Quantcast
Channel: Culture.pl - Literatura
Viewing all 711 articles
Browse latest View live

Marcin Sendecki z Nagrodą Szymborskiej

$
0
0
Polski
Pozycja X: 
0
Pozycja Y: 
0
Pozycja X w kategorii: 
0
Pozycja Y w kategorii: 
0
Treści dot. projektów IAM: 

Wanda Warska

$
0
0

Wanda Warska

Wanda Warska, Warszawa, październik 1970, Jazz Jamboree, fot. Aleksander Jałosiński/FORUM
Wanda Warska, Warszawa, październik 1970, Jazz Jamboree, fot. Aleksander Jałosiński/FORUM

Piosenkarka, wokalistka jazzowa, kompozytorka, poetka, malarka. Urodziła się 28 kwietnia 1932 roku w Poznaniu.

Wanda Warska to legenda poetyckiej piosenki i jazzu. Jej najpopularniejsze utwory to między innymi: "Oczy masz niebiesko-zielone", "W Weronie", "Szukaj mnie". Do historii przeszła jej wokaliza z "Pociągu"Jerzego Kawalerowicza, można usłyszeć ją także w filmie "Wszystko na sprzedaż"Andrzeja Wajdy. Główna interpretatorka utworów skomponowanych przez jej męża, Andrzeja Kurylewicza. Bezkompromisowa animatorka niezliczonych przedsięwzięć artystycznych. Mecenas sztuki wysokiej.

Ukończyła Średnią Szkołę Muzyczną i Szkołę Baletową im. Stanisława Miszczyka w Poznaniu. Studiowała na Wydziale Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego.

Od ósmego roku życia Wanda Warska uczyła się gry na fortepianie, później śpiewu u Janiny Janowskiej-Kopczyńskiej i Franciszka Delekty. W 1954 roku została solistką krakowskiego zespołu MM 176 Jerzego Borowca.

W 1955 roku rozpoczęła współpracę z Andrzejem Kurylewiczem. Wraz z nim, prywatnie mężem, dokonała pierwszych nagrań z prowadzonym przez niego Sekstetem Organowym Polskiego Radia w Krakowie.

"Jedyną parą, która uprawiała coś w rodzaju cyganerii we dwoje, byli Kurylewiczowie, to znaczy Wanda Warska i Andrzej Kurylewicz. Oboje z kresów, a przynajmniej jakąś kresowością rodziców podszyci, jednocześnie pełni wewnętrznego ciepła, ale i jakiejś azjatyckiej pokrętności – tyleż miłej, co tajemniczej – oboje żyjący muzyką w swoisty, domowy sposób, jakby melodie i piosenki smażyły się na patelni razem z naleśnikami, oboje jakby wiecznie z sobą skłóceni, a jednocześnie okropnie się kochający, oboje zgodni, ale i oboje kapryśni (zwłaszcza Kuryl – trudny, nieznośny czasami), oboje jakby wiecznie w drodze, w wozie, a jednocześnie budujący wciąż nowe piwnice, strychy, chaty i pałace, biedni i bogaci, posiadacze kuchni pełnej ziół i skrzyń pełnych bajkowych skarbów, byli – uf – Kurylewiczowie jakąś osobliwą rodziną, do której przychodziło się rano na śniadanie, a wychodziło o szóstej wieczorem (tyle bowiem zabierało Wandzie czasu usmażenie jajecznicy, włączywszy w to wstanie z łóżka, kupienie jajek, uszycie sobie po drodze nowego kapelusza i ułożenie pięciu piosenek)."
[Agnieszka Osiecka, "Szpetni czterdziestoletni", Warszawa 1984]

Wanda Warska zadebiutowała jako wokalistka jazzowa podczas 5. Światowego Festiwalu Młodzieży i Studentów w Warszawie. Na 1. Międzynarodowym Festiwalu Jazzowym w Sopocie w 1956 roku wystąpiła z Kwintetem Andrzeja Kurylewicza. Rok później śpiewała na tym festiwalu z zespołem Hot Club Melomani. Współpracowała także z zespołem Jazz Believers. W latach 1958–1971 brała udział w Międzynarodowym Festiwalu Jazzowym Jazz Jamboree w Warszawie jako wokalistka zespołów Andrzeja Kurylewicza.

"W krakowskiej Piwnicy pod Baranami była pierwszą jaskółką jazzu"– napisał o niej Krystian Brodacki w "Historii jazzu w Polsce".

"Kabarety odbywały się raz albo dwa razy w tygodniu, ale przyjść do Piwnicy można było codziennie i zawsze się coś tam działo: odbywała się rewia piosenek, występował Andrzej Kurylewicz z Wandą Warską, pierwsi piwniczni jazzmani, a to pojawił się jakiś hojny jeleń, zapraszając towarzystwo na wódeczkę i na dansing do Kaprysu lub do Cyganerii, jedynych wówczas nocnych lokali w całym mieście."
[Irena Kika Szaszkiewiczowa, "Podwójne życie Szaszkiewiczowej", Kraków 2011]

Na estradce Piwnicy pod Baranami artystka prowadziła autorski teatrzyk Klara.

"Wanda Warska stworzyła w Piwnicy własny kabaret Klara, do którego zaangażowała Krzysia Litwina i Piotra– jako konferansjera, co spowodowało sporo kwasów w zespole. Uroczysta premiera Klary odbyła się w kwietniu 1960 roku, przed świętami wielkanocnymi."
[Joanna Olczak-Ronikier, "Piwnica pod Baranami, czyli koncert ambitnych samouków", Warszawa 1994]

Komponowała i pisała teksty dla swojej scenki, występowała w programach muzycznych i poetyckich. Śpiewała piosenki do słów Juliusza Słowackiego, Cypriana Kamila Norwida, Bolesława Leśmiana, Juliana Tuwima, Agnieszki Osieckiej i innych.

"Byliśmy wtedy wszyscy nędzarzami. Chodziliśmy głodni. Nie było na bar mleczny. Na chleb. […] Wanda Warska, kiedy nie miała pieniędzy, to papierosy wymieniała na bilety tramwajowe. Ale po jakimś czasie wszyscy się trochę podreperowali. […] Kraków był biednym miastem. Wspaniałym, ale biednym. Żyć się tu nie dało, zwłaszcza z jazzu. I tak za chlebem przenieśliśmy się z Krzysiem [Komedą] do Warszawy, a za nami wywędrowali inii: Kurylewiczowie, Trzaskowscy. Owszem, zaczęło nam się powodzić lepiej. Stanęliśmy na nogi. Ale nigdy nie polubiliśmy Warszawy. […] prawdziwe życie zostało tam, a tu wszystko jest pozorem, pustką, pogonią za talonem na samochód i za uśmiechem ministra."
[Zofia Komedowa w: Joanna Olczak-Ronikier, "Piwnica pod Baranami, czyli koncert ambitnych samouków", Warszawa 1994]

W 1963 roku Wanda Warska przeniosła się wraz z mężem do Warszawy. Wspólnie założyli Piwnicę Artystyczną w 1966 roku, która najpierw się mieściła w siedzibie Warszawskiego Towarzystwa Muzycznego na Nowym Świecie 24, a od 1967 roku – przy Rynku Starego Miasta w Warszawie. Ich klub muzyczny – znany pod nazwą Piwnicy Wandy Warskiej, a później Piwnicy Artystycznej Kurylewiczów – był przystanią muzyków podczas Jazz Jamborees i Festiwali Warszawska Jesień. Koncertowała także za granicą, między innymi w Austrii, NRD, RFN, Francji, Jugosławii, Danii, Szwecji, na Węgrzech oraz na Kubie i w Wenezueli.

Od prawej: Wanda Warska, Andrzej Kurylewicz, piosenkarka Halina Kunicka, aktor i satyryk Jan Tadeusz Stanisławski oraz konferansjer Lucjan Kydryński, Sopot 1970, Janusz Uklewski/PAP
Od prawej: Wanda Warska, Andrzej Kurylewicz, piosenkarka Halina Kunicka, aktor i satyryk Jan Tadeusz Stanisławski, NN oraz konferansjer Lucjan Kydryński, Sopot 1970, Janusz Uklewski/PAP

Przez długie lata Piwnica Artystyczna Wandy Warskiej i Andrzeja Kurylewicza na warszawskim Starym Mieście była jednym z najważniejszych adresów polskiego środowiska jazzowego. Cieszył się estymą wśród ludzi sztuki i niejednokrotnie tam właśnie dochodziło do owocnych twórczo spotkań. Daniel Olbrychski wspominał, że tam właśnie Adam Hanuszkiewicz zaprosił go do pracy na scenie swojego teatru. Z kolei znany z niekonwencjonalnych zachowań Stefan Kisielewski odnotował w swoich "Dziennikach", pod datą 18 czerwca 1974:

"Było parę pijaństw, potem całonocne tańczenie w Piwnicy u Kurylewicza i Warskiej na Starym Mieście. Szalałem tam nielicho, ale dobrze nie wiem, jak i z kim, bo mocno się zalałem."
[Stefan Kisielewski, "Dzienniki", Warszawa 2001]

W latach 1982–1985 klub muzyczny Kurylewiczów został sceną kameralną Teatru Nowego. Od 1985 roku stał się salonem artystycznym i galerią. Obok koncertów i recitali odbywały się w nim wieczory literackie, muzyczne czy wystawy malarskie. Po śmierci Andrzeja Kurylewicza (12 kwietnia 2007) w prowadzeniu placówki Wandę Warską wsparła ich córka Gabriela.

Można było tam posłuchać Wandy Warskiej, w niezrównany sposób interpretującej piosenki do wierszy klasyków różnych epok: Jana Kochanowskiego, Adama Mickiewicza, Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego. Wśród nich nie zabrakło jej utworów w pełni autorskich, jak "Pogoda", "Żona", "Niepotrzebna podróż", "Babciny kajet" (słowa i muzyka własne) czy też w kompozycji męża do własnych słów: "Zabierz moje sukienki", "Nim zakwitnie tysiąc róż".

Wanda Warska, Andrzej Kurylewicz, Czesław Niemen, lata 70., fot. Marek Karewicz/FORUM
Wanda Warska, Andrzej Kurylewicz, Czesław Niemen, lata 70., fot. Marek Karewicz/FORUM

"To dzięki Ewie Demarczyk‚ Wandzie Warskiej‚ Czesławowi Niemenowi i Markowi Grechucie paręnaście roczników polskiej młodzieży nauczyło się czytać poezję."
[Krzysztof Masłoń, "Świecie nasz‚ daj ugasić ogień zły", "Rzeczpospolita", 12 października 2006]

Wśród dokonań artystki jest wiele nagrań dla archiwum Polskiego Radia, jak i płytowych – w kraju, w Wielkiej Brytanii i we Francji.

Jej wokal budował klimat w takich filmach, jak"Pociąg", "Pingwin" czy "Wszystko na sprzedaż". Pisała muzykę do filmu fabularnego "Jezioro osobliwości" w reżyserii Jana Batorego, serialu telewizyjnego "Karino" tego samego reżysera, a także do filmów krótkometrażowych, między innymi "Natura" Zofii Ołdak. Tworzyła kompozycje do filmów krótkometrażowych, do widowisk Teatru TV i przedstawień dramatycznych. Jest także autorką instrumentalnego utworu 10 kontrabasów i głos.

"Warska jest prawdziwą artystką – pisała o niej w latach sześćdziesiątych Agnieszka Osiecka. – Proszę zwrócić uwagę, jak staroświecko brzmi dzisiaj ten zwrot – prawdziwy artysta. Dziś się tak nie mówi, mówi się: aktor, pianista, reżyser. Określamy w ten sposób profesję. Zawężamy i precyzujemy. Natomiast w słowie artysta, nie zawsze kryje się profesja. Było to określenie predyspozycji psychicznych. Określenie poważne, wręcz patetyczne, a czasami żartobliwe. Oznaczało tyle, co marzyciel, fantasta. Wanda Warska śpiewa, ale nie tylko śpiewa. Jest fascynującą osobowością, ma rzadką umiejętność wytwarzania własnej, niepowtarzalnej atmosfery. Ciepła, sympatyczna, jednocześnie trochę dziwaczka, taki kot, który chadza własnymi drogami."

Niedługo po jubileuszu swoich 85. urodzin Wanda Warska doznała udaru, a w jego konsekwencji paraliżu ciała. Córka Gabriela Kurylewicz dziękuję wszystkim ludziom dobrej woli, którzy wspierają artystkę w tej wyjątkowo trudnej sytuacji.
 

Twórczość

Dyskografia

  • Wanda Warska, "Jazz '58"
  • Andrzej Kurylewicz & Wanda Warska, "Somnambulicy", Muza 1961, LP
  • Kurylewicz, Warska, Niemen, "Muzyka teatralna i telewizyjna", Polskie Nagrania Muza 1972, LP
  • Andrzej Kurylewicz, Wanda Warska, "Pieśni i fraszki Jana z Czarnolasu", Muza 1983, LP
  • Wanda Warska, Andrzej Kurylewicz, "A Paris", Thésis 1992, CD   
  • Wanda Warska, "Piosenki z piwnicy", Polskie Radio SA 2004, CD
  • Wanda Warska, "Stanisław Wyspiański: jakżeż ja się uspokoję", Polskie Radio SA 2002, CD
  • Wanda Warska, "Domowe piosenki", Polskie Radio SA 2016, CD

Film

  • 1959 – "Pociąg", film fabularny, wykonanie muzyki (śpiew)
  • 1962 – "Szpital", film fabularny-krótkometrażowy, wykonanie muzyki
  • 1964 – "Pingwin", film fabularny, wykonanie muzyki (wokaliza)
  • 1966 – "Ktokolwiek wie…", film fabularny, wykonanie ballady
  • 1967 – "Cyrograf dojrzałości", film fabularny-telewizyjny, wykonanie muzyki (śpiew)
  • 1968 – "Wszystko na sprzedaż", film fabularny, wykonanie muzyki (wokaliza), obsada aktorska (uczestniczka bankietu)
  • 1969 – "Ludzie z piwnicy", etiuda szkolna, obsada aktorska
  • 1972 – "Jezioro osobliwości", film fabularny, muzyka
  • 1974 – "Karino", serial fabularny-telewizyjny, muzyka
  • 1976 – "Karino", film fabularny, muzyka
  • 
1977 – "Natura", film animowany, muzyka
  • 1979 – "…Cóżeś ty za pani…", film fabularny, wykonanie ballady
  • 1979 – "Piwnica Wandy Warskiej", film dokumentalny, słowa piosenek, scenariusz, bohaterka, muzyka
  • 1996 – "Sześć pieśni z Wyspiańskim", film krótkometrażowy, scenariusz, śpiew
  • 2003 – "Czy pamiętasz? Wanda Warska i Andrzej Kurylewicz", film dokumentalny, bohaterka

Teatr TV

  • 1966 – "Święta miłości kochanej ojczyzny" według "Hymnu do miłości ojczyzny"Ignacego Krasickiego, przedstawienie telewizyjne, wykonanie piosenek
  • 1969 – "Szkice do portretu" według utworów Cypriana Kamila Norwida, przedstawienie telewizyjne, śpiew
  • 1973 – "Księżyc w nowiu" Wojciecha Bieńko, przedstawienie telewizyjne, obsada aktorska (śpiew)
  • 2003 – "Rajski ogródek – szkice z Różewicza" według utworów Tadeusza Różewicza, przedstawienie telewizyjne, piosenki: "Daj mi od siebie coś, daj" (słowa), "Nim zakwitnie tysiąc róż" (muzyka, słowa), "Kosztowna nieobecność twoja" (muzyka, słowa), "Po co jest tak" (muzyka, słowa), "Żona" (muzyka, słowa)

Teatr Polskiego Radia

  • 1966 – "Osiem i ćwierć" Zenona Wiktorczyka, udział wykonawczy

Teatr

  • 1963 – "Oby żył wiecznie" Jerzego Krasickiego, reż. Zofia Mikulska, Teatr Rozmaitości, Kraków, wokaliza
  • 1964 – "Minotaur" Henryka Tomaszewskiego, reż. Henryk Tomaszewski, Wrocławski Teatr Pantomimy, Wrocław, śpiew
  • 1978 – "Kanon polski" według utworów Seweryna Goszczyńskiego, Adama Mickiewicza, Cypriana Kamila Norwida, Juliusza Słowackiego, reż. Marcin Idziński, Teatr Reduta 77, udział wykonawczy
  • 2007 – "Andrzej Kurylewicz in memoriam", program składany, Teatr Wielki – Opera Narodowa, Warszawa, reżyseria (z Gabrielą  Kurylewicz), scenariusz
  • 2010 – "Uwierz w swoją nieważność", program składany, reż. Adam Opatowicz, Teatr Polski, Szczecin, muzyka

Nagrody i odznaczenia

  • 1997 – Nagroda Miasta Stołecznego Warszawy
  • 2000 – Krzyż Oficerski Orderu Odrodzenia Polski
  • 2001 – Krzyż Zasługi I Klasy Republiki Federalnej Niemiec – odznaczona wraz z mężem Andrzejem Kurylewiczem przez prezydenta RFN Johannesa Rau, za zaangażowanie na rzecz stosunków polsko–niemieckich
  • 2011 – Złoty Medal Zasłużona Kulturze Gloria Artis

Autor: Janusz R. Kowalczyk, czerwiec 2017

Obrazek użytkownika janusz.kowalczyk
2017/06/13
FacebookTwitterRedditShare

Przyznano nagrody im. Ireny Sendlerowej 2017

$
0
0
Polski

Przyznano nagrody im. Ireny Sendlerowej 2017

Stefan Wilkanowicz w redakcji Tygodnika Powszechnego, fot. Danuta Węgiel/FOTONOVA/East News
Stefan Wilkanowicz w redakcji Tygodnika Powszechnego, fot. Danuta Węgiel/FOTONOVA/East News

Dziennikarz Stefan Wilkanowicz oraz psycholog Bogdan Białek zostali uhonorowani nagrodą im. Ireny Sendlerowej za pracę na rzecz umocnienia relacji polsko-żydowskich.

Wyróżnienie przyznawane jest  polskim obywatelom, podtrzymującym polsko-żydowskie dziedzictwo i pamięć o Holokauście. W tym roku nagrodą uhonorowany został Stefan Wilkanowicz - katolicki intelektualista, wieloletni dziennikarz "Tygodnika Powszechnego" i redaktor naczelny miesięcznika "Znak"orazBogdana Białek - psycholog, inicjator corocznego kieleckiego Marszu Pamięci i Modlitwy, organizowanego w celu upamiętnienia ofiar największego przejawu antysemickiej przemocy w powojennej Polsce – pogromu kieleckiego z 4 lipca 1946 r.

Jak podkreślał Tad Taube, Przewodniczący Fundacji i Honorowy Konsul Polski w San Francisco:

Obaj laureaci wzywają do zrozumienia i pojednania, promują tolerancję i dialog w obliczu konfliktu i są źródłem otwartości i ludzkich uczuć w odpowiedzi na kontrowersje i brak zaufania.

Stefan Wilkanowicz to publicysta, redaktor, pedagog i lider katolicki, były dziennikarz katolickiego pisma "Tygodnik Powszechny", najdłużej wychodzącej niezależnej gazety wydawanej w Polsce po drugiej wojnie światowej oraz były redaktor naczelny miesięcznika "Znak". Był także ważnym członkiem ruchu świeckich katolików "Znak". W trakcie antysemickiej i antyinteligenckiej kampanii 1968 roku "Znak" był jedyną organizacją polityczną w polskim Sejmie, która protestowała przeciwko naruszaniu praw człowieka. Pod przewodnictwem Wilkanowicza, "Znak" został pierwszą comiesięczną publikacją, która w latach 80. XX w. poświęciła stosunkom polsko-żydowskim cały jeden numer. Wilkanowicz ma dziś 93 lata i od ponad pół wieku niestrudzenie odgrywa kluczową rolę w pielęgnowaniu dialogu polsko-żydowskiego i pamięci o Holokauście. W latach 50. XX w. był współzałożycielem Klubu Inteligencji Katolickiej, pełnił rolę zastępcy przewodniczącego Międzynarodowej Rady Oświęcimskiej oraz przewodniczącego Rady Międzynarodowego Centrum Edukacji o Auschwitz i Holokauście.

Bogdan Białek z Polskiej Rady Chrześcijan i Żydów podczas uroczystości wręczenia nagrody im. ks. Romana Indrzejczyka, fot. Jakub Kaczmarczyk/PAP
Bogdan Białek z Polskiej Rady Chrześcijan i Żydów podczas uroczystości wręczenia nagrody im. ks. Romana Indrzejczyka, fot. Jakub Kaczmarczyk/PAP

Gdy drugi z laureatów tegorocznej nagrody, Bogdan Białek przyjechał po raz pierwszy do Kielc w 1978 r., historia pogromu z 1946 r. była wyciszona, a mieszkańcy miasta i komunistyczny rząd od lat zaprzeczali doniesieniom o nim. Gdy w 1989 r. Polska otworzyła się na demokrację, Białek zaczął planować publiczne wydarzenie, które posłużyłoby jako platforma edukacyjna, pozwalając zaleczyć rany i doprowadziłoby do pogodzenia się z agresją obywatelską wymierzoną w sąsiadów żydowskiego pochodzenia, która doprowadziła do śmierci 42 osób i obrażeń kolejnych 40. Dziś, po zorganizowaniu 16 obchodów pogromu kieleckiego, których celem jest upamiętnienie wydarzeń i zaakceptowanie winy, w Kielcach widoczna jest prawdziwa zmiana. Z myślą o ich utrwaleniu, Białek założył Stowarzyszenie im. Jana Karskiego – Instytut Kultury Spotkania i Dialogu pod niesławnym adresem Planty 7, gdzie w 1946 r., doszło do aktów antyżydowskiej przemocy.

Wilkanowicz i Białek odbiorą nagrody podczas ceremonii, która odbędzie się w ramach Festiwalu Kultury Żydowskiej w Krakowie, 30 czerwca o godzinie 18.00 w synagodze Tempel. Ceremonia poprzedzi Doroczny Koncert Pamięci Jana Kulczyka, który otrzymał Nagrodę im. Ireny Sendlerowej pośmiertnie w 2015 r.

[Embed]

Nagroda im. Ireny Sendlerowej została ustanowiona przez Fundację Taube w 2008 roku, by upamiętnić bohaterkę Irenę Sendlerową, polskiej działaczki społecznej, która w czasach nazistowskiej okupacji uratowała setki żydowskich dzieci z warszawskiego getta. Co roku nagroda jej imienia przyznawana jest polskim obywatelom, którzy walczą o zachowanie i odnowienie dziedzictwa żydowskiego w Polsce.

[Embed]

Źródło: Taube Philanthropies, oprac. NC
 
Kategoria: 
Literatura
FacebookTwitterRedditShare

Stanisław Łubieński

$
0
0

Stanisław Łubieński

Stanisław Łubieński, fot. Albert Zawada/Agencja Gazeta
Stanisław Łubieński, fot. Albert Zawada/Agencja Gazeta

Urodzony w 1983 roku pisarz, kulturoznawca i ornitolog amator. Autor książek takich jak "Pirat stepowy" czy wydane w zeszłym roku "Dwanaście srok za ogon".

Jest synem pisarza Tomasza Łubieńskiego. Ukończył ukrainistykę i kulturoznawstwo na Uniwersytecie Warszawskim. Pracę magisterską na drugim z tych kierunków poświęcił legendzie ukraińskiego anarchisty i rewolucjonisty Nestora Machny. Na jej kanwie powstała pierwsza książka Łubieńskiego: reportaż historyczny "Pirat stepowy", który ukazał się nakładem Wydawnictwa Czarne w 2012 roku. Autor zapełnił nią istotną lukę w wiedzy o ukraińskiej historii.

Nawet w dużych księgarniach dostanie książki o Machnie nie jest oczywiste, a większość z tych, które ukazały się były niskonakładowe i raczej ciężkostrawne dla zwykłego czytelnika. W Polsce czasami wiedzą coś o nim anarchiści albo inni zapaleńcy, ukazał się nawet jeden komiks. Jednak o tym fenomenie, jakim był Nestor Machno, nie było żadnej książki, która mogłaby dotrzeć do szerszej publiczności. Łubieński w swoim ciekawie napisanym reportażu historycznym, przeplatanym tekstami o dzisiejszym Hulajpolu, w końcu daje taką możliwość - pisał Paweł Pieniążek ("Krytyka Polityczna", 02.05.2012).

"Pirat stepowy" został przetłumaczony na chorwacki i ukraiński.

Łubieński był stypendystą Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Współpracował jako autor z "Lampą", "Bluszczem", "Nowymi Książkami" i "Rzeczpospolitą", pisze do "Tygodnika Powszechnego" i serwisu Dwutygodnik.com. Jest współautorem cyklu filmów "Warszawski Tygiel Kulturalny", opisujących życie imigrantów w Warszawie.

Od 2014 roku prowadzi blog o warszawskiej przyrodzie "Dzika Ochota". W jego sercu szczególne miejsce zajmują ptaki i to właśnie pasji ornitologicznej zawdzięczamy książkę "Dwanaście srok za ogon", która ukazała się nakładem Wydawnictwa Czarne w 2016 roku i za którą Łubieński otrzymał Nagrodę Warszawskiej Premiery Literackiej i nominowany został do Paszportów Polityki.

Towarzysząca autorowi od dziecka fascynacja ptakami (która przybiera formę przypadłości, nazywanej Birding Compulsive Disorder) stała się pretekstem do pisania o sztuce, literaturze, historii, kinie. Co z ptakami ma wspólnego James Bond? O co chodziło ptakom Hitchcocka? Jaki wpływ ma na prozę Jonathana Franzena jego ptasiarstwo? Profesor Maciej Luniak z Instytutu Zoologii PAN rekomendował książkę Łubieńskiego słowami:

Aktualnie jest dużo różnych książek o ptakach, jednak wszystkie, które znam, zajmują się tym tematem w aspekcie przyrodniczym. Ta pokazuje ptaki z perspektywy humanisty, w sposób bardzo osobisty, ale też przekazując bogatą i rzetelną wiedzę. To książka zarówno dla tych (coraz liczniejszych!) już opanowanych ornitologiczną fascynacją, jak też dla czytelników poszukujących interesującej lektury, którzy dotychczas mieli mniej styczności z tym tematem. Przed nimi odkryje ona świat ptaków, zadziwiający nie tylko bogactwem ich postaci i zachowań, ale także tym, jak bardzo jest on obecny w świecie ludzi.

Autor nie czerpie jednak inspiracji wyłącznie z tekstów kultury, przeciwnie: ich lektura splata się z jego własnymi doświadczeniami, co pozwala mu stworzyć opowieść jednocześnie erudycyjną i osobistą. Obserwowanie ptaków wymaga zwracania uwagi na to, co nas otacza, na przyrodę, pośród której funkcjonujemy, nawet kiedy mieszkamy w samym środku dużego miasta.

Okazuje się, że wystarczy kępa krzaków, by przywabić ciekawe ptaki. W chaszczach nad tak zwaną patelnią (plac przed stacją metra Centrum) co roku wiosną słychać trelowanie słowika. To miejsce służy zasadniczo za śmietnik dla obnośnych sprzedawców i ubikację dla bezdomnych, ale niezrażony śpiewak wraca i nocami skarży się warszawiakom. Gąszcz przyciąga także inne, zupełnie niespodziewane ptaki. Wiosną słyszano tu śpiew ortolana, improwizacje łozówki i wrzaski trzciniaka. Od miesiąca siedzi w krzaku pokrzewka jarzębata. ("12 srok za ogon", s. 81).

Łubieński zaraża swoją pasją nie tylko za pośrednictwem literatury. Organizuje również spacery dla innych amatorów ptasiarstwa, których oprowadza m.in. po ukochanym Parku Szczęśliwickim.

Bibliografia:

"Pirat Stepowy", Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2012.
"Dwanaście srok za ogon", Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2016.

Obrazek użytkownika Culture.pl
2017/06/13
FacebookTwitterRedditShare

Kamil Bałuk, "Wszystkie dzieci Louisa"

$
0
0

Kamil Bałuk, "Wszystkie dzieci Louisa"

Kamil Bałuk, "Wszystkie dzieci Louisa", wyd. Dowody na Istnienie, 2017, okładka książki
Kamil Bałuk, "Wszystkie dzieci Louisa", wyd. Dowody na Istnienie, 2017, okładka książki

Delikatna materia, zdecydowane cięcia, precyzja wykonania. Brzmi to jak opis realiów pracy chirurga, ale sprawdza się równie dobrze do określenia warsztatu pisarskiego dobrze rokującego reportera, który spod warstwy sensacji wydobył opowieść o relacjach rodzinnych, zasadach i ich braku oraz o niedopasowaniu.

Tę historię można streścić na chłodno: Holender surinamskiego pochodzenia okazuje się ojcem biologicznym 200 dzieci. Albo tabloidowo, jak zrobił to flamandzki tygodnik: "Mafia spermowa. Przeciekające kontenery doktora Karbaata". Jednak Bałuk nie idzie na skróty, zagląda głębiej. Dawkuje swoją opowieść i to w dość przewrotny sposób. Relacjonuje kolejne wydarzenia, ale często wybiega w przyszłość, podsycając ciekawość. Przybliża jakąś kwestię, by chwilę później ją oddalić. Niby wyjaśnia, chociaż im więcej rozumiemy, tym częściej ogarniają nas wątpliwości. Od początku do końca reporterskiej narracji stosuje niezawodny chwyt – konfrontację. Robi to na kilku płaszczyznach, na wiele sposobów.  

Do pierwszego spięcia dochodzi na linii marzenie – odpowiedzialność. Para lub samotna kobieta pragnie mieć potomka, więc udaje się do kliniki w Barendrechcie w Holandii, gdzie doktor Karbaat dokonuje inseminacji. Dawca jest anonimowy (choć wcale nie chce być), lekarz przekazuje zdawkowe informacje o jego cechach fizycznych i psychicznych (zmyślone), nie wzbudza podejrzeń (kolejne oszustwa wyjdą na jaw wiele lat później). Żadna ze stron nie myśli o konsekwencjach. Dorośli najczęściej ukrywają prawdę – zobowiązali się do zachowania tajemnicy. Ojcowie opuszczają rodzinę – zapewne nie wytrzymali napięcia, pogłosek. Matki ślepo ufają doktorowi. Ten z kolei chce tylko uszczęśliwić swoje klientki (nie używał słowa pacjentki). Mimo że opowieść kobiet zapowiada się niezwykle interesująco, zostaje w tym reportażu zmarginalizowana. Bałuk na całą historię patrzy z perspektywy dorosłych już dzieci, więc ich głos rozbrzmiewa najgłośniej: mają prawo znać biologicznego ojca.

Zatem następna konfrontacja to spotkanie. Zaczyna się od oczekiwań, kończy na rozczarowaniu. Dzieci pragnęły mieć ojca – staje przed nimi obcy człowiek. Louis marzył o jak największej liczbie potomstwa – ono nie chce utrzymywać z nim kontaktu. Szukając podobieństw, znajdują przede wszystkim różnice. Taki scenariusz łatwo było przewidzieć, czytelnik już wydał osąd, po czym następuje zwrot akcji. Nie pierwszy, nie ostatni w tej opowieści. Bałuk prowadzi ją tak, że ostrość opinii rozmywa się w świetle nowych faktów. Z niejednoznaczności uczynił największy atut.

Poznanie dawcy nasienia to tylko ułamek historii, czasem nawet do spotkania nie dochodzi. Największym zaskoczeniem, również dla reportera, jest relacja łącząca Połówki – tak nazywają siebie dzieci Louisa. Półbracia i półsiostry integrują się poprzez media społecznościowe, tworzą osobne grupy ze względu na zainteresowania, jedni się przyjaźnią, drudzy nie dogadują. Bałuk opisuje tę zażyłość jako fenomen socjologiczny, tworzy miniportrety psychologiczne swoich bohaterów. I tutaj dochodzi do kolejnego zgrzytu przedstawionego jednak subtelnie: o więzach społecznych w dużej mierze decyduje biologia, o bliskości – zgodność DNA.

O pewnym niedopasowaniu można mówić na poziomie języka, to nieprzystawalność pojęć do rzeczywistości. Bałuk skrupulatnie odnotowuje lingwistyczne pułapki i kalambury służące nazwaniu nowych zjawisk. W niderlandzkim nie istnieje odpowiednik słowa "rodzeństwo", a brat czy siostra przyrodnia nie jest adekwatnym określeniem dzieci mających wspólnego dawcę – powstają "Połówki". "Sztuczne zapłodnienie nasieniem dawcy" zgrabniej brzmi w skrócie: KID (po angielsku "dziecko"). Należy też zredefiniować kilka innych pojęć: kim jest ojciec, czym jest rodzina? 

Tych kontrastów jest znacznie więcej: granica między wolnością wyboru a dowolnością działania, przynależność do grupy a samotność, prawo a etyka, rola mediów wkraczających w sferę rodziny, bez których ta pewnie by nie zaistniała. Wiele aspektów, wiele emocji i pytań. A jak w tym wszystkim odnajduje się reporter? Jego rozmówcy otwarcie opowiadają swoją historię, przez co nie wyczuwa się niezręczności. W książce nie daje tego po sobie poznać, ale w wywiadach przyznaje, że musiał "przełamać własne tabu". Wreszcie sam czytelnik mierzy się ze swoimi wyobrażeniami, staje oko w oko z Holandią, jakiej nie zna i jakiej się nie spodziewa. To też intrygująca zapowiedź kolejnej książki reporterskiej Bałuka o tym kraju, na realizację której otrzymał Stypendium im. Ryszarda Kapuścińskiego. 

"Wszystkie dzieci Louisa" mają ciąg dalszy. "Połówek" odnalazło się już kilkadziesiąt, w dniu publikacji książki zmarł dr Karbaat. Reporter nadal śledzi losy bohaterów, to samo może uczynić czytelnik, obserwując profil autora w mediach społecznościowych lub zapisując się na newsletter pod adresem: www.kamilbaluk.pl/ciagdalszy. Trzeba przyznać, że Bałuk potrafi rozbudzić ciekawość.  

 

Kamil Bałuk
"Wszystkie dzieci Louisa"
Wyd. Dowody na Istnienie, 2017
Seria: Reporterska
Liczba stron: 304
ISBN: 978-83-947254-2-6

 

Autorka:Agnieszka Warnke, czerwiec 2017

FacebookTwitterRedditShare

Tagi: Kamil BałukNagroda im. Ryszarda Kapuścińskiego za Reportaż Literackireportażliteratura faktu

Bohdan Czeszko

$
0
0

Bohdan Czeszko

Bohdan Czeszko, fot. nac.gov.pl
Bohdan Czeszko, fot. nac.gov.pl

Prozaik, scenarzysta, publicysta, poseł na sejm PRL, żołnierz Gwardii Ludowej i Armii Ludowej. Urodził się 1 kwietnia 1923 roku w Warszawie, zmarł 21 grudnia 1988 roku tamże. 

Jak pytała w "Pokoleniu pryszczatych" Alicja Lisiecka:

Kim więc jest Czeszko? Mrukliwym, leśnym człowiekiem, zdradzającym turgieniewowski zmysł obserwacji w swojej wielkiej przygodzie z puszczą i zwierzyną? Niezwykle przenikliwym łowcą sytuacji ludzkich, "ludzkich wnętrz" i postaw? Polskim Hemingwayem, niedopasowanym do różnych nurtów współczesnego życia, dźwigającym gorzkie brzemię doświadczeń wojennych przedstawicielem "oszukanego pokolenia", zmuszanym często do ucieczki przed ludźmi i światem rzeczywistym w świat prawdziwszy, autentyczny, czysty choć pozornie brutalny i prymitywny (…) A więc trochę Hemingway, trochę Faulkner, trochę Maupassant, Babel (…) ale przede wszystkim Czeszko. Pisarz na wskroś polski, oryginalny, "tutejszy". 

Życiorys Bohdana Czeszki, w szczególności jego lata wojenne, to wzorcowy życiorys "socjalistycznego Kolumba". Czeszko był członkiem Związku Walki Młodych, żołnierzem Armii Ludowej i Gwardii Ludowej, uczestnikiem Powstania Warszawskiego, a później żołnierzem ludowego Wojska Polskiego, rannym podczas przeprawy przez Nysę. Po wojnie działał w PPR i PZPR, angażował się w życie kulturalne i społeczne, a jego powieść "Pokolenie",w dużej mierze oparta na własnych przeżyciach, była pierwszą próbą syntezy wojennych losów warszawskiej młodzieży, zwłaszcza tej pochodzenia robotniczego i związanej z lewicowymi organizacjami wojskowymi i politycznymi.

Urodził się w Warszawie, tam też skończył przed wojną liceum plastyczne. Pochodził z rodziny inteligenckiej o tradycjach postępowych i od wczesnej młodości poznawał warszawskie przedmieścia, środowiska robotnicze i spauperyzowane rejony stolicy. W czasie okupacji pracował w warsztatach stolarskich, podobnie jak bohaterowie "Pokolenia", podobnie też jak oni był, od 1943 roku, członkiem Związku Walki Młodych, komunistycznej organizacji młodzieżowej związanej z Polską Partią Robotniczą, a także żołnierzem Gwardii Ludowej i Armii Ludowej (pseudonim "Agawa"). Brał udział w słynnym zamachu na Cafe Club, kawiarnię przy Nowym Świecie przeznaczoną tylko dla Niemców. W przeciwieństwie do wielu czołowych literatów z pokolenia Kolumbów nie uczestniczył aktywnie w podziemnym życiu kulturalnym, ale angażował się w działalność bojową i polityczną i pracował fizycznie. Zenona Macużanka wspominała po jego śmierci na łamach Polityki:

Czeszko żył wtedy z dala od środowiska literackiego, dało mu to w przyszłości pewną przewagę wyrażającą się dystansem i dość dużą niezależnością od namiętności spajających, a jednocześnie sprzeczności rozrywających tę specyficzną enklawę zawodową.

Choć był przeciwnikiem decyzji o wybuchu Powstania Warszawskiego, a po wojnie oceniał je nawet jako wielką zbrodnię na mieście i narodzie, walczył w Powstaniu do końca i z batalionem "Czwartaków" Armii Ludowej przeszedł cały powstańczy szlak, od Woli przez Starówkę i kanały do Śródmieścia, jako sierżant i zastępca Lecha Matawowskiego "Mirka", pełniąc funkcję szefa batalionu. Został ranny podczas walk na Woli 6 sierpnia 1944. Po upadku powstania wydostał się z Warszawy z ludnością cywilną i nadal działał w konspiracji w Częstochowie, po czym w marcu 1945 wstąpił do 2. Armii Wojska Polskiego. Ponownie został ranny podczas forsowania Nysy. 

Po zakończeniu wojny żywiołowo włączył się w budowanie nowej rzeczywistości politycznej i społecznej. Był członkiem PPR, a później PZPR, posłem na Sejm PRL IV, V, VI i VII kadencji (1965–1980) i bardzo aktywnym działaczem Związku Literatów Polskich, a w czasach stalinowskich – członkiem egzekutywy Podstawowej Organizacji Partyjnej PZPR przy ZLP. Jego wzorcowy życiorys i lewicowe przekonania predestynowały go do stania się jednym z najpopularniejszych młodych literatów Polski Ludowej. Obok literatury Czeszko zajmował się także plastyką - studiował w Akademii Sztuk Pięknych.

Zadebiutował już w 1949 roku tomem opowiadań "Początek edukacji" – były to opowiadania o tematyce wojennej, ale, podobnie jak późniejsze "Pokolenie", osadzone w środowiskach robotniczych, proletariackich, plebejskich, peryferyjnych. Wybór takich a nie innych bohaterów był nie tylko kwestią wierności aktualnym prądom politycznym czy ideowym. Jak pisała Zuzanna Macużanka, zainteresowanie tymi środowiskami było u Czeszki "wyrazem jego prawdziwego demokratyzmu, jego przekonań i doświadczeń, nie zaś mody, której hołdowało wielu".

W 1951 roku ukazało się "Pokolenie" ­­– wojenny fresk ukazujący dojrzewanie warszawskiej młodzieży z robotniczej Woli, ich zaangażowanie się w walkę w szeregach AL i GL, wojenną gehennę, trudne wybory, gorycz klęski Powstania Warszawskiego. Choć powieść ukazała się w apogeum stalinizmu, nie jest typową powieścią socrealistyczną. Czeszce udało się pisać własnym językiem, stworzyć własną oryginalną stylistykę i obdarzyć portretowanych ludzi i czasy autentyzmem i aurą "wrażliwego humanizmu". Po latach powieści zarzucano jednak negatywne przedstawienie żołnierzy z AK i NSZ oraz powielanie nieprawdy na temat zbrodni w Katyniu.

W 1954 roku ekranizacją "Pokolenia" zadebiutował Andrzej Wajda (Czeszko napisał scenariusz). W filmie zagrali m.in. Tadeusz Łomnicki i Tadeusz Janczar. Choć z dzisiejszej perspektywy nieco anachroniczny formalnie, film zawiera już wyraźne cechy późniejszego stylu Wajdy – zmysł kompozycyjny, wyczucie plastyczne, myślenie obrazem, oryginalne kadry. "Pokolenie" Wajdy zostało przychylnie przyjęte przez krytykę i publiczność i uważane jest za początek nurtu "szkoły polskiej". 

W 1958 ukazała się rozliczeniowa "Rozmowa w kolorach", aw 1961 roku "Tren”najwybitniejsze dzieło Czeszki, eseistyczna minipowieść o końcu wojny, przez ówczesną krytykę oskarżana o "pacyfizm i czarnowidztwo". Alicja Lisiecka pisała w 1968 roku, że tematem wszystkich utworów Czeszki są ludzie zmagający się z trudnymi wyborami narzucanymi przez historię XX wieku, walczący o zachowanie elementarnych wartości – poddani próbie wojennej, rozczarowani komunizmem, wykluczeni, słabsi. Jednocześnie, zdaniem krytyczki, prozę Czeszki przepełnia "dojrzała mądrość", "łagodność i filozoficzny spokój w sądzeniu płaskości, kabotyństwa, egoizmu i głupoty; uśmiech doświadczenia wobec dylematów rozstrzyganych wciąż na nowo przez «monstrualne pleciugi»" . Przede wszystkim był zaś Czeszko mistrzem miniatury, czego dowody dał w tomach opowiadań "Krzewy koralowe" (1954), "Edukacja niesentymentalna" (1958), "Makatka z jeleniem" (1961). 

Równolegle do działalności literackiej uprawiał publicystykę – w latach 1954–1963 był redaktorem Przeglądu Kulturalnego, a później zastępcą redaktora naczelnego warszawskiej Kultury.

Czeszko był też barwną postacią życia towarzyskiego lat 50. W czasach stalinowskich uchodził za faworyta Janiny Broniewskiej, z którą miał mieć romans, podobnie jak z jej i Władysława Broniewskiego córką – Anką. Anka Broniewska była wtedy żoną Stefana Kozickiego, redaktora naczelnego Walki Młodych. Powieść Tadeusza Konwickiego"Godzina smutku" uchodziła wówczas za powieść z kluczem o tym trójkącie miłosnym. 

Od lat 70. Czeszko, coraz bardziej rozczarowany Warszawą, zaczął uciekać na Mazury, gdzie wybudował w końcu przy pomocy miejscowych rzemieślników chatę w pobliżu  leśniczówki Kierzk. Z Mazurami związał się trwale, co znalazło odbicie w jego literaturze. W lata 70. zaczął chorować na serce i płuca, leczył się w sanatorium w Otwocku i coraz bardziej wycofywał z życia publicznego. 

W 1976 roku otrzymał Nagrodę Państwową I stopnia za całokształt twórczości. Zmarł w 21 grudnia 1988 roku. 

Twórczość: 

Bibliografia:

  • "Początek edukacji" (1948)
  • "Pokolenie" (1951)
  • "Drogi sytości" (1951)
  • "Krzewy koralowe" (1954)
  • "Moskwa, Wołga, Baku"(1956)
  • "Edukacja niesentymentalna" (1958)
  • "Przygoda w kolorach"(1959)
  • "Makatka z jeleniem"(1961)
  • "Tren i inne opowiadania" (1961)
  • "Opowiadania wybrane"(1964)
  • "Wióry" (1970)
  • "Powódź" (1975)
  • "Kłopoty władzy"(1978)
  • "Nostalgie mazurskie"(1987) 

Wybrana filmografia: 

  • "Pokolenie" (1954) – scenariusz
  • "Podziemnyfront" (1965) – scenariusz
  • "Pierwszy dzień wolności" (1964) – scenariusz
  • "Krzyż Walecznych" (1958) – dialogi
  • "Gangsterzy i filantropi" (1962) – dialogi

 

Autorka: Natalia Mętrak-Ruda, czerwiec 2017

Obrazek użytkownika Natalia Metrak
2017/06/19
FacebookTwitterRedditShare

Zośka Papużanka

$
0
0

Zośka Papużanka

Zośka Papużanka, fot. Mateusz Skwarczek  / AG
Zośka Papużanka, fot. Mateusz Skwarczek / AG 

Pisarka, teatrolożka, nauczycielka. Urodziła się w 1978 roku. Nominowana do nagrody Nike i, dwukrotnie, do Paszportów Polityki. 

Ukończyła teatrologię, obroniła doktorat na temat recepcji dramatów Federica Garcii Lorki. Publikowała w "Tygodniku Powszechnym", "Radarze" i "Nowych Książkach". Pisze piosenki dla Teatru Lalki i Aktora Parawan oraz krakowskich kabaretów. Pracuje w szkole jako nauczycielka języka polskiego. 

Zadebiutowała jako pisarka w 2012 roku głośną "Szopką", za którą nominowana była do Nagrody Nike i Paszportów Polityki. To wariacja na temat sagi rodzinnej, nie linearna, ale poszarpana opowieść o domowym piekle, przywodząca na myśl filmy Marka Koterskiego. Jak pisała Urszula Pawlicka w Dwutygodniku:

Zośka Papużanka z niezwykłą lekkością żongluje słowami, by w sposób anegdotyczny i satyryczny opisać małostkowość i teatralność życia pewnej rodziny. Ironia, wyolbrzymienia i powtórzenia służą uwydatnieniu absurdów codzienności przedstawianych w postaci licznych scenek rodzajowych. Papużanka prezentuje obraz rodziny na pozór przeciętnej – przecież nie ma tu przemocy czy alkoholizmu. I właśnie w tę przeciętność wbija ostry szpikulec. Pokazuje dom, w którym podstawowe wartości ulegają dziwnej mutacji. 

[Embed]

W wydanej cztery lata później powieści "On" (2016), która zapewniła jej kolejną nominację do Paszportów Polityki, Papużanka wraca do czasów PRL-u, a opisuje środowisko, które dobrze zna ze swojej biografii uczennicy i nauczycielki: szkołę podstawową. Justyna Sobolewska pisała w Polityce:

Książka Papużanki jest powrotem do peerelowskiej podstawówki, powrotem jednak niesentymentalnym. Bo chociaż bywa wesoło, to ten system polegał na multiplikowaniu schematów i głupoty. A poza tym nie mieścili się w nim Śpik i jego mama. Papużanka jest świetną i czułą obserwatorką codzienności, rzeczywistości lat 80., szkoły, miasta i jego dziwaków.

Pytana o to, co ją w literaturze najbardziej interesuje, Papużanka odpowiada: 

Człowiek mnie obchodzi najbardziej. Nie tylko przy okazji pisania książki, w ogóle człowiek mnie obchodzi najbardziej. Człowiek niedoskonały – i przez to interesujący. A najbardziej interesujący w relacjach z innym człowiekiem. Śledzić te relacje, sprawdzać w nich siebie i innych, śmiać się z siebie i sobą się martwić – to jest najbardziej interesujące.

[Embed]

Bibliografia: 

  • "Szopka", Świat Książki, Warszawa 2012. 
  • "On", Znak Litera Nova, Kraków 2016.
  • "Świat dla ciebie zrobiłem", Znak Litera Nova, Kraków 2017. 

Autorka: Natalia Mętrak-Ruda, czerwiec 2017

Obrazek użytkownika Natalia Metrak
2017/06/23
FacebookTwitterRedditShare
Dodaj do POŻEGNANIA: 

Antonina Żabińska, "Ludzie i zwierzęta"

$
0
0

Antonina Żabińska, "Ludzie i zwierzęta"

Antonina Żabińska, "Ludzie i zwierzęta"

Książkę "Ludzie i zwierzęta" Antoniny Żabińskiej czyta się ze szczególnym zainteresowaniem z racji niezwykłego sposobu przedstawienia wojny. Ukazana ona została poprzez tragedię zwierząt, ale i z punktu widzenia gehenny ludzi, zmuszonych do ukrywania się przed niemieckim okupantem na terenie zoo.

Wspomnienia Antoniny Żabińskiej – żony Jana Żabińskiego, w latach 1929–1950 dyrektora Warszawskiego Ogrodu Zoologicznego – trafiła po raz pierwszy do księgarń w 1968 roku i miała kilka wznowień. Teraz ukazała się na fali zainteresowania hollywoodzkim filmem "Azyl" w reżyserii Niki Caro. "Ludzi i zwierzęta" warto jednak czytać zawsze, nie czekając na  nadarzającą się sposobność.

[Embed]

Ukrywanie na terenie zoo uciekających z getta Żydów czy poszukiwanych przez gestapo ludzi polskiego podziemia para małżonków traktowała w kategoriach powinności. Niosący niejedno zagrożenie czas wojny wymuszał na nich decyzje sprzeczne z naturalnym biegiem rzeczy. Tak więc z początkiem września 1939 roku Żabińscy musieli postąpić całkowicie wbrew własnej woli.

"W domu łatwiej przeżywać strach niepewność i nieszczęścia. Ale właśnie nasz dom znalazł się tymczasem na terenie najbardziej atakowanym przez wroga. Leżał bowiem niedaleko obu przyczółków mostowych – mostów kolejowego i Kierbedzia; w zoo stacjonował ponadto batalion zapór balonowych. Niemcy rozpoczęli zaciekłe bombardowanie ogrodu. Półtonówka rozbiła skałę białych niedźwiedzi, białe misie – jeden z najgroźniejszych drapieżników – wyszły na wolność! Lada moment to samo zdarzyć się może z pomieszczeniem lwów, tygrysów, lampartów i innych drobniejszych dzikusów. Życiu ludności w bombardowanym mieście zagrozi dodatkowe niebezpieczeństwo. Jedynym wyjściem było zapobiec temu: wystrzelać wszystkie drapieżniki. Postanowione to zostało już dużo wcześniej… Broń miało tylko wojsko… Wyszłam na ganek, kiedy się  t o  już stało. W pobliżu studni zobaczyłam gromadkę żołnierzy, porucznika i kilku ludzi z personelu ogrodu. Wszyscy milczeli, jeden z dozorców płakał."

Po zablokowaniu przez okupanta wszelkich rachunków państwowych w bankach utrzymanie personelu i reszty mniej groźnych zwierząt wymagało wyjątkowych zabiegów gospodarskich. Pomogły pozostawione przez wojsko zapasy oraz wsparcie udzielane przez ludzi dobrej woli. Opustoszałe terytorium ogrodu stało się miejscem schronienia osób, którym niemieckie rozporządzenia odmawiały prawa do istnienia.

"Coraz więcej rozbitków przybywało teraz do naszego domu. Jak gdyby nie był on wątłą łupiną na rozkołysanych falach, lecz łodzią podwodną kapitana Nemo, która przez ciche głębiny dowiezie ich w końcu do portu. […] Zbiegowie z przedsionka krematoriów, z progu komór gazowych, chcieli jednak łudzić się, że znaleźli dla siebie bezpieczną kryjówkę; musieli w to wierzyć, aby nie oszaleć. Twierdzili więc, że właśnie tutaj nic im się stanie. Właśnie u nas, w domu, który był 'domem otwartym' w najdosłowniejszym znaczeniu."

Wyrazistym rysem tej prozy jest autorska powściągliwość. Antonina Żabińska relacjonuje fakty bez cienia egzaltacji – próżno szukać u niej wielkich słów: o honorze czy patriotyzmie. Postępowaniu męża czy swojemu nie przypisuje żadnych nadzwyczajnych cech, wykraczających poza zwykłą ludzką przyzwoitość.

[Embed]

"Mnóstwo mamy w literaturze opisów oczu ludzkich, złych, dobrych, ładnych, brzydkich, szczęśliwych, zrozpaczonych… Kto jednak zajrzał w oczy skazanej na śmierć młodej matki, ten wie, że nie da się ani opisać, ani zapomnieć takich oczu do końca życia."

Chwile, w których autorka musiała dokonywać wyborów, narażając się na niebezpieczeństwo utraty życia, powtarzały się wielokrotnie. Ludzki los – nie tylko jej najczęściej – zależał wtedy od przezorności i opanowania. Od intuicji i umiejętności zachowania zimnej krwi:

"Opalona ręka z wolna wyciągnęła się ku mnie i pochwyciła złoty łańcuszek od medalionu, który stale nosiłam na szyi. Między wargami zaświeciły białe zęby. Możliwie spokojnym i łagodnym gestem wskazałam napastnikowi niemowlę i ważąc sylaby, jak najcenniejszy kruszec, usiłowałam każdemu z wypowiadanych powoli słów nadać siłę rozkazu: '– Nielzia! Twaja mat'! Twaja żena! Twaja siestra! Poniał?'– i położyłam mu rękę na ramieniu. Zdumiał go mój ruch i zaskoczył. Dzikość, jak spłoszony lis do głębokiej nory, uciekała ze skośnych źrenic."

Własowiec włożył rękę do tylnej kieszeni spodni i "ostrożnie rozginając palce podał mi garść zlepionych różowych landrynek, pokrytych kurzem, brudem, resztkami tytoniu. '– Dla niewo wazmi!'– powiedział wskazując z kolei dziecko". Udało się.

Wobec koszmaru wojny opisy późniejszych podstępów Żabińskich, przy wydzieraniu od komunistycznych decydentów stosownych pozwoleń i funduszy na odbudowę położonego na praskim brzegu Wisły  warszawskiego zwierzyńca, można by uznać zaledwie za zbiór anegdot. Często gęsto podszytych jednak grozą. Wszelako ani okupacja, ani absurd powojennej rzeczywistości nie przeszkodził w odtworzeniu zoo, które na zawsze pozostało dziełem życia państwa Żabińskich i zarazem ich prawdziwym domem.

 [Embed]

Antonina Żabińska (1908–1971) – żona dyrektora Warszawskiego Ogrodu Zoologicznego w latach 1929–1950.  Jej mąż, Jan Żabiński, stworzył nowoczesny ogród zoologiczny, pracował nad rekonstrukcją wymarłych gatunków, jak żubry i tarpany. Zajmował się również badaniami psychiki i zachowań zwierząt. Swoją żonę cenił za wyjątkowe umiejętności i intuicję w postępowaniu ze zwierzętami. W czasach kiedy nie istniało jeszcze pojęcie zwierzęcych psychologów, Antonina Żabińska zajmowała się odrzuconymi przez matki zwierzęcymi noworodkami. Bez antybiotyków, testów i całej współczesnej wiedzy weterynaryjnej potrafiła bezbłędnie dobrać metody leczenia i pielęgnacji małych, często bardzo egzotycznych podopiecznych. Zwierzęta, które wychowywała, trafiły na karty jej książek, a opisy niekończących się przygód rozbrykanych maluchów do dziś bawią czytelników.

Opócz "Ludzi i zwierząt" Antonia Żabińska jest także autorką książek "Dżolly i s-ka""Rysice" i "Borsunio".

W czasie wojny Żabińscy przemycali do getta żywność i ukrywali uciekinierów, pomagając im w dalszej ucieczce. W 1965 roku oboje otrzymali tytuł Sprawiedliwych wśród Narodów Świata.  W 1980 roku odznaczono oboje Krzyżami Komandorskimi Orderu Odrodzenia Polski (pośmiertnie).

Antonina Żabińska
"Ludzie i zwierzęta"
Wydawnictwo Literackie, Kraków 2017
wymiary: 145 x 207 mm
oprawa: twarda
liczba stron: 380
ISBN: 978-83-08-06322-4

Autor: Janusz R. Kowalczyk, czerwiec 2017

FacebookTwitterRedditShare

Tagi: Antonina ŻabińskaJan Żabińskiwydawnictwo literackie


Antonina Żabińska, "Ludzie i zwierzęta"

Michał Łuczak, Filip Springer, "11.41"

$
0
0

Michał Łuczak, Filip Springer, "11.41"

Zdjęcie z książki "11.41", fot. Michał Łuczak, dzięki uprzejmości artysty
Zdjęcie z książki "11.41", fot. Michał Łuczak, dzięki uprzejmości artysty

"11.41" to fotograficzno-literacka opowieść o tragedii, która wydarzyła się w Armenii w 1988 roku. Wstrząsająca historia o wielkiej katastrofie i niedorzecznym pięknie zawartym w drobiazgach.

W wyniku trzęsienia ziemi, które rozpoczęło się o tytułowej godzinie, 514 tysięcy ludzi straciło domy, 33 tysiące zostało rannych, 25 tysięcy zginęło, 917 budynków publicznych uległo zniszczeniu.

Dlaczego po blisku 30 latach dwóch reporterów z Polski decyduje się przygotować książkę o trzęsieniu ziemi w odległej Armenii? Autorzy nie ujawniają swoich motywacji o wybraniu akurat tego miejsca i tej tragedii. Być może była największa pod względem strat materialnych, być może najbardziej tragiczna, a być może wydarzyła się w schyłkowym okresie ZSRR, zmuszając jednocześnie mocarstwo do przyznania się do słabości.

Filipa Springera interesowały świadectwa ludzi, którzy przeżyli. Próbują oni sobie radzić z codziennością, wspomnieniami i poczuciem winy spowodowanym tym, że nie zginęli razem ze swoimi bliskimi. 21 krótkich rozdziałów to połączenie dziennika z podróży, emocjonalnego komentarza i statystyki. Zdjęcia Michała Łuczaka opowiadają historię Spitaka z dystansu, a jednocześnie zawierają jakąś uniwersalną prawdę. W pierwszej części fotograf utrwalił ślady ludzkiej obecności, w trzeciej zaś pokazuje nagrobki ofiar, na których umieszczono wizerunki tragicznie zmarłych. 

Część I i III

Zdjęcie z książki "11.41", fot. Michał Łuczak, dzięki uprzejmości artysty
Zdjęcie z książki "11.41", fot. Michał Łuczak, dzięki uprzejmości artysty

Łuczak swojego bohatera znajduje w detalu. Udaje mu się uchwycić interesującą ambiwalencję: sfotografowane przez niego tymczasowe konstrukcje są jednocześnie piękne i beznadziejne. Same w sobie są opowieścią o życiu, są jego niezgrabnym przejawem. To rzeczy, które niekiedy przeżyły swoich właścicieli i z tego powodu są dziś ich reprezentantami. Przez to, że na zdjęciach nie został pokazany żaden człowiek, każda z tych rzeczy zamienia się w specyficzne wspomnienie, świadectwo. Im bardziej jest niedoskonała, czy słaba, tym ciekawszą historię zdaje się opowiadać. Fotograf nie potrzebuje zdjęcia płaczącego bohatera, by opowiedzieć o tragedii jednostki. Jego opowieść jest dyskretna i wyważona, pozbawiona nadmiernej stylizacji.

[Embed]

W trzeciej części Łuczak pokazuje fragmenty płyt z grobów ofiar katastrofy. Nawet jeśli są to przedstawienia naiwne, to nie wywołują śmiechu, a raczej wzruszenie, podobne do tego towarzyszącego oglądaniu zdjęć z rodzinnego archiwum. Scenki na nich utrwalone są wyidealizowanym obrazem życia. Dominują tu rodzinne portrety, wspomnienie wspólnego czasu, ale wiele miejsca poświęcono również pojedynczym sylwetkom. O zmarłych najwięcej dowiadujemy się z uniesionej brwi, skrzyżowanych nóg, pozie w jakiej zostało zamrożone ciało. Niektóre wzory zostały wykonane na podstawie amatorskich fotografii. Jeśli uznać, że były to jedne z niewielu wizerunków osób tragicznie zmarłych, to jest to też wypowiedź o roli fotografii, o tym co jest "warte" sfotografowania.

Część II

Springer zaczyna swoją opowieść od relacji Rusany Papyan, której zginęła cała rodzina. Jej tragedia jest przerywana zdaniami od autora, które puentują jej relację dość banalnie, np.:

W ciszy jej mieszkania butwieje każde słowo.

Świetnie się czyta rozdziały, w których emocjonalne zaangażowanie reportera jest mniej widoczne. Taki jest np. rozdział 2, w którym autor opisuje zachowanie zwierząt przed katastrofą:

Dzień przed katastrofą Levush Hakobyan odwiedził sąsiada. Mieli razem zjeść obiad. Sąsiad miał akwarium, w nim dwadzieścia trzy srebrzyste gupiki.

- Jedliśmy, a one wyskakiwały jeden po drugim z tego akwarium prosto na dywan - mówi Levush - aż musieliśmy przynieść jakąś pokrywę. Jedliśmy, a one tłukły w nią nieprzytomnie od spodu. Za wszelką cenę chciały się wydostać.

Interesujący jest też rozdział 14., w którym Springer opisuje historię Dawida Pogosyana, jednego z ocalonych, który po tragedii zaczął odczuwać nieznośny ból zębów. Wyrywał je sam, przy pomocy tego, co akurat było pod ręką. Zęby się skończyły, ale ból nie mijał, zanotował Springer.

Najlepiej czytało mi się fragmenty, w których autor ogranicza się do zestawiania ze sobą faktów, kiedy ich dodatkowo nie interpretuje, nie wyręcza czytelnika. Oprócz przytoczenia historii jednostek były to opisy architektury tymczasowej, czy komentarze dotyczące braku planów urbanistycznych. Autorowi "13 pięter" i "Wanny z kolumnadą" dostrzeżenie w tych zjawiskach stosunku państwa do obywatela przyszło z łatwością. 

Springera i bohaterów jego opowieści łączy przynależność do dawnego Bloku Wschodniego. Wątek upadku ZSRR ("drugi koniec świata") pojawia się w tekście kilkakrotnie. Trząść miał się ZSRR, zatrzęsła się ziemia w Spitaku. Jeśli ta analogia to moment, w którym reportaż flirtuje z literaturą piękną, to wolałbym jednak tę pierwszą formę. "Bez metafor tam, gdzie istnieje dokumentacja historyczna" miał powiedzieć Philip Roth i to zdanie wracało do mnie również w chwilach, kiedy Springer szukał słów do opisu cierpienia swoich bohaterów. Tak było podczas lektury rozdziału 21, zamykającego tę część książki.

Zdjęcie z książki "11.41", fot. Michał Łuczak, dzięki uprzejmości artysty
Zdjęcie z książki "11.41", fot. Michał Łuczak, dzięki uprzejmości artysty

Podsumowując – czy to książka o trzęsieniu ziemi, czy nieudanej transformacji ustrojowej? Niestety dla tekstu: o jednym i drugim. Na szczęście dla fotografii: obie rzeczy okazały się tu jedynie punktem wyjścia do innych rozważań. Najbardziej doceniam w tej książce zestawienie ze sobą dwóch tak różnych zestawów zdjęć. W wyniku tej decyzji niezgrabna ławka podparta o drzewo zdaje się mówić tyle samo o stosunku do życia, co sposób, w jaki elegancki brunet z nagrobka trzyma papieros.

Wydawca: Filip Springer
Projekt książki: Ania Nałęcka-Milach
Edycja zdjęć: Andrzej Kramarz
Nakład: 800 sztuk (500 wersja polskojęzyczna, 300 wersja anglojęzyczna)
Format książki: 165x230 mm
192 strony, 38 kolorowych fotografii, 31 czarno-białych fotografii
 
[Embed][Embed][Embed]
FacebookTwitterRedditShare

Tagi: reportaż literackifotografia dokumentalna

Wanda Chotomska

$
0
0

Wanda Chotomska

Wanda Chotomska,fot. Tymoteusz Lekler, dzięki uprzejmości wydawnictwa
Wanda Chotomska,fot. Tymoteusz Lekler, dzięki uprzejmości wydawnictwa Marginesy

Poetka, pisarka, autorka ponad dwustu książek i tysięcy wierszy dla dzieci. Twórczyni piosenek, słuchowisk radiowych oraz kultowej dobranocki PRL-u "Jacek i Agatka".  Mistrzyni rymu, rytmu i zabawy słowem. Dama Orderu Uśmiechu.

Urodzona w 1929 roku. Studiowała na Wydziale Społeczno-Politycznym i Wydziale Dziennikarskim Akademii Nauk Politycznych w Warszawie. Zadebiutowała w 1958 roku książką "Tere-Fere" zawierającą 30 humorystycznych utworów po mistrzowsku  zilustrowanych przez Bohdana Butenkę.  Wcześniej publikowała na łamach  "Świerszczyka" i "Świata młodych", w którym wspólnie z Mironem Białoszewskim podpisywała wiersze jako Wanda Miron.

Krytycy podkreślają, że w swoich utworach Chotomska kontynuuje najlepsze literackie tradycje Brzechwy i Tuwima, ona sama odpowiada zaś, że to przecież nic trudnego. Jak mówiła pisarka w rozmowe z Damianem Gajdą dla onet.pl:

Nigdy nie chciałam pisać dla dorosłych (...) Dla mnie pisanie jest jak praca domowa. Mam temat, który sama sobie zadaję i po prostu piszę.

Wanda Chotomska jest autorką kilkuset popularnych utworów dla dzieci i młodzieży.  Najsłynniejsze z nich to rymowana opowiastka o"Tadku niejadku", kultowe "Kurczę blade", "Chłopak na opak"czy"Gdyby Tygrysy jadły irysy". Oto fragment:

Gdyby tygrysy jadły irysy,
to by na świecie nie było źle,
bo każdy tygrys
irysy by gryzł,
a mięsa wcale nie.

Jakie piękne życiorysy
miały wtedy by tygrysy!
Z antylopą mógłby tygrys
iść do kina
i irysy by w tym kinie
sobie wcinał... ( Biuro Wydawnicze Ruch)

Wspólnie z Bohdanem Butenką stworzyła także cykl wierszowanych historyjek o "Pannie Kreseczce" i "Panu Motorku", które w odcinkach drukowane byłe w "Świerszczyku". Kolejne pokolenia czytelników zaczytywały się też m.in. w książkach"Tere-fere" i "Dzieciach pana Astronoma". Jednak Wanda Chotomska do historii przejdzie także jako autorka "Jacka i Agatki", bijącej rekordy popularności pierwszej dobranocki dla dzieci pokazywanej w Telewizji Polskiej od 1962 roku przez dziesięć lat. Podobno wieczorynką interesował się sam Gomułka, o czym poetka wspomnina w wywiadach.

Z jego sekretariatu wysłano do redakcji list z uwagami na temat… piegów Jacka. Zarzucał nam, że "wyśmiewamy się z kalectwa". Pismo trafiło do ówczesnego przewodniczącego Komitetu ds. Radia i Telewizji z prośbą o ustosunkowanie się, a potem do redakcji dziecięcej i do mnie. Odpisałam: "ustosunkowałam się (...)". Kilka tygodni później napisałam odcinek o tym, że tata Jacka dostaje anonimy, które potem wyrzuca do śmieci. Obawiam się, że wszyscy musieli zapomnieć o sytuacji z Gomułką, bo nikt by tego nie puścił. Na szczęście nic się nie stało. Po latach zlikwidowano program mówiąc, że wyczerpała się jego formuła.

W 2016 roku w wydawnictwie Marginesy ukazała się pierwsza biografia pisarki. Wanda Chotomska opowiedziała Barbarze Gawryluk nie tylko o swoich najważniejszych bohaterach literackich, ale też o wojennym dorastaniu i trudnych rodzinnych losach; Warszawie, przyjaźni z Mironem Białoszewskim i zmaganiach literatów z cenzurą w ponurych czasach stalinowskich. Wspomina też swój przedwojenny debiut –  wiersz inspirowany "Powrotem taty"Adama Mickiewicza:

Tata nie wraca wieczory i ranki,
łowi na wędkę żaby i kijanki.
Żonę swoją z domu wywleka,
żona na niego nad Wisłą czeka,
a biedne dziatki, ofiary tatki,
są pozbawione opieki matki.

W 2003 roku otrzymała Nagrodę Prezydenta RP Sztuka Młodym. Jej książka "Drzewo z czerwonym żaglem" została wpisana na Listę Honorową IBBY. W roku 2003 otrzymała medal Polskiej Sekcji IBBY za całokształt twórczości. Grzegorz Kasdepke zauważył:

Kilka pokoleń Polaków słysząc imię "Wanda", odruchowo uzupełnia je o nazwisko "Chotomska". To świadczy nie tylko o sile jej twórczości, ale i osobowości! Szwedzi mają Astrid Lindgren, Finowie Tove Jansson, a Polacy – Wandę Chotomską. Naprawdę nie wyszliśmy na tym źle!​

źródło: Wydawnictwo Marginesy "Wanda Chtomska. Nie mam nic do ukrycia", kobieta.onet.pl, wikipedia, oprac. AL

[Embed]

[Embed]

 

Obrazek użytkownika alegierska
2017/06/29
FacebookTwitterRedditShare
Dodaj do POŻEGNANIA: 

Wiktoryn Grąbczewski: Życie z Borutą (i innymi diabłami) [WYWIAD]

$
0
0
Polski

Wiktoryn Grąbczewski: Życie z Borutą (i innymi diabłami) [WYWIAD]

  Wiktoryn Grąbczewski, Muzeum Diabła Polskiego "Przedpiekle" w Warszawie, fot. Michał Dąbrowski, dzięki uprzejmości fotografa
Wiktoryn Grąbczewski, Muzeum Diabła Polskiego "Przedpiekle" w Warszawie, fot. Michał Dąbrowski

''Wiele osób się ze mnie śmieje, że robię diabła patriotą, ale to nie ja – to miejscowe legendy''. Rozmowa z Wiktorynem Grąbczewskim, założycielem warszawskiego Muzeum Diabła Polskiego, zwanego też Przedpieklem.

''Tutaj mamy XVII-wiecznego diabła – opowiada Grąbczewski – Wtedy przedstawiano go jeszcze ze skrzydłami, ale musiał się czymś odróżniać od anioła. Dlatego miał nietoperze skrzydła. O, to oryginalna odbitka grafiki Wojciecha Kossaka. Było 12. egzemplarzy, 13. – diabelski numer! – wziął dla siebie Kossak. A tutaj diabeł koronkarski, zrobiła je pani Łucja Spyra. Obok wiszą rysunki Andrzeja Mleczki. Zwiedzał kiedyś moje muzeum i zdziwił się, że nie ma żadnych jego prac. Kilka dni później przysłał mi je kurierem...''. Przedpiekle wypełnione jest tomami pism Oskara Kolberga. ''Nie ma polskich książek etnograficznych, które nie odwoływałyby się do Kolberga, to król. Ja korzystałem jeszcze z różnych regionalnych monografii, tam też jest dużo legend, zazwyczaj upchnięte gdzieś pod koniec''.

Grafika Wojciecha Kossaka, fot. Michał Dąbrowski, dzięki uprzejmości fotografa
Grafika Wojciecha Kossaka, fot. Michał Dąbrowski

Wiktoryn Grąbczewski urodził się w 1929 roku. Z wykształcenia jest reżyserem teatru lalek, po szkole przez krótki okres był aktorem. Później poszedł do wojska, gdzie zajmował się animacją ruchu artystycznego, był opiekunem wojskowych zespołów. Odszedł do rezerwy w stopniu podpułkownika, miał wtedy czas, żeby uporządkować swoje zbiory i razem ze swoją żoną, Zofią, stworzyć w Warszawie Muzeum Diabła Polskiego. W międzyczasie opublikował dwie książki: ''Łęczyckie bajanie o Borucie Panie'' (Warszawa, 1990) oraz ''Diabeł polski w rzeźbie i legendzie'' (Warszawa, 1990). Zbiory Muzeum Diabła Polskiego były pokazywane w niezliczonej ilości polskich muzeów (w tym w warszawskim Muzeum Etnograficznym), prezentowano je także w Niemczech, Czechosłowacji, Szwecji, Bułgarii, Stanach Zjednoczonych Ameryki Północnej, na Litwie i we Włoszech.

Filip Lech: Urodził się pan w Łęczycy, podobnie jak diabeł Boruta.

Wiktoryn Grąbczewski: Łęczyca jest bardzo ładnym miasteczkiem. Posiada zamek, który był we władaniu króla Kazimierza i diabła Boruty. Jeden i drugi byli ze sobą bardzo powiązani, opowiada o tym przepiękna legenda.                           

''Miało się to wydarzyć wczesną wiosną w połowie XIV wieku. Wybrał się do Łęczycy ówczesny król Polski Kazimierz Wielki. Jechał poszóstną karetą po wąskiej grobli, która łączy Topolę z Łęczycą, kiedy to wśród błot ciężki pojazd zapadł się tak głęboko, że nie mogły go konie wyciągnąć. Na próżno fućman ile sił trzaskał z bata, łajał, prosił i sam wraz z przyboczną strażą przestawiał się do karety. Nawet nie drgnęła, a kasztanom grzbiety pokryły się pianą. Król polecił poszukać ludzi, żeby go z błota wyciągnęli. Noc się zbliżała, a królowi pilno było do ''bokóweczki'', która na zamku na niego oczekiwała. Sprowadzenie pomocy nie było łatwe. Wszędzie zalegały błota. Tylko z dala widać było małe migające światełko (...) Na polanie zobaczył ludzi przy ognisku. Byli to smolarze – zwani przez okoliczny lud borutami, bo w borze siedzieli i smołę ze strzab wytapiali. Na wieść o nieszczęściu, jakie przytrafiło się królowi jegomości jeden z nich zaofiarował swoją pomoc (...) Boruta siłacz kazał wyprząc konie, a sam założywszy do dyszla kawałek postronka, zaparł się na grobli i karetę królewską razem z królem wyciągnął. Król za ten nadzwyczajny wyczyn nadał Borucie szlachectwo i mianował go zarządzającym zamkiem łęczyckim. Po czasie zapomniał Boruta, skąd się wywodzi. Zaczął lud łęczycki uciskać, daniny większe niż król mu kazał zbierać i pieniądze w lochach odkładać''. (Opowiadał Ignacy Kamiński, Oraczew, 1957 r. za: W. Grąbczewski, ''Diabeł polski w rzeźbie i legendzie''). 

Diabeł Boruta hasał po błotach, podobno do dzisiejszego dnia można go tam spotkać. Ja tak bardzo chciałem go zobaczyć, ale mi się nie udało... Ostatnio w 1939 roku pomagał żołnierzom generała Abrahama i generała Kutrzeby zdobywać Łęczycę, dlatego ten manewr, który zrobiły polskie wojska, tak łatwo się udał. Siedem dni żołnierze polscy byli w Łęczycy, ale w końcu musieli ją opuścić, bo siły niemieckie były zbyt duże. Legenda głosi, że diabeł mógł pomóc im tylko raz. ''Dobrze rzeczy mogę robić tylko raz''. Legend dotyczących patriotyzmu diabła w czasie wojny jest bardzo wiele.

Widział pan bitwę nad Bzurą na własne oczy.

Tak, miałem 10 lat. Przebywałem wtedy w szpitalu, mój ojciec był lekarzem. Widziałem żołnierzy, którzy wypierali niemieckie wojska: bili się wręcz, kolbami. Zginęło bardzo dużo ludności cywilnej, rozstrzeliwali ich Niemcy. Straszny widok. Jak przymknę oczy, to widzę żołnierzy leżących w szpitalnych korytarzach, już nie było wolnych łóżek. Przynosiłem im wodę, poprawiałem posłania, pomagałem jak mogłem.

  Muzeum Diabła Polskiego "Przedpiekle" w Warszawie, fot. Michał Dąbrowski, dzięki uprzejmości fotografa
Muzeum Diabła Polskiego "Przedpiekle" w Warszawie, fot. Michał Dąbrowski

Bitwa nad Bzurą była jedną niewielu wygranych bitew w kampanii wrześniowej. Okoliczni chłopi przeprowadzali żołnierzy przez ścieżki między bagnami – stąd legendy o Borucie, który im pomagał.

Kiedy po raz pierwszy usłyszał pan o Borucie?

Prawdopodobnie od razu jak się urodziłem. Opowiadały mi o nim moje babcie, mama, ale nigdy mnie Borutą nie straszyły. To był diabeł przyjemny, miły, pomocny, do tego patriota. Wiele osób się ze mnie śmieje, że robię diabła patriotą, ale to nie ja – to miejscowe legendy. Spisałem ich małą cząstkę, gdyby ktoś dokładnie poszperał, mogłaby powstać wspaniała książka o patriotyzmie Boruty.

Wiele spisanych przez pana legend opowiada o okresie napoleońskim. Dlaczego Małego Kaprala posądzano o współpracę z siłami nieczystymi? 

Tylko liznąłem ten temat, jakiś naukowiec powinien zająć się tym na poważnie. Napoleon odnosił zbyt duże sukcesy, ciągle zwyciężał, doszedł prawie do Moskwy, pokonał generała Kutuzowa. Ludzie nie mogli pojąć, że posiadał tak wielką armię. Tylko z pomocą diabłów mógł tego dokonać. Podobnych rzeczy dokonał Hitler, ale polskie diabły nigdy mu nie sprzyjały.

W jaki sposób zdobywał pan swoją kolekcję?

Jeździłem do artystów i gawędziarzy. Jeśli zdobyłem nową legendę, do której nie miałem jeszcze żadnego eksponatu – szedłem do artysty, żeby ją zilustrował. ''Zrób mi pan Borutę związanego z lasem'', nie mówię nic innego, nie podpowiadam jak ma wyglądać.

Muzeum Diabła Polskiego "Przedpiekle" w Warszawie, fot. Michał Dąbrowski, dzięki uprzejmości fotografa
Muzeum Diabła Polskiego "Przedpiekle" w Warszawie, fot. Michał Dąbrowski

Będąc kierownikiem zespołu artystycznego w wojsku jeździłem po całej Polsce. Kiedy inni odpoczywali po występach, ja wsiadałem w samochód i szukałem po okolicy artystów ludowych. Miałem w notesie listę rzeźbiarzy z całej Polski. Najbardziej lubiłem rozmawiać z takimi artystami jak Antoni Kamiński, Kazimierz Kowalski (spisywał też legendy), Bolesław Grabski.

Skąd pan wiedział, do kogo jechać?

Przede wszystkim z czasopism etnograficznych i wystaw. Na wystawach pytałem się wszystkich artystów o diabły: czy zna pan jakieś opowieści? Czy mógłby mi pan ją wyrzeźbić? W czasach PRL były też wielkie jarmarki z rzemiosłem ludowym. Poza tym pomagali mi działacze ludowi – ludoznawcy, ale też posłowie. Tak budowałem swoją kolekcję. Trwało to około 60 lat. Teraz przyjmuję tylko najcenniejsze eksponaty. Nigdy nie sprzedałem żadnego diabła, chociaż za niektóre egzemplarze oferowano mi naprawdę dużo gotówki, po kilkadziesiąt tysięcy złotych.

  Muzeum Diabła Polskiego "Przedpiekle" w Warszawie, fot. Michał Dąbrowski, dzięki uprzejmości fotografa
Muzeum Diabła Polskiego "Przedpiekle" w Warszawie, fot. Michał Dąbrowski

Spotkał pan ludzi, którzy twierdzili, że osobiście spotkali diabła?

Spotkałem może z trzy takie osoby. Jeden pan na wystawie mojej kolekcji sprzeczał się ze mną, że diabeł jest o wiele groźniejszy i okrutniejszy, że nie wolno kpić z diabła. Diabeł, którego on widział był groźny, buchała mu para z ust. Pamiętam jak dziś, nie mówił o ogniu, tylko o parze. Ale to było dawno temu, dzisiaj ludzie już nie widzą diabłów. Co najwyżej sobie z nich kpią.

Inne diabelskie muzeum znajduje się w Kownie.

Kolekcję przedstawień Boruty posiada też Muzeum na Zamku w Łęczycy. Muzeum Diabłów w Kownie ma największą kolekcję świata, a wszystkie polskie eksponaty dostali z naszego muzeum. Przygotowując ekspozycje zapomnieli o jednej rzeczy. Nie spisali żadnych legend, opowieści dotyczących swoich eksponatów. W kowieńskim muzeum liczą się tylko obiekty, u mnie jest odwrotnie. Prowadzę księgi, w których zapisuję każdy szczegół towarzyszący moim eksponatom – legendy, ich dokładne pochodzenie. Mój zbiór liczy ponad 1200 obiektów, niestety nie wszystkim towarzyszą legendy. Wtedy staram się do nich dobierać przysłowia albo legendy typowe dla danego regionu. Etnografowie zarzucają mi, że to mistyfikacja. 

  Muzeum Diabła Polskiego "Przedpiekle" w Warszawie, fot. Michał Dąbrowski, dzięki uprzejmości fotografa
Obray przedstawiający Wiktoryna Grąbczewskiego, fot. Michał Dąbrowski

Czy miał pan jakieś nieprzyjemności związane ze swoją pasją?

Nie, nie miałem. To już nie jest średniowiecze. Owszem, dyskusje były, czasem bardzo ostre... Raz ktoś się mnie pytał: po co propagować diabła? Ja propaguję legendy. 

[Embed]
Kategoria: 
dziedzictwo
Literatura
Sztuki wizualne
FacebookTwitterRedditShare
Dodaj do POŻEGNANIA: 

Wypiski z dziejów diabła polskiego

$
0
0
Polski

Wypiski z dziejów diabła polskiego

Wiktoryn Grąbczewski, Muzeum Diabła Polskiego "Przedpiekle" w Warszawie, fot. Michał Dąbrowski
Wiktoryn Grąbczewski w Muzeum Diabła Polskiego "Przedpiekle" w Warszawie, fot. Michał Dąbrowski

Culture.pl prezentuje część kolekcji Wiktoryna Grąbczewskiego, łęczycko-warszawskiego kolekcjonera przedstawień i legend dotyczących polskiego diabła. Czy diabeł może być patriotą i płakać za spalonym kościołem?

Kornel Makuszyński w opowiadaniu ''Pan z kozią bródką''pisał: ''Diabeł jest to istota bliższa człowiekowi, bardziej towarzyska. Anioł, panie, to hrabia, arystokrata, stworzenie subtelne i delikatne, więc niechętnie wchodzi w ziemską atmosferę, która prawdę powiedziawszy brzydko pachnie. A diabeł, zdrowy cham, brat łata, kompan, stary znajomy, bez fochów, bez min, bez pretensji, wlezie wszędzie i wszędzie mu dobrze (...) Diabeł, drogi panie, tak jest podobny do człowieka, a raczej człowiek tak jest podobny do diabła, że najbystrzejsze nawet oko ich od siebie nie odróżni''.

  Muzeum Diabła Polskiego "Przedpiekle" w Warszawie, fot. Michał Dąbrowski, dzięki uprzejmości fotografa
Muzeum Diabła Polskiego "Przedpiekle" w Warszawie, fot. Michał Dąbrowski

Wiktoryn Grąbczewski poświęcił swoje życie na stworzenie Przedpiekla, czyli Muzeum Diabła Polskiego. Skupił się na diabłach polskich: raczej przyjaznych, choć figlarnych, patriotycznych, myślących nie tylko o swoich potrzebach. To diabeł z legend ludu polskiego, nie sataniczna istota, która wprowadza do naszego świata bezgraniczny chaos (chociaż trochę bałaganu się za Borutą ciągnie). Culture.pl zaprasza w podróż po ułamku kolekcji pana Grąbczewskiego (całość liczy ponad 1200 egzemplarzy!). Cytaty bez podanego źródła pochodzą z rozmowy z Wiktorynem Grąbczewskim, nazywanego przez przyjaciół Hetmanem Diabelskim.

[Embed]

Paweł Wróbel

''Anioł i dzioboł'', Paweł Wróbel, Szopienice, ''Diabeł polski...''
''Anioł i dzioboł'', Paweł Wróbel, Szopienice, fot. ''Diabeł polski...''

''Jego obrazy są bardzo popularne wśród francuskich kolekcjonerów. Nie mam wszystkich diabelskich obrazów Pawła Wróbla, ale mam bardzo dużo, około dziesięciu. Przyszedł raz na moją wystawę w Chorzowie, ale nie poznałem go zbyt dobrze''.

Górnik, śląski malarz prymitywista, urodził się w 1913 roku w Szopienicach (dzisiaj część Katowic), zmarł w 1984 roku. Skończył zaledwie trzy klasy szkoły powszechnej, od 9 roku życia zarabiał na swoje utrzymanie – najpierw dorabiał sprzedając swoje rysunki sporządzone tuszem na papierze (scenki z popularnych westernów), później pracował w kopalni. Walczył w kampanii wrześniowej; został ranny pod Przemyślem, dostał się do niemieckiej niewoli, z której udało mu się uciec do domu. W 1944 roku wcielony do Wehrmachtu, uciekł przez linię frontu do armii sowieckiej – został wzięty do niewoli i zesłany na Kamczatkę. W 1947 roku wrócił na Śląsk, pracował w kopalni ''Wieczorek'', spotkał tam Teofila Ociepkę, Ewalda Gawlika i Erwina Sówkę – członków Grupy Janowskiej, czyli Koła Malarzy Nieprofesjonalnych, do której przystąpił.

''W swoich dziełach dużą wagę przywiązywał do aranżacji planów przestrzennych – pisała Sonia Wilk, kuratorka Muzeum Śląskiego w Katowicach – Obraz zaczynał komponować od nieba, a następnie wypełniał płaszczyznę pasmami hałd, kominów i wież wyciągowych. Poniżej umieszczał kolorowe dachy, a następnie elewacje budynków z wyraźnie namalowanymi oknami, w których powiewały firanki i stały doniczki z kwiatami. Zdarzało się, że tworzony w ten sposób pejzaż był anonimowym tłem, ale równie często malarz umieszczał w nim elementy charakterystyczne dla Szopienic czy Nikiszowca, takie jak wiadukt kolejowy nad dzisiejszą ulicą Lwowską czy fasada kościoła św. Anny''.

Wróbel portretował codzienne życie miasta: górujące nad krajobrazem szyby górnicze, osiedla familoków, festyny, ogródki, chlewy, przechadzających się ludzi i dorodne śląskie kobiety. Niewiele osób wie, że portretował również swoje fantazje na temat sił nieczystych. Do 17 września 2017 roku w Muzeum Śląskim odbywa się wystawa ''Kroniki przedmieść. Malarstwo Pawła Wróbla''. Chętni do poznania diabelskich prac Wróbla muszą udać się do warszawskiego Przedpiekla.

Chrystus frasobliwy (siedzi na diable)

Chrystus frasobliwy siedzi na diable, fot. fot. Michał Dąbrowski, dzięki uprzejmości fotografa
Chrystus frasobliwy siedzi na diable, fot.
Michał Dąbrowski

''To wyrzeźbił pan Wrzesiński, rzeźbiarz spod Jeleniej Góry. Poprosiłem go, żeby zrobił mi diabła, ale się nie zgodził. Kilka tygodni później dostałem jakąś paczkę, poszedłem na pocztę. Jak zobaczyłem, że to od niego strasznie się podnieciłem, otworzyłem ją w drodze do domu. Byłem wściekły, bo nie było tam żadnego diabła! Tylko Chrystus frasobliwy. Odłożyłem go, dopiero moja żona zaczęła go oglądać i zobaczyła, że Jezus... siedzi na diable''. 

 

 

 

 

 

 

Diabelscy muzykanci

Diabelskie skrzypce, autorzy nieznani, Warmia i Mazury, Opolskie, fot. ''Diabeł polski...''
Diabelskie skrzypce, autorzy nieznani,
Warmia i Mazury, Opolskie,
fot. ''Diabeł polski...''

''To są diabelskie skrzypce, od dziesiątków lat nikt nie produkuje takich instrumentów, wielki unikat. Jak je znalazłem? Dzieci na wsi mnie do nich zaprowadziły, powiedziały: ''Jest taki Janek, który chodzi z kolędnikami i u niego w domu jest taki diabelski instrument''. Dzieci zawsze podsuwały mi pod nos najciekawsze eksponaty''.

Diabelskie skrzypce to instrument perkusyjny, dokładniej rzecz biorąc, chordofon perkusyjny, występujący na Warmii i Mazurach, Kaszubach, Kurpiowszczyźnie i w Opolskiem. Zastępowały w wiejskich kapelach perkusję, diabelski skrzypek szedł na przedzie kapeli i wyznaczał tempo utworu. Używano ich przede wszystkim w trakcie obrzędów związanych z Bożym Narodzeniem, karnawałem i Wielkanocą. Gra na tym nietypowym instrumencie polega na uderzaniu stopką o podłogę i posuwaniu (basowaniu), w rytm utworu, smykiem (najczęściej była to po prostu drewnianą piłka) po strunach (zwyczajne druty), które przechodząc przez bębenek (często wypełniony brzęczącymi przedmiotami) wydawały z siebie kakofoniczną symfonię hałaśliwych dźwięków. Do gryfu przytwierdzano czasami grzechotki, które wzmacniały ich dźwięk.

Diabelska kapela, rzeźba Stanisława Pawlika z Sandomierza, fot. ''Diabeł polski...''
Diabelska kapela, rzeźba Stanisława Pawlika
z Sandomierza, fot. ''Diabeł polski...''

''Raz z Kusoki wybrało się nos pore chłopoków i dziewuch na granie do Ławicy. A bło to po ostatni polski wojnie, cosik przed samym powstaniem. Byłem se wtedy sipcokiem, ale na grajki i ja lubił chodzić (...) Moje os nogi drygajo od tego granio. Skocne było. Myśle se: Moli, chodźta moli! As mnie skudry bioro od onego granio, zatańczyłbym se! A tu jag coś nie zaśpiewa, jak nie huknie powiślankę. Choćta smark byłem jesce, bo może dwadzieścia lot miołem, alem sie zmiarkował, że to diabelskie wesele idzie. Uciekać? (...) Zostałem, bo bałem się uciekać. Łydki noma drzały, żaby dzwoniły jak sygnaturki w kościele na nieszpory, aleśwa stali. A tu granie sie zblizo, gałezie tsesco i od strony Ławnicy wylazło wesele. Po przódzi sło se dwoch skrzypków. Fajnie grały, choćta troske piscało, bo smyki te se z ogonów porobiły. Za nimi sed bembnista, ale nie wiem, na cem bembnił, cy na brzuchu, cy na bembnie – nie dojrzałem, bo mnie fybra trzesła''. (Opowiadał Maciej Waliszewski, Kusoki 1910 r., zapisał R. Koseła, za: W. Grąbczewski, ''Diabeł polski w rzeźbie i legendzie'')

Boruta w Wielkiej Armii

Boruta i Napoleon, Kazimierz Kowalski,
fot. ''Diabeł polski...''
''Boruta, mając na względzie wolność Polski, zaciągnął się do wojsk napoleońskich. W gwardii przybocznej samego cesarza Napoleona, jako wachmistrz Borowy służył. Z niejednej opresji i niebezpieczeństwa cesarza wyciągnął. Używał swojej mocy diabelskiej, by Napoleona z zasadzek cało i zdrowo wyprowadzić. Napoleon cenił wysoko służbę żołnierską swego dzielnego wachmistrza Borowego. Zawsze miał go przy swoim boku (...)
– Musimy się rozstać, Sire – powiedział Borowy.
– Nie! – odpowiedział cesarz, mianuję cię pułkownikiem za wierną służbę.
Borowy nominacji nie przyjął. Zdziwiło to cesarza. Ukląkł przed Borowym i wyciągając w jego stronę buławę, powiedział:
– Mianuję cię marszałkiem, Monsignore!
Boruta pokręcił głową.
– Nie – powiedział. Sądzona ci klęska, Mały Kapralu. Prowadziłem do klęski niejednego. Ciebie nie chcę, bo jednak... choć dużo krwi polskiej próżno przelałeś, motałeś nasze losy po włosku, po kupiecku, ale przecież... jakąś ta Polskę wskrzesić zamierzałeś. Idź sam ku klęsce. Czeka na ciebie w głębokim jarze na polach Waterloo. Cesarzu, buławy z rąk twoich przyjąć nie mogę, bo ona francuska. A ja polski diabeł, szlachcic z dawien dawna. Służyłem co prawda po twoim sztandarem, lecz w polskiej sprawie i o nią się bijąc, by zawsze była wolna, niepodległa i niezależna od żadnych mocarstw!...''. (Na podstawie legend sieradzkich, za: Tadeusz Sepowski, ''Od Wielunia diabeł hula'', 1966).

Chłopskie diabły

  Muzeum Diabła Polskiego "Przedpiekle" w Warszawie, fot. Michał Dąbrowski, dzięki uprzejmości fotografa
Muzeum Diabła Polskiego "Przedpiekle" w Warszawie, fot. Michał Dąbrowski

''To rysował Szczęch, zwykły chłop. Te rysunki są ludowe, ale rysował też bardzo dużo diabłów politycznych – Gomułka, Gierek, Stalin. Niestety dowiedziała się o tym bezpieka, zaczęli go nachodzić i je zniszczył. Bardzo żałuję, że nie mam ich w swojej kolekcji, prawdopodobnie zniszczył wszystkie''.

Diabły polityczne, fot. Muzeum Diabła Polskiego "Przedpiekle" w Warszawie, fot. Michał Dąbrowski, dzięki uprzejmości fotografa
Diabły polityczne, fot. Muzeum Diabła Polskiego "Przedpiekle" w Warszawie, fot. Michał Dąbrowski
''Chłop upił się i szedł przez błota pijany. Jakiś owad, może sowa albo inny nocny ptak krzyknął:
–He, he, he...
A ten chłop:
– A ty psie – bo myślał, że z niego się śmieje.
Ale jak drugi raz usłyszał, to pomyślał, że diabeł się topi i że trzeba go ratować, a chłop dobre serce miał, jak się upił. Po trochu, po trochu do naga się rozebrał, bo krzyk słyszał coraz dalej i szedł coraz głębiej, bo Boruta wciągał. Jak spostrzegł się, że tonie, to strach go obleciał, przeżegnał się, jakoś się wygramolił, ale w nocy nie mógł niczego z ubrania poznajdować, bo ciemno. Cały umazany błotem dowlókł się do wsi i puka, puka. Nie chcieli mu otworzyć, bo myśleli, że diabeł. Kazali mu pacierz mówić, ledwo go poznali. Rano cała rodzina poszła szukać ubrania, ale wszystko gdzie indziej było, i koszula, i buty, i portki. Żyje jeszcze ten chłop. Znam go. Nazywa się N''. (Opowiadał Ignacy Kamiński, Oraczew, 1953 r. za: W. Grąbczewski, ''Diabeł polski w rzeźbie i legendzie'')

Boruta płacze nad płonącym kościołem

Boruta Ognik, pan na Łęczyckich Błotach, Kazimierz Kowalski, Warszawa / Boruta Błotny, Tadeusz Kacalak, Kutno, fot. ''Diabeł polski...''
Boruta Ognik, pan na Łęczyckich Błotach,
Kazimierz Kowalski, Warszawa /
Boruta Błotny, Tadeusz Kacalak, Kutno,
fot. ''Diabeł polski...''
''Wyższa postać przypominała wyglądem Borutę. Drugi niższy też wyglądał na diabła, ale takiego niższego gatunku. Smętnie spoglądał Boruta ku płonącej kolegiacie. Spuścił głowę i przetarł wierzchem dłoni oczy.
– Cóż to, płaczesz widząc płonącą świątynię? Co to z ciebie za diabeł? - spytał niższy diabeł Borutę.
–Nic kpie nie rozumiesz. Sprawa nie w kościele, a w tragedii tego ludu. Barbarzyńca nie szanuje niczego. Obala nie tylko świątynie, ale również szpitale, szkoły. Lud, którym pokochał, stawia dzielny opór, ale najbardziej bohaterska postawa nie wystarczy przeciwko nawale techniki. Siła złego na słabszego (...) Ja Polakom pomogę z całego diabelskiego serca.
Dziwili się później hitlerowcy, że błądzą wśród łęczyckich bagien, topią w nich sprzęt i ludzi, a Polacy przeciwnie, suchą nogą, nawet w nocy przemierzają topiel łęczyckich bagien. To za sprawą Boruty Świetlika, który ich psubratów światłem mamił, w bagna wciągał, bezlitośnie mścił barbarzyństwo''. (Kazimierz Kowalski, Warszawa 1982 r., za: W. Grąbczewski, ''Diabeł polski w rzeźbie i legendzie'').

 

Diabeł z wieczorynki

  Muzeum Diabła Polskiego "Przedpiekle" w Warszawie, fot. Michał Dąbrowski, dzięki uprzejmości fotografa
Muzeum Diabła Polskiego "Przedpiekle" w Warszawie, fot. Michał Dąbrowski

''To diabeł z telewizyjnych wieczorynek, występował z nim Jan Wilkowski (1921-1997), reżyser i aktor teatru lalek, żołnierz AK, bardzo ważna postać. Ja też miałem krótką audycję w telewizji, przed dobranocką. Raz Wilkowski do mnie podszedł i mi ją podarował, bo ta postać miała już więcej się nie pojawiać''.

Mówiono o nim Wielki Mag Teatru, był założycielem i wieloletnim rektorem białostockiego Wydziału Lalkarskiego Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej w Warszawie (dziś Akademia Teatralna). Współpracował z większością polskich teatrów lalkarskich: od Lalki przez łódzki Arlekin do warszawskiego Guliwera i teatrów Toruniu, Lublinie, Gdańsku i Szczecinie. Muzykę do jednego z jego spektakli napisał Krzysztof Penderecki (''O Zwyrtale Muzykancie, czyli jak się góral dostał do nieba'', 1958).

"Wszystkie idee współczesnego teatru lalek, nawet te najbardziej 'awangardowe', Wilkowski przemyślał, przeanalizował i w końcu wypróbował na scenie własnego teatru – pisał o Wilkowskim Henryk Jurkowski – Jego twórczość, również tę dla najmłodszych, da się przełożyć na język formalnej analizy i wykazać, że każda jego myśl inscenizacyjna i reżyserska wnosiła nowe wartości również do doświadczeń teatru współczesnego, tego, w którym z takim namaszczeniem mówi się o Grotowskim, Brooku i Wilsonie''.

[Embed]
Kategoria: 
dziedzictwo
Literatura
Sztuki wizualne
Muzyka
FacebookTwitterRedditShare
Dodaj do POŻEGNANIA: 

"Saga prastarej Puszczy. Opowieść filmowa" Bożeny i Jana Walencików [wideo]

$
0
0

"Saga prastarej Puszczy. Opowieść filmowa" Bożeny i Jana Walencików [wideo]

Filmowy album Bożeny i Jana Walencików

Album powstał na kanwie 10-częściowego fabularnego serialu przyrodniczego "Saga prastarej puszczy", zrealizowanego przez Bożenę i Jana Walencików dla TVP, w latach 2000 – 2009. Zawarte w nim scenariusze i 1942 fotografie, to efekt prawie 10 lat jednoczesnego fotografowania i filmowania. 664-stronicowy album składa się z: filmowego prologu, 10 części – fabularnych opowieści o 10 zwierzęcych bohaterach z Puszczy Białowieskiej oraz eseju fotograficznego o kulisach powstawania zdjęć. Dla Culture.pl twórcy monumentalnego albumu o przyrodzie opowiadają o procesie jego powstawania oraz jego unikalnej strukturze.

[Embed]
[Embed]
[Embed]
FacebookTwitterRedditShare

Lesław Falecki, "Dotyk… Wybór wierszy"

$
0
0

Lesław Falecki, "Dotyk… Wybór wierszy"

"Dotyk… Wybór wierszy" Lesława Faleckiego gromadzi teksty z lat 1978–2015. Zawiera krótkie formy poetyckie. Każdy z wierszy tomu składa się z krótkich fraz  kilku, najwyżej kilkunastu  tworzących zwrotki o aforystycznej zwięzłości.

Jednak od typowych złotych myśli, zmierzających do zaskakującego konkretu, utwory Lesława Faleckiego różnią się znaczącym pogłębieniem metaforycznym. Można przyjąć, że głoszone przez Awangardzistów Krakowskich hasło: "minimum słów, maksimum treści", godnego sukcesora znalazło właśnie w Faleckim.

W twórczości poety odnajdujemy kilka stałych, powracających motywów. Jednym z głównych jest obraz dzielenia się chlebem.

"Podzieliliśmy naszą wolność
tak – jak dzieli się chleb
na cieniutkie kromki – Teraz
chleb rozdajemy ptakom
i śledzimy ruch skrzydeł
nad nami"
["*** (Podzieliliśmy naszą wolność)"]

Bywa także, że chleb pod piórem poety nabiera ewangelicznych znaczeń: "Pociągi dalekobieżne/ pociągi podmiejskie/ Poczekalnia/ opustoszała w święta/ i przełamany opłatek/ nad kanapką z serem". Natomiast jako wyrób stricte piekarniczy uruchamia (atakuje?) zmysły: "Pachniałaś świeżym chlebem/ i barwami łąki/ kiedy po raz pierwszy/ poczułem twój dotyk". Produkt spożywczy został tu utożsamiony z dotykiem (patrz tytuł zbioru), jako czynnikiem podobnie niezbędnym dla podtrzymania życiowych funkcji człowieka.

Kolejnym znaczącym symbolem u jest Faleckiego dom. Ten obecny, ten wyobrażony, a także ten zacierający się z wolna w pamięci. Szczególnie dom rodzinny, zaklęty w wersach poetyckiego tekstu, jak choćby w wierszu zawierającym opis "zakurzonego wiekiem" strychu, o tytule nasuwającym skojarzenie z powieściowym arcydziełem Tomasza Manna.

"[…] Czarodziejska góra
to był sekret dziadków
i tajemnica domu
którego już nie ma"
["Czarodziejska góra"]

Wyraźnym elementem sporej części utworów zbioru jest samotność i podejmowane próby jej opanowania. Uczynienia mniej uciążliwą. Jeśli nie akceptacji, to przynajmniej oswojenia i zrozumienia.

Poeta podsuwa wyobraźni czytelnika emocjonujące, niekiedy wręcz intymne obrazy. Z wiersza o wyobrażeniu sennym można wysnuć wątek o dręczącej bohatera bezbrzeżnej samotności. Tekst da się także odczytać jako wyznanie dojrzałego człowieka, któremu przyszło zdać rachunek z życiowych niespełnień.

"Wciąż słyszę twój płacz
a ja tylko wymyśliłem cię
– moja córko

Wymyśliłem cię – kiedy noc
zacisnęła powieki tak mocno
że stałaś się iskrą
nagle
i moim przebudzeniem"
["*** (Wciąż słyszę twój płacz)"]

A jednak, jak deklaruje poeta, "wstecz nie spoglądam – idę". Kiedy "czas odmierzany jest kroplówką", każdy powrót do codzienności urasta do rangi święta. Albo i cudu: "– A jednak żyję/ i wracam ku tobie/ z każdą kroplą – lęku". Poezja przywraca kruchą nadzieję.

Ograniczenia choroby – o której na podstawie treści wierszy można snuć przypuszczenia, a nawet ją zdiagnozować – nie zamykają przed bohaterem (porte-parole autora) najbardziej istotnych przejawów doczesności. Zanim człowiekowi przyjdzie się zmierzyć z potęgą Tanatosa, może mieć – a zapewne powinien – do czynienia z innym z panteonu greckich bogów, Erosem. Śmierć z miłością łączą się bowiem nierozerwalnie, wodząc człowieka na pokuszenie skrajnie odmiennymi wizjami człowieczego spełnienia.

"Jestem wędrowcem
nie tobie przeznaczonym
ja tylko dobre sny
przyniosłem
kiedy byłaś sama
zobacz jaka jesteś piękna
teraz"
["*** (Jestem wędrowcem)"]

Mocno obecne w tomie są również erotyki, które w naszym kraju nigdy nie cieszyły się szczególnym zainteresowaniem ludzi pióra. Wiąże się to zapewne z dość ograniczonym nazewnictwem, traktującym sprawy płci czysto instrumentalnie. Słownik języka polskiego ogranicza się w tym względzie do terminologii naukowo-medycznej, albo wręcz przeciwnie – do zwrotów rozpiętych między trywialnością a wulgarnością.

Trzeba przyznać, że Leszek Falecki mieści się dziś w ścisłej czołówce poetów, którzy nie tylko lubią, ale – co nieczęste – umieją pisać erotyki. Nie tworzy jednak dyszących wschodnią zmysłowością odwzorowań Salomonowej "Pieśni nad Pieśniami", bo to się jeszcze nikomu nie udało, choć przymiarki wciąż trwają… Nie gustując w podróbkach, wyraża się przez pryzmat własnych doświadczeń.

"Nie pozwól mi czekać
skoro już wiem
że jesteś
i skoro ty wiesz – a noce
znowu są takie
krótkie"
["*** (Nie pozwól mi czekać)"]

Nietrudno zauważyć, że poeta w swoich erotykach unika dosłowności i bynajmniej nie gustuje w aluzjach. Jego stonowane, niespecjalnie ekspresyjne wiersze, zapraszają czytelnika do refleksji. Dają asumpt do niemalże modlitewnej kontemplacji.

"Ocal mnie
dla tych kilku marzeń
niespełnionych
i dla życia godnego
i miłości – dobrej"
["*** (Dla życia godnego)"]

W dzisiejszym świecie artystycznych kontrowersji i wszelakich estetycznych prowokacji uchował nam się Lesław Falecki. Poeta z charyzmą. Doceńmy to.

Lesław Falecki
"Dotyk… Wybór wierszy"
wybór wierszy i posłowie: Beata Szymańska
Stowarzyszenie Pisarzy Polskich Oddział Kraków, Kraków 2016
wymiary: 140 x 210 mm
oprawa: miękka
liczba stron: 104
ISBN: 978-83-946874-1-0

Autor: Janusz R. Kowalczyk, czerwiec 2017

FacebookTwitterRedditShare

Tagi: lesław faleckiBeata Szymańska


Krzysztof Miklaszewski – portrety [galeria]

$
0
0

Krzysztof Miklaszewski – portrety [galeria]

Aktor, reżyser, dziennikarz, dokumentalista, krytyk, pisarz, animator kultury, pedagog. To dalece niepełna lista zawodowych pasji Krzysztofa Miklaszewskiego, którego nazwisko niemal natychmiast kojarzy się z Tadeuszem Kantorem.

Bożena i Jan Walencikowie, "Saga prastarej Puszczy. Opowieść filmowa"

$
0
0

Bożena i Jan Walencikowie, "Saga prastarej Puszczy. Opowieść filmowa"

Bożena i Jan Walencikowie, "Saga prastarej Puszczy. Opowieść filmowa"
Bożena i Jan Walencikowie, "Saga prastarej Puszczy. Opowieść filmowa"

"Saga prastarej Puszczy. Opowieść filmowa" Bożeny i Jana Walencików to na wskroś autorskie dzieło pary znanych filmowców przyrodników. Stworzyli "fabularny album filmowy" o oryginalnej formie graficznej. Ich eseje, niby kadry filmu, ilustrowane są sekwencjami wysmakowanych fotografii.

Album osnuty został na kanwie dziesięcioczęściowego fabularnego serialu przyrodniczego "Saga prastarej Puszczy", który Bożena i Jan Walencikowie nakręcili dla TVP (2000–2009). W 2015 i 2016 roku zrewitalizowano go do wersji HD.

"Od początku jedno było pewne: to będzie duża seria filmowa o zwierzęcych bohaterach, mieszkańcach naszej ukochanej Puszczy Białowieskiej – wspominają autorzy. – Ale jak skomponować taką, nie przymierzając, sagę, by miała własny charakter pisma, by aspirowała do miana mądrej przypowieści, by poruszała dogłębnie, zostawiała ślad? Wiedzieliśmy, że forma czystego dokumentu wyczerpała się, przynajmniej na razie. I wielu widzom, i nam, nie wystarczały proste konstatacje; uważaliśmy, że warto szukać w filmie przyrodniczym głębszych doznań i to na wielu poziomach."

Zdjęcie z albumu "Saga prastarej Puszczy. Opowieść filmowa" Bożeny i Jana Walencika, fot. © Jan Walencik, dzięki uprzejmości autorów
Wilczki przed norą. Zdjęcie z albumu "Saga prastarej Puszczy. Opowieść filmowa" Bożeny i Jana Walencika, fot. © Jan Walencik, dzięki uprzejmości autorów

Książka jest zbiorem wciągających opowieści, w formie scenariuszy kolejnych odcinków serialu, uzupełnionych o partie narratora i opisy konstrukcji zapisu filmowego.

"Od lat, odkąd filmuję, nurtuje mnie myśl: jak to jest być dzikim zwierzęciem – zastanawia się Jan Walencik .  Być wilkiem, krukiem, żubrem, bobrem albo mrówką. Przekroczyć granice odczuwania ludzi i zwierząt. Poczuć dzikość, której nic nie poskromi."

Zdjęcie z albumu "Saga prastarej Puszczy. Opowieść filmowa" Bożeny i Jana Walencika, fot. © Jan Walencik, dzięki uprzejmości autorów
Młode kruki. Zdjęcie z albumu "Saga prastarej Puszczy. Opowieść filmowa" Bożeny i Jana Walencika, fot. © Jan Walencik, dzięki uprzejmości autorów

Zawarte  scenariusze i 1942 fotografie, to efekt prawie dziesięciu lat jednoczesnego fotografowania i filmowania. 664-stonicowy album "Saga prastarej Puszczy. Opowieść filmowa" składa się z:

  • filmowego prologu,
  • 10 części – fabularnych opowieści o 10 zwierzęcych bohaterach z Puszczy Białowieskiej,
  • eseju fotograficznego o kulisach powstawania zdjęć.

"Dopełnieniem dziesięciu filmowych części 'Sagi…' jest [w książce] opowieść o jej powstawaniu. W ten sposób pragniemy uzmysłowić czytelnikom, jak wiele determinacji, zabiegów i wysiłku wymaga owo powołanie filmu do życia. Odkrywamy kulisy realizacji." 

Zdjęcie z albumu "Saga prastarej Puszczy. Opowieść filmowa" Bożeny i Jana Walencika, fot. © Jan Walencik, dzięki uprzejmości autorów
Żuberek z matką. Zdjęcie z albumu "Saga prastarej Puszczy. Opowieść filmowa" Bożeny i Jana Walencika, fot. © Jan Walencik, dzięki uprzejmości autorów

Treścią albumu są fabularne historie o indywidualnych bohaterach zwierzęcych reprezentujących faunę północno-wschodniej Polski, szczególnie Podlasia. To opowieści o wilku, mrówce, kruku, żubrze, żuku, dziku, nornicy, bobrze, sóweczce i rysiu. Na tle innych pozycji albumowych o przyrodzie wyróżnia go zastosowana po raz pierwszy wymyślona przez autorów oryginalna, szczególnie wypracowana forma przekazu.

"Oto idealny moment, by pokazać Naturę w sposób niedoceniany: poprzez osobnika – indywiduum! To przecież w losach jednostki przejawia się cały dramat życia. Dosyć więc opowiadań o wszystkich żubrach, wszystkich mrówkach, wszystkich wilkach tego lasu. Kluczem do naszej serii są losy osobnika!"

Zdjęcie z albumu "Saga prastarej Puszczy. Opowieść filmowa" Bożeny i Jana Walencika, fot. © Jan Walencik, dzięki uprzejmości autorów
Warchlaki z trzech rodzin. Zdjęcie z albumu "Saga prastarej Puszczy. Opowieść filmowa" Bożeny i Jana Walencika, fot. © Jan Walencik, dzięki uprzejmości autorów

Przewodnikiem prowadzącym przez każdą opowieść jest tekst oryginalnego scenariusza filmu, któremu towarzyszą urokliwe fotografie, ułożone na podobieństwo klatek z taśmy filmowej. W ten sposób autorzy proponują czytelnikowi osobliwą podróż. Chcą, by poczuł się on jak scenarzysta i reżyser serialu, który krok po kroku chłonie historię każdego z bohaterów, obcując ze sfotografowanymi kadrami filmowymi i scenariuszem.

"Znaleźliśmy sposób, który znaliśmy przecież od lat, tyle, że nie uświadamialiśmy go sobie. Był nim… film fabularny! Przecież to on jest stworzony do tego, by dramaturgicznie opowiadać historie, a w końcu to właśnie chcemy zrobić!"

Zdjęcie z albumu "Saga prastarej Puszczy. Opowieść filmowa" Bożeny i Jana Walencika, fot. © Jan Walencik, dzięki uprzejmości autorów
Nornica ruda. Zdjęcie z albumu "Saga prastarej Puszczy. Opowieść filmowa" Bożeny i Jana Walencika, fot. © Jan Walencik, dzięki uprzejmości autorów

Autorzy mają na uwadze także cel edukacyjny. Pragną, aby poprzez emocje estetyczne i wiedzę, jaką niosą fotografie i teksty, młody i całkiem dorosły czytelnik zastanowił  się nad owym szczególnym dziedzictwem, jakim wciąż jest obdarzony ten zakątek Europy. Żeby lektura książki i własne przemyślenia pomogły mu dołączyć do wielkiego grona rozumnych przyjaciół Natury.

"Pomysł książki przyszedł niemal równolegle z narodzinami filmowej 'Sagi…'. Jego istotą była nowa forma słowno-fotograficznej opowieści, jakby odkrywanej, albo wręcz budowanej przez czytelnika na kształt scen z kina. Opowieści filmowej, pochodzącej z pierwszej ręki – od autorów, którzy napisali scenariusz i sfilmowali go w fotograficznych kadrach."

Zdjęcie z albumu "Saga prastarej Puszczy. Opowieść filmowa" Bożeny i Jana Walencika, fot. © Jan Walencik, dzięki uprzejmości autorów
Bóbr. Zdjęcie z albumu "Saga prastarej Puszczy. Opowieść filmowa" Bożeny i Jana Walencika, fot. © Jan Walencik, dzięki uprzejmości autorów

Na koniec autorzy proponują czytelnikowi zupełnie nowe przeżycia – esej fotograficzny ukazujący złożoność przedsięwzięcia i trud realizacji. Odsłaniają przed nim kulisy powstawania serialu telewizyjnego, a zarazem – tajniki pozyskiwania fotografii i tworzenia tekstów do albumu. Opowieści o przyrodniczej kuchni filmowej są tym bardziej wciągające, że podane z pierwszej ręki. Z emocjami, jakie Bożenie i Janowi Walencikom i członkom ich ekipy towarzyszyły przy tej produkcji.

"Aby stworzyć fabularne opowieści, podjęliśmy się niemal zawodowej, odpowiedzialnej hodowli dzikich gatunków zwierząt. Sami, i z pomocą innych, przygotowywaliśmy od małego filmowych bohaterów – zwierzęcych aktorów, którzy wystąpili przed naszymi kamerami." 

Zdjęcie z albumu "Saga prastarej Puszczy. Opowieść filmowa" Bożeny i Jana Walencika, fot. © Jan Walencik, dzięki uprzejmości autorów
Młoda sóweczka. Zdjęcie z albumu "Saga prastarej Puszczy. Opowieść filmowa" Bożeny i Jana Walencika, fot. © Jan Walencik, dzięki uprzejmości autorów

Album został kompletnie przygotowany przez autorów – od pomysłu, koncepcji treściowej i graficznej, przez wieloletnią realizację fotografii i ich opracowanie, po własnoręczną edycję layoutu. Imponuje już sam duży format (29 x 32 cm) i grubość księgi (6 cm), jej objętość (664 strony), twarde tekturowe etui z nadrukiem, a nawet ciężar (6 kg), co razem wziąwszy czyni z niej wyjątkowo atrakcyjną publikację popularyzującą przygodę. Przez swoją oryginalną formę graficzną i wysmakowaną formę edytorską, przez treść scenariuszową i fotograficzną, jest to dotychczas niespotykana na polskim rynku wydawniczym pozycja, promująca zarazem Naturę i polską sztukę filmową.

"Doświadczenie pokazało nam, że współpraca ze zwierzętami oswojonymi, może bardziej: przyswojonymi, jest równie szlachetna jak filmowanie w wolnej przyrodzie. Nie mieliśmy fałszywych obaw etycznych. Zresztą, nie dbaliśmy o to, czy zdaniem purystów filmowanie zwierząt oswojonych jest faux-pas, czy nie, bo przyświecał nam ważny cel. W 'Sadze…' przemawiamy głosem zwierząt, mówimy w ich imieniu – dlatego używamy środków i sposobów z kina fabularnego, które pozwalają nam stworzyć przekonywujący obraz zwierzęcych dramatów. Mówimy nie tylko w imieniu dziesięciu bohaterów, ale w imię racji stanu wszystkich istot, wobec których my ludzie nie zadajemy sobie trudu ich zrozumienia."

Zdjęcie z albumu "Saga prastarej Puszczy. Opowieść filmowa" Bożeny i Jana Walencika, fot. © Jan Walencik, dzięki uprzejmości autorów
Młody ryś. Zdjęcie z albumu "Saga prastarej Puszczy. Opowieść filmowa" Bożeny i Jana Walencika, fot. © Jan Walencik, dzięki uprzejmości autorów

Wydawcy i współwydawcy książki pragną, aby "Saga prastarej Puszczy. Opowieść filmowa" stała się wizytówką dobrze pojętego dziedzictwa, jakim jest nasz wymagający nader starannej pieczy skarb narodowy ­– najstarszy las nizinny w Europie ­– czyli Puszcza Białowieska. Dzięki książce (i serialowi) zamierzają promować wiedzę o unikatowej przyrodzie Podlasia, zwłaszcza wśród młodych pokoleń.

"Kto powiedział, że album przyrodniczy musi być koniecznie albumem dokumentalnym, a nie np. fotograficznym albumem fabularnym?..."

Zdjęcie z albumu "Saga prastarej Puszczy. Opowieść filmowa" Bożeny i Jana Walencika, fot. © Jan Walencik, dzięki uprzejmości autorów
Dziesięciodniowa norniczka karmiona mlekiem. Zdjęcie z albumu "Saga prastarej Puszczy. Opowieść filmowa" Bożeny i Jana Walencika, fot. © Jan Walencik, dzięki uprzejmości autorów

Z treści i fotografii "Sagi…" można sobie przyswoić ogromną porcję wiadomości biologicznych i ekologicznych, podanych bez szkolnej rutyny. Bożena i Jan Walencikowie snują opowieści w awangardowy sposób ­– z pomocą obrazów, dźwięków i emocji.

Na dobry początek część nakładu albumu współpartnerzy pierwszego wydania przekazali nieodpłatnie bibliotekom wybranych szkół w województwie podlaskim.

Bożena i Jan Walencikowie
"Saga prastarej Puszczy. Opowieść filmowa"
scenariusze, teksty: Bożena Walencik
scenariusze, teksty, fotografie, szkice: Jan Walencik
wydawca: Żubrowa 10, Białowieża 2017
współwydawca: Urząd Marszałkowski Województwa Podlaskiego w Białymstoku
wymiary: 290 x 320 mm
oprawa: twarda całopapierowa tłoczona
etui: tekturowe z nadrukiem
liczba stron: 664
ISBN 978-83-930136-2-3

Autor: Janusz R. Kowalczyk, lipiec 2017

[Embed]
[Embed]
[Embed]
FacebookTwitterRedditShare

Tagi: Bożena i Jan Walencikowie

Piotr Matywiecki, "Stary gmach"

$
0
0

Piotr Matywiecki, "Stary gmach"

Piotr Matywiecki, "Stary gmach", okładka, wyd. Biblioteka "WIĘZI"

Piotr Matywiecki przepracował w Bibliotece Uniwersytetu Warszawskiego dwie dekady. Udowadnia, że bibliotekarz to nie zawód, lecz sposób bycia. Echo tamtych lat zamknięte w woluminie "Starego gmachu" wybrzmiewa erudycją i westchnieniem.

Lektura eseju o dawnej bibliotece uniwersyteckiej w jej nowym budynku musi być doświadczeniem osobliwym. Dwa egzemplarze książki można znaleźć na półce w Czytelni Ogólnej, na poziomie drugim gmachu BUW na Powiślu. Gdy powstaje niniejsza recenzja, oba są wypożyczone i ożywają w innej przestrzeni. Ta fizyczna – zlokalizowana na kampusie przy Krakowskim Przedmieściu – jest dla Matywieckiego nie tylko miejscem spotkania czytelnika z książką lub czytelnika z drugim czytelnikiem, lecz także impulsem do głębszej refleksji nad kulturą czytania.

Czym zatem jest biblioteka? Jeśli dla Jorge Luisa Borgesa była wszechświatem czy labiryntem ("Biblioteka Babel"), a dla Umberto Eco – przygodą ("O bibliotece"), to u Matywieckiego jest ona ruchem: wędrówką spojrzeń, gonitwą myśli, pojedynkiem wrażeń. Sam poeta określa ją jako mikrokosmos, "uniwersum losów ludzkich, kultury, rzeczy, przestrzeni". Nie opisuje jej, tylko o niej opowiada. Omija martwe przymiotniki, oddając pole czasownikom. Tutaj błąka się między półkami, przegląda czas (czytając czasopisma), nurkuje w czeluściach magazynu. "Stary gmach" nie jest więc sentymentalnym szkicem, a raczej reanimacją wspomnień. Dodajmy – skuteczną.

Matywiecki wciela się w rolę przewodnika po starym BUW-ie, lecz jest to wycieczka bardzo osobista. Historia budynku splata się z historią ludzi. Z intertekstualnej sieci łatwo wyłowić barwne anegdoty z udziałem autora. Choćby tę o "poecie przeklętym": niestroniący od alkoholu liryk wyprosił wypożyczenie "Podróży do kresu nocy" Céline'a, bez której nie stworzyłby poematu. Wbrew obawom bibliotekarza, powieść oddał następnego dnia. Wiele miesięcy później zjawił się ponownie. Szlochając tłumaczył, że po pijaku książkę zgubił, ale za punkt honoru przyjął sobie jej odkupienie. Na podróże w poszukiwaniu straconego egzemplarza wydał ostatni grosz – na darmo. Gdy go zobaczył w bibliotece, nie uwierzył, że to ten sam.

Książki w tych opowieściach są tłem lub punktem wyjścia do rozmów czy spotkania. Zawsze wyczekiwanego, nigdy spodziewanego. Bohaterką jednego ze wspomnień jest wagarująca licealistka, przesiadująca w pobliżu działu biologii. Dziś ma stałe miejsce w dziale literatury – wypisała na nie rewers swoją twórczością (mowa o Magdalenie Tulli). W"Starym gmachu" najważniejsza jest właśnie obecność ludzi: tych, którzy czegoś w książkach szukają i tych, którzy coś znajdują, okazjonalnie odwiedzających i stałych bywalców oraz pracowników odbywających "służbę biblioteczną". Matywiecki tworzy swoisty katalog czytelniczych osobowości, nikogo nie wywyższając.

Autora znamy doskonale jako poetę, eseistę tudzież krytyka literackiego. A jakim był bibliotekarzem? Z pewnością uważnym, traktującym swoje zajęcie bardziej jako przywilej niż obowiązek. Przenikliwym i nieco filozofującym. Humanistą, zaczytującym się z taką samą pasją w drukach, co umysłach. "Czułem się jak w środku fabularnego wiru jakiejś zwariowanej, awangardowej powieści"– wspomina. Chociaż w eseju zakłada maskę obserwatora, w opowieściach innych jest autorytetem, pogodnym, dowcipnym człowiekiem. Marek Michalski w czułej notce zatytułowanej "Pan Piotruś" (fragment książki "Poczęty w BUW") napisał: "Pracując z Piotrem miałem okazję doświadczyć prawdy, że praca bibliotekarza (…) może być niekończącym się przeżyciem artystycznym i przygodą intelektualną".

Jeśli ktoś miałby zburzyć stereotyp nudnego zawodu bibliotekarza, to tylko Matywiecki. Tym bardziej, że w dziejach BUW osobny rozdział stanowi "Solidarność". Jak wspomina Michalski, na czele rewolucji bibliotekarzy stanął poeta. Choć ten w swoim eseju usuwa się nieco w cień tamtych wydarzeń, gdy je relacjonuje, nie kryje emocji. Na zrozumiały patos można jednak przymknąć oko.

O przestrzeni, o czasie, o ludziach, o historii autor pisze w sposób magiczny. Pierwszy z brzegu przykład: "W introligatorni nie tylko oprawiano książki. Dokonywał się tam także obrzęd wskrzeszania materii". O ile Borges nakreślił wizję biblioteki nierealnej, o tyle Matywiecki rzeczywistą przestrzeń starego gmachu przedstawia trochę tak, jakby była wyimaginowana. A przynajmniej sprzyjała twórczej wyobraźni. Nawet jeśli unika górnolotnych fraz, to kolejne myśli układają się w sentencje. Ułożone ciasno, jak księgi na bibliotecznych regałach. Dlatego ten esej czyta się jak poezję. Nie ze względu na język, nieobecny tutaj skrót, lecz z uwagi na powolną kontemplację słów, zatrzymanie – jedni określą je jako wirtuozerskie, innym mogą się wydać zbyt drażniące. 

Opowieść tę przepełnia melancholia, ale nie w ckliwym wydaniu. Wrażenie bezpowrotnej straty potęguje zestawienie starego budynku z nowym, jakby bezosobowym, zautomatyzowanym. U Matywieckiego pojawiają się również wspomnienia spisane przez inne osoby związane z biblioteką – "miejscem kontynuacji". To utrwalony na papierze dialog pokoleń, który ukazuje nie wprost zmieniającą się rolę książki w kulturze.

"Dni w Bibliotece, kiedy je wspominam, są dla mnie woluminami o porannych i wieczornych okładkach"– pisze poeta, który niemal cały dorobek liryczny ujął w tomie "Zdarte okładki". Można w nim znaleźć ślad dawnego gmachu, bibliotecznych doświadczeń, które ukształtowały Matywieckiego jako twórcę. Jeden z utworów nosi tytuł "Czytelnia" (pierwodruk:"Anioł z ognia i lodu", 1986) – być może to ukłon w stronę dawnego miejsca pracy? Przeglądając ten egzemplarz w dziale literatury, znalazłam między kartkami wydruk potwierdzający jego wypożyczenie. Zatem pamięć o starym BUW-ie trwa i odżywa w umysłach czytelników zapisanych do biblioteki uniwersyteckiej w jej nowej odsłonie.

Autorka: Agnieszka Warnke, lipiec 2017

 

Piotr Matywiecki
„Stary gmach”
Wyd.: Biblioteka „WIĘZI”
Warszawa 2016
Liczba stron: 240
ISBN: 978-83-62610-97-6
FacebookTwitterRedditShare

Tagi: piotr matywieckistary gmachbibliotekabiblioteka uniwersytetu warszawskiego

Julian Tuwim - portrety [galeria]

Krzysztof Miklaszewski

$
0
0

Krzysztof Miklaszewski

Krzysztof Miklaszewski z Tamizą w tle, fot. Małgorzata Czerwińska, dzięki uprzejmości autorki zdjęcia
Krzysztof Miklaszewski z Tamizą w tle, fot. Małgorzata Czerwińska, dzięki uprzejmości autorki zdjęcia

Człowiek o niespożytej żywotności i pracowitości, aktywny w rozmaitych dziedzinach kultury. Erudyta, w mistrzowski sposób posługujący się zarówno słowem pisanym, jak i mówionym. Badacz, pionier, poszukiwacz – reporter interweniujący piórem bądź kamerą w istotnych sprawach publicznych i społecznych. Urodził się 30 maja 1944 roku w Krakowie.

Krytyk teatralny, filmowy i literacki, dziennikarz, pisarz, autor adaptacji scenicznych, scenarzysta, reżyser filmów oświatowych i dokumentalnych, pedagog. Współpracownik Tadeusza Kantora, aktor jego Teatru Cricot 2. 

Absolwent dwóch fakultetów Uniwersytetu Jagiellońskiego: filologia polska (1966) i historia sztuki (1970). Ukończył także podyplomowy kurs zawodowy na Studium Realizacji PWSFTViT w Łodzi (1980). Stypendysta amerykański (State Department w Waszyngtonie, 1980) i brytyjski (Staffordshire Polytechnic Departament of Humanities, 1990 i BBC London, 1991).

[Embed]

Teatr wyssał z mlekiem matki. Rodzice, Wiktor i Jadwiga, byli wprawdzie lekarzami, lecz matka w czasie studiów występowała w awangardowym teatrze artystów Cricot, którego współzałożycielem w 1933 roku był jego wuj, Władysław Józef Dobrowolski. Tradycje nowatorskiej sceny podtrzymywał po wojnie Tadeusz Kantor.

Liczba pokazów i prób przedstawień Cricot 2 z lat 1973–1987, w których występował Krzysztof Miklaszewski – "Nadobnisie i koczkodany" (1973), "Umarła klasa" (1975), "Gdzie są niegdysiejsze śniegi…" (1979), "Wielopole, Wielopole" (1980) i "Niech sczezną artyści" (1985) – sięga tysiąca. Twórcy tych przedstawień poświęcił znaczną część publicystycznego dorobku. Tadeusz Kantor właśnie w jego filmach i programach telewizyjnych gościł  najczęściej.

Krzysztof Miklaszewski z Tadeuszem Kantorem na rynku Wielopola Skrzyńskiego w dniu wielopolskiej premiery "Wielopola,Wielopola", grudzień 1983, fot. materiały archiwalne
Krzysztof Miklaszewski z Tadeuszem Kantorem na rynku Wielopola Skrzyńskiego w dniu wielopolskiej premiery "Wielopola,Wielopola", grudzień 1983, fot. materiały archiwalne

"Zrobiłem dużo, żeby nie być postrzegany przez pryzmat jego osobowości – ujawnił Miklaszewski w jednym z wywiadów. – Wiele Kantorowi zawdzięczam, ale i on mi co nieco zawdzięcza. I myśmy sobie bez słów codziennie to mówili. Kochając się i nienawidząc, bo Kantor kochał i nienawidził jednocześnie. Był pozornie groźnym, ale naprawdę bardzo dobrym człowiekiem. Przy tym był człowiekiem niesłychanie inteligentnym, co się rzadko dzisiaj zdarza. A te awantury były po to, żeby zmobilizować nas wszystkich. Żeby przekreślić udawactwo, określić swój stosunek do życia, żeby nie było obojętności."
[Elżbieta Wojnarowska, "Między Kantorem a teatrem", "Kraków" nr 6/2012]

W latach 1972–2007 Miklaszewski był dziennikarzem, reporterem, komentatorem i reżyserem telewizyjnym. Zasłynął jako autor popularnych cykli: "Twarze teatru", "Anatomia spektaklu", "Opowieści niesamowite Stanisława Hadyny", "Pitaval polski", "Na cenzurowanym". Pracował również nad adaptacjami dla potrzeb Teatru TV.

"Kiedy w pierwszym programie Telewizji Polskiej, na falach zwielokrotnionej rozrywki przybija się milion desek milionami gwoździ, w drugim programie dzieją się rzeczy bardzo ciekawe"– pisał recenzent tygodnika "Szpilki" po emisji pierwszego odcinka "Twarzy teatru" z Anną Polony. Rozpoczynając w 1974 roku realizację cyklu autorskich biografii "aktorów prowincjonalnych", ich autor zapewne nie przypuszczał, że każdy z portretowanych wybrańców potwierdzi jego gniewny manifest, że przyszły, prawdziwy Teatr Narodowy tworzy się poza Warszawą. Spoglądając dziś na listę 50 aktorów, wtedy na ogół szerzej nie znanych, a dziś gwiazdy pierwszej wielkości, jesteśmy bogatsi o wiedzę o ich artystycznych osiągnięciach z kilku następnych dekad.

W telewizji Miklaszewski wspinał się po kolejnych szczeblach kariery, dochodząc do znaczących funkcji decyzyjnych, w tym dyrektora krakowskiego Teatru TV. Odwoływanie go z tych stanowisk pokrywało się na ogół z następującymi po sobie zmianami prezesów, co – zarówno w PRL, jak i po ustrojowej transformacji – towarzyszyło ruchom na rządowych stołkach. Jak sam obliczył, doświadczył tego "przywileju" bodaj osiemnaście razy.

Miklaszewski nigdy nie zrezygnował z twórczości dla teatru, pisał scenariusze i adaptacje sceniczne. Był współautorem głośnych, nowatorskich widowisk teatru studenckiego: "Spadanie" (1970) i "Sennik polski" (1974). Tajniki teatru zgłębiał także jako kierownik literacki krakowskich scen: Teatru STU (1967–1971), Teatru Ludowego (1971–1972), Starego Teatru (1981–1982) oraz dyrektor artystyczny Teatru Rampa w Warszawie (1997–2002).

Niespożyty animator, organizował wiele inicjatyw kulturalnych: spotkań z twórcami, dyskusji, prelekcji, wykładów, seminariów. Wykładał na uczelniach artystycznych w kraju (1971–1990): ASP Kraków, PWST Kraków i zagranicą (1984–2010): Wielka Brytania, USA, Meksyk, Niemcy, Włochy, Finlandia, Rosja, Ukraina, Łotwa. Lata spędzone w Cricot 2 – najbardziej płodne i aktywne dla zespołu wykonawców – pozwoliły mu poznać stosowaną przez Kantora metodę aktorstwa, którą zaszczepiał w wielu ważnych miejscach teatralnego świata, czego drobny ślad znalazł się w poniższej relacji ze Lwowa:

"W metodzie Kantora ważny jest już sam sposób ustawienia stóp. Mają one trzy naturalne punkty oparcia, które – równocześnie – muszą mieć stałe zetknięcie z podłożem. Pozycja pełnej gotowości zwiększa szanse, że powstanie aktora z krzesła będzie płynne, wyraziste, wpisane w kompozycję przewidzianej sceny i zostanie należycie odczytane przez widza. Dalsze wtajemniczenia dotyczyły właściwego trzymania rąk. Zawsze ze zwartymi palcami dłoni – dla lepszej kontroli i elegancji gestu. Nie należy też zaciskać ust, bo w momencie podnoszenia się z pozycji siedzącej powoduje to mimowolny wytrzeszcz oczu, dlatego też aktor powinien mieć nieznacznie rozchylone wargi. Ułatwia mu to również oddychanie, szczególnie w scenach wymagających wytrzymałości fizycznej."
[Janusz R. Kowalczyk, "Coś tak zblidł? Lwowskie warsztaty z 'Umarłej klasy'", "Teatr" 4/2010]

Uczestnikom warsztatów Miklaszewski przydzielił różne sceny z "Umarłej klasy". Mówił po polsku, gdyż sąsiedzi zza wschodniej granicy rozumieli go w pół słowa. Z rzadka zachodziła konieczność wyjaśnienia, że np. "wielbłąd" to po ukraińsku "werblut".

"Ukraińscy wykonawcy spore fragmenty tekstu przełożyli na język ojczysty. Nie psuło to efektu, a niekiedy potęgowało wymowę. Grający niesfornego ucznia Dima wypinał nagie pośladki w stronę nauczyciela, a ten, wytężając krótkowzroczne oczy, pytał: 'Coś tak zblidł?'. Brzmiało to o wiele ostrzej niż nasze blade, nomen omen, 'zbladł'. Wytypowanej piątce aktorów nie wychodziło skandowanie nazw 'mnogich niewiast obcego rodu', w których 'rozmiłował się' Król Salomon. Ochoczemu wykrzykiwaniu: Sydo-nitki, Moa-bitki, Amo-nitki, i He-tejki, Idu-mejki, nie wszyscy podrywający się z ławek uczniowie potrafili nadać rytm koła zamachowego rozklekotanej katarynki. – Z Kantorem ćwiczyliśmy to miesiąc – pocieszał ich prowadzący, którego wcale nie przejęło, że miejsce Sydonitek zajęły znienacka... sodomitki. – Jak wam się coś podobnego wymknie, nie poprawiajcie. Widz nie zauważy pomyłki. Tak, tak, jeśli chcecie się wyśmiać, to teraz. Póki czas. Po to są próby."
[Janusz R. Kowalczyk, "Coś tak zblidł? Lwowskie warsztaty z 'Umarłej klasy'", "Teatr" 4/2010]

Krzysztof Miklaszewski, karykatura Jacka Frankowskiego do I wydania książki "Kantor od kuchni" Krzysztofa Miklaszewskiego, wyd. Twój Styl, Warszawa 2003, fot. materiały archiwalne
Krzysztof Miklaszewski w karykaturze Jacka Frankowskiego, fot. materiały archiwalne

W Krzysztofie Miklaszewskim Mistrz Kantor znalazł bystrego interlokutora, o solidnym intelektualnym zapleczu. Wybrał go do roli kronikarza, który światu ma zdać o nim świadectwo. Nie mógł lepiej trafić.

Miklaszewski, zawołany gawędziarz, a zarazem człek światły i obyty, twórcę Cricot 2 uczynił bohaterem 10 intrygujących filmów (z ponad 120, które ma na koncie) i 25 programów telewizyjnych. Były to między innymi filmy: "Szatnia Tadeusza Kantora", "Ja, Mistrz", "Ja, Kantor" czy "tadeusz.kantor@europa.pl", o którym pisał Paweł Głowacki:

"[…] pięćdziesięciominutowa impresja Miklaszewskiego. Smakowity filmowy pchli targ. Echo 'Pieska przydrożnego'Miłosza, zbioru szkiców, sugestii, smaków, zostawionych potomnym, co by je, jeśli zechcą, rozwinęli w swoje opowieści pełne, opowieści idące do samego końca. Więc u Miklaszewskiego – migotanie detali słów, detali wspomnień, detali twarzy pamiętnikarzy wielojęzycznych bądź detali gestów i mimiki samego Kantora. Migotanie wiórków anegdot, portretujących legendarne Kantora napady szaleństwa, a obok dudnienie aforystycznie mikrych analiz sztuki Kantora, czynionych przez znawców najpotężniejszych i ze świata całego. Migotanie krajobrazów, co się układają w podobiznę drogi, w równię pochyłą, po której Kantor szedł zawsze w górę. Migotanie jego wielkości i migotanie jego małości. Migotanie smutku przyjaciół i postaci prawie obcych. Wreszcie migotanie strzępów teatralnych dzieł Kantora, prawie wszystkich. Słowem, niczym w kalejdoskopie jakimś, w zdyszanym fotoplastykonie – nęcące do snucia opowieści migotanie stu, może dwustu błahostek, które błahostkami były naprawdę, i tych, które zgrywały się na bycie znakami fundamentalnymi, wiekopomnymi. Sto, może dwieście małych nitek, nagle przez Miklaszewskiego rozświetlanych i równie nagle porzucanych."
[Paweł Głowacki, "Nitki", PolskieRadio.pl Dwójka, 3 czerwca 2015]

Krzysztof Miklaszewski i Lesław Janicki w scenie pomiarów w cricotage'u "Gdzie są niegdysiejsze śniegi..." Tadeusza Kantora, w Riverside Studios, Londyn 1982, fot. materiały archiwalne
Krzysztof Miklaszewski i Lesław Janicki w scenie pomiarów w cricotage'u "Gdzie są niegdysiejsze śniegi..." Tadeusza Kantora, w Riverside Studios, Londyn 1982, fot. materiały archiwalne

Osobowość Mistrza emanuje również z poczytnych książek autorstwa Krzysztofa Miklaszewskiego (między innymi "Spotkania z Tadeuszem Kantorem", "Kantor od kuchni", "Tadeusz Kantor. Między śmietnikiem a wiecznością"). Nie ograniczał się w nich do przedstawiania metody pracy Kantora i jej efektów, ale też odsłaniał jej nie zawsze komfortowe, ani miłe kulisy. Bez osłonek ukazał despotyczny charakter Mistrza, który wszczynaniem gwałtownych awantur tyranizował, choć zarazem mobilizował zespół.

Niektóre z tych publikacji doczekały się obcojęzycznych wersji. "Spotkania z Tadeuszem Kantorem"– hiszpańskiej: "Encuentros con Tadeusz Kantor", w wydaniu meksykańskim (2000) i kolumbijskim (2015), angielskiej: "Encounters with Tadeusz Kantor", trzy wydania w Londynie i Nowym Jorku (2002, 2005 i 2015), oraz chińskiej, w języku mandaryńskim (2015). Po francusku ukazał się tom "Ja, Tadeusz Kantor""Moi, Tadeusz Kantor" (2001).

Krzysztof Miklaszewski ma na koncie także książki o Witoldzie Gombrowiczu i Brunonie Schulzu. We wstępie do "Opowiadań. Wyboru esejów i listów" Schulza w wydaniu Biblioteki Narodowej [Ossolineum, Wrocław 1989] prof. Jerzy Jarzębski kilkukrotnie powołuje się na ustalenia Miklaszewskiego zawarte w jego szkicu "Cena świadomości (Próba analizy opowiadania Brunona Schulza pt. 'Pan')" ["Ruch Literacki" 1996, nr 6]. W 2009 roku Miklaszewski wraca do fascynacji twórcą z Drohobycza w książce "Zatracenie się w Schulzu. Historia pewnej fascynacji".

Równie ekscytujące okazało się podążanie Miklaszewskiego argentyńskimi tropami Witolda Gombrowicza. Ukazał go oczyma ówczesnych przyjaciół. Na tytuł swojej książki "Distancia, Witoldo!" obrał okrzyk, którym grono znajomych pań z kręgu pisarza wymuszało na nim powrót do rzeczywistości, gdy oddawał się zbyt wyrafinowanym spekulacjom lub niebezpiecznym grom towarzyskim. Miklaszewski robi to samo w swojej książce, obalając wiele mitów o autorze "Ferdydurke".

"Jak pan pewnie słyszał od tych polskich plotkarek i argentyńskich mitomanów, Witold miny studiował, a potem, z nagła je na kimś wypróbowywał"– zdradza Zygmunt Grocholski. Nic dziwnego, że autor telewizyjnych "Twarzy teatru" postanowił spod wielu masek wydobyć prawdziwe oblicze Gombrowicza. Szukał go w opowieściach osób, które znały go najlepiej.

Zadawał im nie zawsze wygodne pytania, niekiedy na granicy obyczajowego ryzyka, co w końcu doprowadziło go do smutnego odkrycia. Miny, które prowokator Gombrowicz uwielbiał robić, miały na celu ukrycie prawdy o jego gorzkiej emigracyjnej egzystencji. Ocierającej się wprost o granice ubóstwa.

Miklaszewski, nieodrodny uczeń Tadeusza Kantora, miał szczęście do wybitnych nauczycieli. W arkana literatury wprowadzał go Kazimierz Wyka, historii sztuki – Karol Estreicher, a dokumentu filmowego – Jerzy Bossak. Wpoili weń przekonanie, że śmiech to zdrowie, a humor to inteligencja. Dlatego z całym dobrodziejstwem inwentarza i dobroduszną wyrozumiałością przyjmuje takie choćby rewelacje na swój temat, poczynione zresztą przez zaprzyjaźnionego kolegę po piórze:

"Wybitny megaloman, któremu wydaje się, że jest na ty z Kantorem, Gombrowiczem, Janem Pawłem II i z sobą samym. [...] Uroczy gawędziarz i kronikarz życia, nie tylko artystycznego całej prawie Polski. Oraz okolic. Z teatrem Tadeusza Kantora objechał cały świat, i to kilkanaście razy. Dusza towarzystwa [...] miał wspaniałą Matkę, lekarkę, która niejednego artystę błyskawicznie postawiła na nogi, gdy cierpieli na chwilową, zawodową chorobę. Typ niestety zanikającego Człowieka Omegi. Wie, i zna się, na wszystkim. Kręci filmy o sztuce, pisze książki, ostatnie o Kantorze i Gombrowiczu, bryluje."
[Roman Wysogląd, "Poczet potworów krakowskich (od połowy lat 60. ubiegłego wieku do dzisiaj)", sztukpuk.art.pl]

Krzysztof Miklaszewski z wykonanym na jego podobieństwo przez Tadeusz Kantora manekinem do "Umarłej klasy". Wystawa "Pokoik pamięci o Tadeusz Kantorze", Teatr Mały w Tychach, kwiecień 2016, fot. Małgorzata Czerwińska, dzięki uprzejmości autorki zdjęcia
Krzysztof Miklaszewski z wykonanym na jego podobieństwo przez Tadeusza Kantora manekinem do "Umarłej klasy", wystawa "Pokoik pamięci o Tadeuszu Kantorze", Teatr Mały w Tychach, kwiecień 2016, fot. Małgorzata Czerwińska, dzięki uprzejmości autorki zdjęcia

Wśród wielu pasji, jakich starczyłoby na kilka pracowitych życiorysów, Miklaszewski jest również znakomitym organizatorem. W 1995 roku zainicjował w Krakowie Ogólnopolski Niezależny Przegląd Form Dokumentalnych NURT, który od 1996 roku zakotwiczył się w gościnniejszych Kielcach. Daje on szansę zaistnienia dokumentalistom związanym z Telewizją Polską i jej ośrodkami regionalnymi, ale także filmom debiutanckim i produkcjom niezależnym.

Krzysztof Miklaszewski mógłby sporo opowiedzieć o cenie niezależności. Niektóre z jego tekstów padały ofiarą cenzorskich zapisów, filmy zaś trafiały na półki (jak choćby "Zawsze w sobotę czyli pamiętnik Piotra S." czy "Uwaga! 60 na godzinę"). Praktyka zawodowca podpowiada mu, że stan taki nie trwa wiecznie.

Były doktorant prof. Wyki, sam jako pedagog uczy swoich słuchaczy, żeby bez względu na okoliczności niczego co stworzą (napiszą, nagrają czy nakręcą) nie wyrzucali. Kiedyś z pewności okaże się to potrzebne – objawi swoją moc. Na tym polega siła dokumentu – świadectwo przemijającego czasu.

Twórczość

Książki

  • "Twarze teatru: Jerzy Trela", Kraków 1985
  • "Twarze teatru: Jerzy Stuhr", Kraków 1986
  • "Spotkania z Tadeuszem Kantorem", Kraków 1989, [II wyd., zmienione i poszerzone] Kraków 1992
  • "Słowo prezydenta", Kraków 1990
  • "Encuentros con Tadeusz Kantor" ("Spotkania z Tadeuszem Kantorem"), w jęz. hiszp., [wyd. meksykańskie] Mexico 2000, [wyd. kolumbijskie] Bogota 2015
  • "Moi, Tadeusz Kantor" ("Ja, Tadeusz Kantor"), w jęz. fr., Paris 2001
  • "Encounters with Tadeusz Kantor" ("Spotkania z Tadeuszem Kantorem"), w jęz. ang., [trzy wydania] Londyn i Nowy Jork 2002, 2005, 2015
  • "Kantor od kuchni", Warszawa 2003, Warszawa 2011 [II wyd., poszerzone]
  • "'Distancia, Witoldo!' czyli Gombrowicz oczyma argentyńskich przyjaciół", Warszawa 2004  
  • "Wokół telewizyjnych form dokumentalnych (porządkujące impresje i komplikująceanalizy)", Warszawa 2004
  • "Tadeusz Kantor. Między śmietnikiem a wiecznością", Warszawa 2007                                                                                   
  • "15 lat z... Nurtem", Kielce 2009
  • "Zatracenie się w Schulzu. (Historia pewnej fascynacji)", Warszawa 2009
  • "Konfraternia i bale. Niepodległościowe dziedzictwo Rusieckich", Warszawa–Londyn–Kraków 2009
  • "Spotkania z Tadeuszem Kantorem", wersja chińska w jęz. mandaryńskim, Pekin 2015

Film

  • 1973 – "Rytm życia", pośmiertny reportaż o prof. doktorze Antonim Kępińskim, znakomitym psychiatrze i humaniście
  • 1973 – "Anus Mundi", sylwetka Wiesława Kielara, operatora filmowego, oświęcimskiego więźnia z pierwszego transportu do Auschwitz
  • 1973 –"Literatura o wsi", reporterski sprawdzian oddziaływania literatury nurtu wiejskiego w jego własnym środowisku
  • 1974 – "Droga do teatru", zapis jednego dnia studenta krakowskiej PWST, współautor: Stanisław Zajączkowski
  • 1974 – "Szatnia Tadeusza Kantora", dokument procesu narodzin przedstawienia "Nadobnisie i koczkodany" w Teatrze Cricot 2
  • 1975 – "Pasje malarskie profesora Wyki", zapis ostatnich chwil w życiu prof. Kazimierza Wyki, odwiedzającego miejsca, które ukochał, współautor: Franciszek Palowski
  • 1975 – "Potop po szwedzku", rekonstrukcja najazdu szwedzkiego oczyma Szweda Dahlberga, wybitnego grafika swych czasów, współautor: Artur Janicki
  • 1975 – "Krasowski i 'Sprawa Dantona'", z cyklu: "Anatomia spektaklu", dokument, rejestrujący pracę znanego reżysera nad dramatem Stanisławy Przybyszewskiej w krakowskim Teatrze im. Juliusza Słowackiego, współautorka: Irena Wollen
  • 1975 – "Scena kameralna z reżyserem", zapis twórczych perturbacji związanych z narodzinami kluczowej sceny w telewizyjnej adaptacji "Pogardy" Alberta Moravii w adaptacji Krzysztofa Miklaszewskiego w krakowskim Teatrze TV (z Andrzejem Wajdą jako odtwórcą roli Rheingolda)
  • 1976 – "Skuszanka i 'Ślub'", z cyklu: "Anatomia spektaklu", dokument rozwoju inscenizacji dramatu Witolda Gombrowicza na scenie Teatru im. Juliusza Słowackiego w Krakowie, współautorka: Irena Wollen
  • 1976 – "Witkacy pod namiotem", z cyklu: "Anatomia spektaklu", zapis powstawania musicalu "Szalona lokomotywa"Jana Kantego Pawluśkiewicza w reżyserii Krzysztofa Jasińskiego w Teatrze STU
  • 1978 – "Prawo do sceny", interwencyjny dokument o aktorce Zofii Książek-Bregułowej, która mimo utraty wzroku w powstaniu warszawskim postanowiła pozostać na scenie
  • 1978 – "Przepustka do historii", fabularyzowana opowieść podejmująca wątki głośnej wystawy Marka Rostworowskiego "Polaków portret własny" w Muzeum Narodowym w Krakowie, współautor: Andrzej Geber
  • 1980 – "Drugi dzień narodzin", reporterska rekonstrukcja przeżyć inż. Jana Gołąbka, jedynego więźnia, któremu udało się uciec z kazamatów gestapo przy ul. Pomorskiej w Krakowie
  • 1980 – "Śpiewa Ewa Demarczyk", kilkakrotna rejestracja recitalu piosenkarki w poznańskim Teatrze Polskim, współautorzy: Antoni Dzieduszycki i Andrzej Maj
  • 1980 – "Na planie u Wajdy", reporterski zapis pracy reżysera nad telewizyjnym serialem "Z biegiem lat, z biegiem dni", współautor: Andrzej Geber
  • 1981 – "Zawsze w sobotę czyli pamiętnik Piotra S.", dokończony w 1989 roku półkownik o kabarecie Piwnica pod Baranami, widzianym przez pryzmat osobowości Piotra Skrzyneckiego, współautor: Andrzej Maj
  • 1981 – "Tu! Sześćdziesiątka!!", dokończony w 1989 roku półkownik, utrwalający twórczość najżywiej reagującego na rzeczywistość warszawskiego kabaretu, który z zacisza studia radiowego wyruszył ku odbiorcy (pamiętne występy w Warszawie, Jastrzębiu i w Stoczni Gdańskiej)
  • 1983 – "Wszystko co najlepsze Polsce zostawił", biograficzno-dokumentalny portret Wita Stwosza, współautor: Jerzy Biały
  • 1983 – "Kościół Boga czy czarta",  reportaż przedstawiający dzieje Teatru im. Juliusza Słowackiego w Krakowie, współautor: Waldemar Janda
  • 1983 – "Powrót", reporterski zapis odwiedzin Tadeusza Kantora w rodzinnej wsi Wielopole Skrzyńskie, gdzie po półwieczu nieobecności pokazał w kościele parafialnym swoje "Wielopole, Wielopole", dzieło zainspirowane nazwą i klimatem tej miejscowości
  • 1984 – "Ostatnia Wieczerza w Wielopolu", reportażowy zapis wydanej na cześć Kantora uczty na plebanii w Wielopolu Skrzyńskim, zderzona z ostatnią sceną widowiska "Wielopole, Wielopole", ukształtowaną na podobieństwo "Ostatniej Wieczerzy" Leonarda da Vinci
  • 1985 – "Pora na Nikifora", socjologiczny dokument o kompromitującej recepcji artysty w rodzinnej miejscowości, gdzie żył i tworzył
  • 1985 – "Niech sczezną artyści!", z cyklu: "Anatomia spektaklu", zapis procesu powstawania przedstawienia Tadeusza Kantora
  • 1985 – "Podgórze", portret jednej z dzielnic Krakowa w lustrze dziejów miasta
  • 1986 – "Ja, Mistrz", wizerunek gniewnych reakcji Tadeusza Kantora na tle kłopotów związanych z procesem narodzin nowego przedstawienia
  • 1986 – "Uwaga! Kantor u bram", zapis odbioru anarchicznego przedstawienia Teatru Cricot 2 na deskach szacownej sceny Teatru im. Juliusza Słowackiego
  • 1986–1987 – "Ameryka Allena Ginsberga", półkownik przywołujący obraz Ameryki sprowokowany przez Allena Ginsberga podczas jego autorskiego recitalu w krakowskim Teatrze STU
  • 1987 – "Syndrom Dostojewskiego", z cyklu: "Anatomia spektaklu", analiza "Zbrodni i kary" akcentująca reżyserskie emocje Andrzeja Wajdy podczas rejestracji przedstawienia dla Teatru Telewizji
  • 1987 – "Otwarty to znaczy jaki?", reportażowa refleksja z przebiegu VIII Międzynarodowych Spotkań Teatru Otwartego, Wrocław 1987
  • 1987 – "Jerzy Jarocki: szkic do portretu", próba monograficznego ujęcia twórczości znanego reżysera
  • 1988 – "Josh w Krakowie", reportaż z pobytu znanego kaznodziei amerykańskiego Josha McDowella, który trafnie i błyskotliwie przekładał na język religii nawet najbardziej skomplikowane problemy seksu
  • 1988 – "Prowokacja, okrucieństwo i… dobroć", reportaż z sentymentalnego powrotu do Krakowa znakomitego hiszpańskiego dramaturga i filmowca Fernando Arrabala
  • 1988 – "W naturze polskiej jest jakiś błąd", fabularyzowany dokument o Włodzimierzu Tetmajerze
  • 1989 – "Tadeusz Kantor", z cyklu: "Polacy", próba biograficznej syntezy genialnego twórcy
  • 1989 – "Józef Bogusz", z cyklu: "Polacy", sylwetka chirurga i społecznika, wydawcy "Zeszytów Oświęcimskich", bojownika o deontologię lekarską
  • 1990 – "Kantor a Malczewski: A Personal Vision",  Jacek Malczewski oczami Kantora, podczas pokazu monograficznej wystawy malarza "polskiej martyrologii " w Londynie, produkcja: KTP dla Barbican Gallery London
  • 1990 – "Polscy włodarze londyńskiego zamku", reportaż z siedziby władz Rzeczypospolitej na Uchodźstwie, przypomnienie zapomnianej linii legalizmu prawowitej polskiej władzy, ubezwłasnowolnionej przez aliantów układających się ze Stalinem
  • 1990 – "Cud nad Tamizą", reportaż przedstawiający dzieje Polskiego Ośrodka Społeczno-Kulturalnego (POSK) w Londynie
  • 1990 – "Teatr na nowo otwarty", reportaż z IX Międzynarodowego Festiwalu Teatru Otwartego we Wrocławiu
  • 1991 – "Lechu czyli każdy", zapis widowiska Krakowskiego Teatru Publicystyki według scenariusza i w reżyserii Krzysztofa Miklaszewskiego, współautor: Jacek Knopp, produkcja: KTP
  • 1991 – "Eileen", reportaż odkrywający ślady Irlandki, która z miłości do naszego rodaka została Polką i walczyła w powstaniu warszawskim, produkcja: KTP
  • 1991 – "Fantastycznie wielki pan", portret Karola Frycza, nauczyciela Kantora
  • 1991 – "55", impresyjny portret aktora, reżysera i pisarza Stanisława Brejdyganta, w 55. rocznicę jego urodzin
  • 1991 – "Choinka na Trafalgar", reportaż z wigilijnego wieczoru polskiej elity artystycznej w londyńskim salonie Szczęsnej i Stanisława Michałowskich 
  • 1991 – "W przestworzach i na ziemi", kolaż lotniczych opowieści bohaterów bitwy o Anglię
  • 1991 – "Polski matecznik pana Bohdana", przegląd unikatowej kolekcji poloników Bohdana Wendorffa, długoletniego Szefa Kancelarii Prezydenta RP na Uchodźstwie
  • 1991 – "Materia ducha", rzecz o Bielsku-Białej, portret  zaniedbanego kulturalnie miasta
  • 1992 – "Kolekcja króla Stasia", pokaz utraconej kolekcji Stanisława Augusta Poniatowskiego w londyńskiej Dulwich Picture Gallery
  • 1992 – "Londyńskie pracownie", cykl czterech reportażowych wizyt w pracowniach twórców angielskich (Andrew Logan, Duggy Fields) i polskich (Marian Kratochwil, Ewa Jekiel) działających w Londynie
  • 1992 – "Urodziła się, by być królową", portret królowej angielskiej Elżbiety II na tle jubileuszowej wystawy w Victoria & Albert Museum
  • 1992 – "Schulz w Krakowie", relacja z Dni Schulzowskich na III Festiwalu Kultury Żydowskiej w Krakowie z czerwca 1992 roku, rejestrująca sceniczne sposoby odczytywania jego prozy
  • 1992 – "Muzyka żydowska w Krakowie", dwuczęściowy przegląd dwóch podstawowych nurtów muzyki żydowskiej
  • 1992 – "Edynburga Janusowe oblicze", dwuczęściowy reportaż z Międzynarodowego Festiwalu Sztuki w Edynburgu, zderzający nurt oficjalny ("Miasto sztuki pełne") z tętniącym niepokojem off-festiwalem ("Fringe znaczy wolność"), produkcja: KTP
  • 1992 – "Pół wieku", dyptyk o ZASP Za Granicą w 50. rocznicę jego zawiązania, produkcja: KTP
  • 1992 – "Dwa narody, jedna ojczyzna", dwuczęściowy reportaż z III Festiwalu Kultury Żydowskiej w Krakowie
  • 1992 – "Ostatni z Schulzów", rekonstrukcja życiowych losów pary bratanków Brunona Schulza: Jakuba i Elli
  • 1992 – "Ulica Krokodyli nad Tamizą", relacja z premiery najciekawszej adaptacji prozy Schulza w wykonaniu Teatru Complicité w Londynie, ukazująca odbiór jego krewnych i znajomych zamieszkałych na Wyspach Brytyjskich
  • 1993 – "Spadając, czyli sztuka Marca '68", próba reportażowego podsumowania twórczych dokonań odwołujących się do tej bolesnej daty
  • 1993 – "Przetrwać przez musical", interwencyjny reportaż o lubelskim Teatrze im. Juliusza Osterwy
  • 1993 – "Zimowy sen Wimbledonu", ciekawostki o historii, współczesności i tajemnicach pielęgnacji murawy na centralnym korcie Londynu
  • 1993 – "Kontakt prawdziwy", reportaż z Międzynarodowego Festiwalu Teatralnego w Toruniu
  • 1993 – "Fredro po angielsku", spotkanie z Nöelem Clarkiem, który po raz pierwszy w historii przełożył na angielski wiersz komedie Aleksandra Fredry
  • 1993 – "Konieczność nieustannego wyboru", przegląd teatralnych pasji Karola Reisza
  • 1993 – "Imperium zmysłów i talentu", sylwetka młodego twórcy Dariusza Gorczycy na tle jego głośnej artystycznej prowokacji, widowiska "Imperium cienia"
  • 1993 – "Vladek", wybitny aktor Vladek Sheybal w oczach londyńskiej bohemy
  • 1993 – "Jak nas widzą...", trzy spojrzenia na historię Polski oczyma londyńskich badaczy: Józefa Garlińskiego, Adama Zamoyskiego i Normana Daviesa
  • 1994 – "Ostatni, co tak poloneza wodził", prof. Karol Estreicher w dokumentalnym wspomnieniu w 25. rocznicę śmierci, współautor: Zofia Halota
  • 1994 – "Ten jeden dzień lata", obraz warszawskiego getta w odnalezionych zdjęciach niemieckiego żołnierza, w interpretacji urodzonego w Krakowie żydowskiego dziennikarza i historyka Feliksa Scharffa
  • 1994 – "Ten krakowski Kazimierz", z cyklu: "Małe Ojczyzny", portret zaniedbanej żydowskiej dzielnicy miasta
  • 1994 – "Kontakt przez 'Kontakt'", reportaż z Międzynarodowego Festiwalu Teatralnego Kontakt '94, współautorka: Magdalena Kłaczyńska
  • 1994 – "Otwarte Studio: Universal", reporterski przewodnik po wesołych miasteczkach Universalu w Orlando i Hollywood, produkcja: KTP-Kraków, współautor: Małgorzata Czerwińska
  • 1994 – "Oskar… Oscar", odbrązowiony portret Oskara Schindlera w opowieściach jego dawnych polskich pracowników, którzy nie załapali się na "Spielbergowski afisz", produkcja: ABFilm-Production i KTP-Kraków
  • 1994 – "Polskie gniazdo: Ealing", portret lotniczej społeczności pilotów, dożywających na emeryturze swoich dni w Pafa Home w West Acton, wiejskiej dzielnicy Londynu w pobliżu lotniska Heathrow
  • 1994/1995 –"Auschwitz", oświęcimski tryptyk, opowiadający językiem naszych współczesnych wyobrażeń o historii, teraźniejszości i przyszłości obozu, produkcja: PAI-Warszawa/Wrocław dla Państwowego Muzeum Auschwitz–Birkenau w Oświęcimiu
  • 1994/1995 – "Tarnina w cieniu Azotów", portret kulturalny Puław wobec wyzwań i sprzeczności po ustrojowej zmianie
  • 1995 – "Po prostu: Wyka", obraz genialnego humanisty w 20-lecie śmierci oczami córek, przyjaciół i uczniów, przywołujący unikatowe materiały archiwalne
  • 1995 – "Szansa Krakowa", reportaż z Dni Krakowa, predysponujących miasto do objęcia w 2000 roku tytułu Europejskiej Stolicy Europy, produkcja: Krakowska Fundacja Dziennikarzy "Merkuryusz"
  • 1995 – "Dziesięć przykazań Leszka Mądzika", próba syntezy twórczości założyciela Sceny Plastycznej KUL w 25-lecie jej istnienia
  • 1995 – "A to Kielce właśnie", portret kieleckiego Teatru im. Stefana Żeromskiego w trakcie przygotowań "Wesela" na półwiecze sceny
  • 1996 – "Z Wittgensteinem pod prąd", reportaż z dziennikarskiej majówki na barce podążającej wiślanymi kanałami tropem filozofa, w czasie I wojny stacjonującego wraz z armią w Krakowie
  • 1996 – "Teatr na bruku?", reportaż interwencyjny przeciwko urzędniczym zakusom likwidacji Teatru im. Stefana Żeromskiego w Kielcach
  • 1996 – "Upadłe Anioły w Zwierzyńcu", dokumentacja zbrodni konserwatorskiej popełnionej na zabytkowej polichromii w miejscowym kościele
  • 1996 – "Ostatnia szansa Wielopola", portret miejsca urodzin Tadeusza Kantora, biednej wsi upadającej w epoce transformacji
  • 1997 – "Historia dwóch szopek", anatomia narodzin dwóch krakowskich szopek: dużej i małej, na doroczny konkurs
  • 1997 – "Kwaśne grona Zielonej Góry", portret miasta, zbudowany na antynomiach pokoleniowego i ideologicznego konfliktu
  • 1997/1998 – "Zemsta spółdzielczej sierotki", wstrząsający zapis akcji likwidacyjnej jedynej robotniczej sceny w Krakowie, która przetrwała komunizm, lecz nie przetrzymała "Solidarności"
  • 1998 – "Akcja komin", dokumentalna rekonstrukcja brawurowej inicjatywy podziemnej "Solidarności" podczas drugiej pielgrzymki Jana Pawła II w Polsce – zawieszenia watykańskiej flagi na najwyższym krakowskim kominie w Elektrociepłowni w Łęgu
  • 1998 – "Kultura wokół twierdzy", portret kulturalny Kłodzka przed powodzią i tuż po niej
  • 1998 – "Druga bitwa pod Racławicami", obraz degrengolady historycznego miejsca na tle uroczystych obchodów Dnia Chłopa
  • 1998 – "Polski Ikar", rekonstrukcja portretu pierwszego polskiego lotnika w jego rodzinnej wsi
  • 1999/2000 – "Umieranie Krupniczej", dokumentalny zapis agonii słynnego Domu Literatów przy ul. Krupniczej 22 w Krakowie
  • 1999/2000 – "Polski rektor z Łemkowyny", portret prof. Emiliana Czyrniańskiego, pierwszego grekokatolickiego rektora UJ, twórcy polskich terminów chemicznych, mentora Wróblewskiego i Olszewskiego, współautor: Krzysztof Krzyżanowski
  • 1999/2000 – "Ocalmy Gardzienice!", reportaż interwencyjny przeciw zakusom likwidacyjnym lokalnych władz wobec światowej sławy Ośrodka Praktyk Teatralnych GardzieniceWłodzimierza Staniewskiego
  • 2000/2001 – "Lot", pierwszy polski dokument podsumowujący dzieło teatralne Konrada Swinarskiego w ćwierćwiecze jego tragicznej śmierci w katastrofie lotniczej nieopodal Damaszku
  • 2001 – "Chusta rezerwisty", dokumentalny zapis obyczaju żołnierskiego, oficjalnie zakazanego i zwalczanego w Wojsku Polskim
  • 2001/2002 – "Wędrówka, czyli Życie w Sztuce", impresja dokumentalna, rodzaj syntezy o drodze życiowej i artystycznej Tadeusza Kantora, dokument współfinansowany przez Festiwal Kraków 2000 i Instytut Kultury Polskiej w Londynie
  • 2002 – "Ocalmy to miejsce!", reportaż interwencyjny, próba ocalenia zaniedbanego domu przy u. Tynieckiej 10 w Krakowie, w którym Karol Wojtyła przetrwał okupację
  • 2003 – "Tu się droga załamała", nostalgiczny komentarz klęski powstania styczniowego
  • 2003 – "Marzec buntu i nadziei", próba historycznej weryfikacji Marca 1968 w Polsce
  • 2003 – "Teatralne sokoły z Wadowic", reportaż o artystach amatorskiej sceny, zafascynowanych aktorską pasją Karola Wojtyły
  • 2003 – "Baśka, wio!", inscenizowana impresja dokumentalna o zaczarowanej dorożce Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego
  • 2004 – "Kultura po… jurajsku", reportaż odkrywający nieznane aspekty miasta Trzebinia, rokujące przyszły sukces
  • 2004 – "Twarzą do Wisły", impresja postulująca konieczność walki o piękno Puław w obliczu totalnego zaniedbania niepowtarzalnego krajobrazu
  • 2004 – "Płonie ognisko i szumią dzieje", historia rodziny Braunów, osnuta wokół sztuki Jerzego Brauna "Europa", wystawionej w Tarnowie przez jego bratanka Kazimierza Brauna
  • 2004 – "Kapusta a sprawa polska", przewrotna opowieść o potędze kapuścianego zagłębia w okolicy Miechowa
  • 2004 – "Zima sprawnych razem", reportaż o zimowej olimpiadzie dzieci niepełnosprawnych
  • 2004 – "Szansa Trzebini", dokument o małym mieście z europejskimi aspiracjami, produkcja: Dragon Film Kraków
  • 2005 – "Ja, Kantor", próba zrozumienia filozofii życiowej wielkiego twórcy poprzez przywołanie jego kontrowersyjnych wypowiedzi i zachowań
  • 2005 – "Sceny z 'Umarłej klasy'", zapis przedstawienia Teatru im. Solskiego w Tarnowie, z etiudami szkolnymi rozgrywanymi w autentycznej scenerii klasy tarnowskiego gimnazjum, gdzie uczył się Tadeusz Kantor, produkcja: Małgorzata Czerwińska, Kraków
  • 2005/2006 –"Kalendarz polski", dokument o współczesnej Polsce, utrwalanej przez ośmiu mistrzów fotografii w czterech porach roku 2005, produkcja: Multimedia Bank, Warszawa, współautor: Barbara Sieradzka
  • 2006 – "Kapelan Ognia", przywołana z pamięci rodziny i wychowanków sylwetka księdza Józefa Hojoła, bohatera i patrioty, gnębionego przez tzw. władzę ludową PRL
  • 2006 – "Tyniecka 10: Co dalej ?", reportaż nawiązujący do dokumentu autora z roku 2002 – próba ocalenia domostwa przy ulicy Tynieckiej 10 w Krakowie, gdzie Karol Wojtyła spędził dramatyczne, ale i twórcze siedem lat
  • 2006 – "Pozostanie po nim muzeum?", reportaż interwencyjny w sprawie przedłużających się prac nad Muzeum Tadeusza Kantora w Krakowie
  • 2006 – "Brandstaetter Kazimierza Brauna", z cyklu: "Anatomia spektaklu", dokument ukazujący pracę reżysera nad przedstawieniem "Kamienny dom"Romana Brandstaettera w Teatrze im. Solskiego w Tarnowie, produkcja: Dragon Film Kraków dla Polskiego Wydawnictwa Audiowizualnego na zlecenie Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego
  • 2006 – "Apteka Pod Orłem", nostalgiczne wspomnienie Tadeusza Pankiewicza, bohaterskiego właściciela krakowskiej apteki Pod Orłem, jedynego Polaka mieszkającego podczas niemieckiej okupacji w getcie, który uratował życie setkom Żydów , produkcja: Studio Filmowe Kalejdoskop Warszawa
  • 2007/2008 – "Gra o sukces z ratelem w herbie", dokument o przywracaniu do społecznego życia grupy wykluczonych w procesie zakładania spółdzielni socjalnej w Krakowie, produkcja: Dragon Film Kraków na zlecenie Małopolskiego Instytutu Samorządu Terytorialnego i Administracji (projekt Unii Europejskiej), współautor: Marian Curzydło
  • 2008 – "Niepołomickie Trzosy króla Kazimierza", zbiorowy portret rodu Trzosów na tle dziejów Niepołomic, produkcja: Dragon Film Kraków na zlecenie Urzędu miasta Niepołomice
  • 2008/2009 – "Wielka Wojna na Wschodzie", 8-odcinkowy serial dokumentalny o wojnie polsko–bolszewickiej w latach 1918–1920, produkcja: Tandem Taren To Warszawa dla TVN i Discovery Historia (serial dostępny w formie pakietu kaset DVD)
  • 2009 – "Wielka Wojna na Wschodzie", dokument rekonstruujący zasadnicze fazy wojny polsko–bolszewickiej, produkcja: Tandem Taren To Warszawa
  • 2010 – "tadeusz.kantor@europa.pl", dokument o sentymentalnej podróży po Europie śladami znakomitego twórcy, w 20 lat po śmierci wspominanego przez elitę twórców teatralnych, produkcja: Studio Filmowe Kalejdoskop we współpracy z OTVP Kraków
  • 2012 – "Kalecki. Geniusz zapomniany", dokument rekonstruujący polskie i angielskie tropy życiowe najwybitniejszego ekonomisty XX wieku, prof. Michała Kaleckiego, produkcja: Dragon Film Kraków na zlecenie Fundacji Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie dla TVP

[Jeśli inaczej nie zaznaczono, wszystkie produkcje Telewizji Polskiej S.A.]

Teatr
 

Role w przedstawieniach Tadeusza Kantora

  • 1973 – "Nadobnisie i koczkodany", Teatr Cricot 2, Kraków – postać: Człowiek z drzwiami (Kardynał don Nino de Gewacz)
  • 1975 – "Umarła klasa", Teatr Cricot 2, Kraków – postacie: Pedel w czasie przeszłym dokonanym, Sprzątaczka
  • 1979 – "Gdzie są niegdysiejsze śniegi…", Teatr Cricot 2, Kraków – postacie: Wiejski geometra, Człowiek z gazetami, Człowiek w bieli 
  • 1980 – "Wielopole, Wielopole", Teatr Cricot 2, Kraków – postać:  Żołnierz
  • 1985 – "Niech sczezną artyści", Teatr Cricot 2, Kraków – postać:  Cieć dozorca (Charon)

Role w innych przedstawieniach

  • 2000 – "Jeździec burzy" Arkadiusza Jakubika, reż. Arkadiusz Jakubik, Teatr Rampa na Targówku, Warszawa, premiera: 22 września 2000 – postać: Brujo
  • 2002 – "Big Popiel" Grzegorza Walczaka, reż. Andrzej Maria Marczewski, Teatr Rampa na Targówku, Warszawa, premiera: 1 lutego 2002 – postać: Mutant
  • 2002 – "Przed sklepem jubilera" Karola Wojtyły, reż. Andrzej Maria Marczewski, Studio Teatr Test (Teatr Mentalny) i Teatr Rampa na Targówku, Warszawa, premiera: 16 października 2002 – postać: Stefan
  • 2003 – "Przed sklepem jubilera" Karola Wojtyły, reż. Andrzej Maria Marczewski, Teatr Nowy, Łódź, premiera: 22 października 2003 – postać: Stefan
  • 2006 – "Żaby" Arystofanesa, reż. Wojciech Markiewicz, Teatr im. Ludwika Solskiego, Tarnów, premiera: 10 czerwca 2006 – postać: Sofokles
  • 2008 – "Teatr Brunona Schulza" według Brunona Schulza, adapt. i reż. Andrzej Maria Marczewski, Studio Teatr Test (Teatr Mentalny), Warszawa, premiera (podczas III Międzynarodowego Festiwalu Brunona Schulza w Drohobyczu): 27 maja 2008

Adaptacja

  • 1970 – "Spadanie, czyli o elementach wertykalnych i horyzontalnych w życiu człowieka współczesnego", na motywach poematu Tadeusza Różewicza"Spadanie", współpraca: Edward Chudziński, Krzysztof Jasiński, reż. Krzysztof Jasiński, Teatr STU, Kraków, premiera: wrzesień 1970
  • 1974 – "Bunt na U.S.S. Caine" Hermana Wouka, reż. Irena Wollen, Teatr TV, premiera: 11 lutego 1974
  • 1974 – "Sennik polski", współpraca: Edward Chudziński, reż. Krzysztof Jasiński, Teatr STU, Kraków, premiera 11 listopada 1974
  • 1975 – "Pogarda" Alberta Moravii, reż. Andrzej Łapicki, Teatr TV, premiera: 15 grudnia 1975
  • 1976 – "Płatonow" Antoniego Czechowa, reż. Bogdan Hussakowski, Teatr TV, premiera: 12 stycznia 1976

Adaptacja i reżyseria

  • 1991 – "Lechu, czyli każdy", Kinoteatr Związkowiec, Kraków, premiera: 6 kwietnia 1991
  • 2001 – "Sceny z 'Umarłej klasy'" Tadeusza Kantora, dyplom II Kursu, Ośrodek Praktyk Teatralnych Gardzienice, Lublin, premiera: 24 października 2001
  • 2007 – "Moralność pani Dulskiej" według Gabrieli Zapolskiej, Teatr im. Ludwika Solskiego, Tarnów, premiera: 3 marca 2007
  • 2013 – "Wyczuwam, więc... jestem"Andrzeja Bobkowskiego, przedstawienie impresaryjne, premiera: 25 października 2013

Adaptacja, reżyseria, rola

  • 2001 – "Aż do śmierci" Amosa Oza, współpraca adapt.: Stanisław Michno, Teatr Mist, Kraków, premiera: 30 czerwca 2001 – postać: Hugo
  • 2005 – "Sceny z 'Umarłej klasy'" Tadeusza Kantora, w klasie szkolnej Tadeusza Kantora w I Liceum Ogólnokształcącym im. Brodzińskiego w Tarnowie, Teatr im. Ludwika Solskiego, Tarnów, premiera: 20 kwietnia 2005 – postaci: Głos Mistrza, Osioł

Reżyseria

  • 1999 – "Art" ("Sztuka") Yasminy Rezy, Teatr Rampa na Targówku, Warszawa, premiera: 22 października 1999
  • 2001 – "Skala"Bogusława Schaeffera, Teatr Rampa na Targówku, Warszawa, premiera: 26 października 2001

Nagrody (wybór)

  • 1973 – Nagroda im. Edwarda Csató – przyznana przez Klub Krytyki Teatralnej
  • 1974 – Złoty Ekran
  • 1977 – Złoty Ekran
  • 1978 – Nagroda Artystyczna m. Krakowa
  • 1978 – Nagroda Klubu Krytyki Teatralnej SDP – za cykl programów OTV Kraków "Twarze teatru" i publicystykę teatralną
  • 1979 – Nagroda Specjalna MKiS oraz nagroda Klubu 13 Muz za scenariusz spektaklu "Przyszłość to dziś tylko cokolwiek dalej"– XIX OPTZMF, Szczecin
  • 1980 – Dyplom Honorowy i Medal "Pawie Pióro"– za programy telewizyjne o problemach rewaloryzacji Krakowa
  • 1980 – Nagroda przewodniczącego Komitetu ds. Radia i Telewizji – za cykl biografii aktorskich "Twarze teatru"
  • 1985 – Nagroda Klubu Krytyki Teatralnej SD PRL
  • 1986 – Nagroda przewodniczącego Komitetu ds. Radia i Telewizji – za filmy i programy o Tadeuszu Kantorze i jego sztuce
  • 1988 – Wyróżnienie – XV Przegląd Filmów o Sztuce, Zakopane – za film "Ja, Mistrz"
  • 1995 – Nagroda Publiczności – I Ogólnopolski Niezależny Przegląd Form Dokumentalnych "Nurt", Kraków – za film "Oskar... Oscar"
  • 2000 – Nominacja do Nagrody im. Dariusza Fikusa
  • 2001 – Nagroda L'Ecole de Łódź – nagroda specjalna środowiska filmowego i plastycznego, skupionego wokół Kina Studyjnego "Acatone", Paryż – za cykl filmów i wystaw poświęconych sztuce Tadeusza Kantora
  • 2003 – Nagroda "Pegaza"– Świętokrzyskie Wydarzenie Kulturalne
  • 2004 – Nagroda Prezydenta m. Kielce – za koncepcję i organizację Ogólnopolskiego Niezależnego Przeglądu Form Dokumentalnych w Kielcach
  • 2008 – Hollywood Eagle Documentary Award – główna nagroda za najlepszy film dokumentalny Polish Film Festival, Los Angeles – za film "Apteka Pod Orłem"
  • 2011 – Złoty Laur za Mistrzostwo w Sztuce – Nagroda Fundacji Kultury Polskiej – za mistrzowskie dokonania literackie i reżyserskie, za wielki wkład do rozkwitu kultury polskiej w programach telewizyjnych i publicystyce

Odznaczenia (wybór)

  • 1969 – Zasłużony Działacz Kultury
  • 1969 – Złota Odznaka ZSP
  • 1979 – Medal Komisji Edukacji Narodowej
  • 1981 – Opiekun Miejsc Pamięci Narodowej
  • 1986 – Złoty Krzyż Zasługi
  • 2009 – Złoty Medal Zasłużony Kulturze "Gloria Artis"

[Embed]

Autor: Janusz R. Kowalczyk, lipiec 2017

Obrazek użytkownika janusz.kowalczyk
2017/07/12
FacebookTwitterRedditShare
Dodaj do POŻEGNANIA: 
Viewing all 711 articles
Browse latest View live