warszawa 2004]

Lata emigracji Vincenza oznaczały dlań sporą aktywność. Zapraszany do wygłaszania wykładów czy prowadzenia audycji radiowych, zwiedzał zakątki Zachodniej Europy. Nieoceniony dar wiedzy, przemnożony przez erudycyjną swadę, pozwalał mu z równą swobodą mówić o eposach Homera, klasycznej filozofii greckiej, jak też o dziełach Dantego czy Nietzschego. 

W La Combe Stanisław Vincenz zgromadził wokół siebie "prywatną akademię platońską". Przyjeżdżali doń po nauki zwłaszcza młodzi Szwajcarzy, toteż w ich ojczyźnie organizował później lekcje na temat interpretacji "Odysei". Z jego też inicjatywy w zamku w Vallamond w Szwajcarii odbyła się w 1958 roku konferencja poświęcona tradycyjnym kulturom "małych ojczyzn". 

W 1964 roku ze względu na pogarszający się stan zdrowia pisarza Vincenzowie przenieśli się na stałe do Lozanny, gdzie też pisarz po niespełna siedmiu latach zmarł. Pochowano go na cmentarzu w Pully. Po śmierci Ireny Vincenzowej 14 października 1991 prochy jej i męża przewieziono do Polski i 14 grudnia tego roku złożono na cmentarzu św. Salwatora w Krakowie.

Jeanne Hersch, która opatrzyła wstępem londyńskie wydanie "Tematów żydowskich" (1977),  pisała o ich autorze:

"Tak wielki był w nim głód dotarcia do każdego z najróżnorodniejszych głosów człowieka w całej ich dosłowności i swoistości, że osiągnął zdolność czytania w oryginale w czternastu rozmaitych językach. Ale przywiązywał się tylko do arcydzieł. Nie wydaje mi się, aby mógł choć jeden dzień spędzić bez Homera czy Dantego i Szekspira. [...] Był arystokratą. Jedyną rzeczą, której nienawidził, którą gardził, była tandeta. We wszystkich dziedzinach: letniość uczuć, odmowa płacenia za nie ceny, ozdóbki literackie, pretensjonalność, słowa bez znaczenia, obietnice bez pokrycia, pozorne racje; wiedza pretendująca do wyczerpania całej prawdy, moda pod wszelkimi postaciami i na wszystkich szczeblach; strategie uczuciowe czy polityczne; pogoń za karierą. [...] Był również nauczycielem, który potrafił pojąć i przyjąć melancholię nieobecności i śmierci. Był wierzącym katolikiem i niepoprawnym heretykiem. Nie wydaje mi się, by ktokolwiek bardziej niewzruszenie wierzył w Boga, bardziej cierpiał od zła, usilniej się buntował. Był niepocieszony z powodu zagłady Żydów. Nie widziałam nigdy, by mówił o Żydach inaczej niż ze łzami w oczach. [...] Był pisarzem. W jego ojczystych Karpatach, w kraju Hucułów, Polacy, Rumuni, Ukraińcy i Żydzi chasydzi przekazywali ustnie skarby swej tradycji. Zebrał je wszystkie w sobie, a potem rozsnuł na papierze. [...] Nie jest to ani dzieło naukowe, ani folklor. Opowiadacz – niespieszny jak Homer – przywraca do życia dusze i mądrość wielu zaginionych światów."
[Jeanne Hersch, "O Stanisławie Vincenzie", "Gazette de Lausanne", tłumaczył Andrzej Vincenz]

Powieści Stanisława Vincenza przedstawiają egzotyczną dziś kulturę ludową, nieodmiennie zachwycając bogatym tłem folklorystycznym i etnograficznym. Ich autora nazywali "odnowicielem i lekarzem dusz ludzkich". Fotografię prozaika nosił w portfelu jego krajan, Kazimierz Wierzyński.

Twórczość

  • "Resztki archaicznej kultury u Hucułów", studium, 1935
  • "Uwagi o kulturze ludowej", studium, 1938
  • "Na wysokiej połoninie" cz. 1. "Prawda starowieku", Warszawa 1938
  • "O książkach i czytaniu", eseje, Budapeszt 1942
  • "Rocznica Gandhiego", eseje, 1951
  • "Po stronie pamięci", eseje, Paryż 1965
  • "Dialogi z Sowietami", eseje, Londyn 1966
  • "Na wysokiej połoninie" cz. 2., t. I "Nowe czasy. Zwada", Londyn 1970
  • "Na wysokiej połoninie" cz. 2., t. II "Nowe czasy. Listy z nieba", Londyn 1974
  • "Tematy żydowskie", eseje, Londyn 1977
  • "Na wysokiej połoninie" cz. 3. "Barwinkowy wianek", Londyn 1979;
  • "Z perspektywy podróży", eseje, Kraków 1980
  • "Po stronie dialogu", eseje, Warszawa 1983
  • "Powojenne perypetie Sokratesa", eseje, Kraków 1985
  • "Outopos. Zapiski z lat 1938–1944", eseje, Wrocław 1992
  • "Atlantyda. Pisma rozproszone z lat II wojny światowej", Warszawa 1994


Ordery i odznaczenia

  • Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski (1938)
  • Złoty Wawrzyn Akademicki (1938)

Autor: Janusz R. Kowalczyk, maj 2017

Obrazek użytkownika janusz.kowalczyk
2017/05/15
FacebookTwitterRedditShare
Viewing all 711 articles
Browse latest View live